Kajtuś Czarodziej. Janusz Korczak
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kajtuś Czarodziej - Janusz Korczak страница 20
Klamka żelazna przecie. Kto mógł przewidzieć? A tymczasem – trrach – złamała się.
Zaraz pan na niego:
– Znów zaczynasz swoje dawne sztuki? Psujesz, niszczysz. Patrz: ściany pochlapane, ławki pokrajane. W chlewie chcesz się uczyć?
Już tak jest, że gdy łobuz się uspokoi, a potem raz mu się nie powiedzie, zaraz wszystko razem się wali.
I za klamkę ojciec musi zapłacić, i na trzeciej przerwie pobił się z chłopakiem, i na lekcji dostał niesprawiedliwy stopień.
To do reszty go zirytowało. Bo co ma sprawowanie wspólnego z nauką? Jeżeli umie, powinien mieć dobry stopień. Łobuz może się dobrze uczyć, a spokojny może być leniuch albo niezdolny. Po co się uczyć, jeżeli nie uszanują?
Akurat pani zachorowała, a pan posłał do ojca.
Ojciec miał wtedy swoje zgryzoty, bo babcia chora i ojciec pracuje tylko trzy dni w tygodniu, więc zarobek lichy i z wypłatą zwlekają.
„Poczekajcie – odgraża się Kajtuś. – Niedługo kończy się miesiąc. Niech się dorwę do czarów, zaraz szkoła pofrunie do ludożerców, a pana zamienię w szczura i karmić będę dwójkami. Nasypię mu dwójek do miseczki i niech je – smacznego!”
Myślał, że ojciec bardzo się rozgniewa.
Ale nie: przygarnął Kajtusia, pocałował w głowę i tylko smutnie powiedział:
– Staraj się, Antoś. Wiem, że ci trudno.
Kajtuś zaraz zapisał w dzienniczku:
Moje postanowienia:
1. Nie żartować. Nie błaznować.
2. Nie bić się.
3. Nie latać z chłopakami.
4. Lekcje odrabiać.
5. Dużo czytać.
Czyta Kajtuś. W domu bieda. To babcia, to mama na zmianę słabują44.
Aż nadszedł ostatni dzień miesiąca.
Tak niespodzianie.
Jutro wróci mu władza. Od czego zacznie? Prócz butelek i słoików, wcale się nie przygotował.
Po pięciu lekcjach wrócił do domu. Nie jadł obiadu: dla ojca więcej zostanie.
Wyszedł nad Wisłę. Przeszedł most.
Dzień był parny.
Pojedzie za miasto.
Uczepił się z tyłu tramwaju. Pięć przystanków przejechał. Konduktor go zgonił.
Idzie. Potem tak samo, już innym tramwajem. Potem pieszo szosą – potem drogą polną i w lasek brzozowy.
Brzozy, brzozy – potem dęby, sosny i dęby.
Ani myśli, kiedy do domu. Idzie w las coraz głębiej. Jakby go kusiło.
Aż zmęczył się. Głodny. Usiadł. Położył się na trawie. Patrzy w niebo poprzez gałęzie. Rozpiął marynarkę.
Cisza.
Zasnął.
Zły miał sen: gonią go – ucieka, gazy trujące za nim puścili. Aż w gardle dusi. Głowa boli.
Zimno!
Otworzył oczy.
Rozgląda się, zdziwiony. Aha – w lesie. Patrzy w górę: wierzchołki drzew mocno się kołyszą. Złowrogi szum. Wiatr.
Ciemno.
Strzał. Nie strzał, a grzmot. I zaraz deszcz. Duże, ciężkie krople.
Znów: błyskawica i grzmot.
Burza. Burza w lesie.
Oprzytomniał.
Zerwał się i biegnie.
Do szosy. Do tramwaju.
Ale w którą stronę?
Nie wie.
Zabłądził.
Źle.
Biegnie. Ale dokąd? Wszystko jedno. Znów grzmot.
Czapka przemokła, z daszka ciurkiem leci. Ubranie ciąży. W butach woda chlupie. A może to zasadzka? Tak właśnie Madej zbłąkany podpisał cyrograf45
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.