Lalka, tom pierwszy. Болеслав Прус

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lalka, tom pierwszy - Болеслав Прус страница 23

Жанр:
Серия:
Издательство:
Lalka, tom pierwszy - Болеслав  Прус

Скачать книгу

panna Izabela weszła, młodzieniec oglądający laski poprawił kołnierzyk na szyi, dwie panienki spojrzały na siebie, pan Lisiecki urwał w połowie swój okrągły frazes o stylu kandelabrów, ale zatrzymał okrągłą pozę, a nawet dama słuchająca jego wykładu ciężko odwróciła się na krześle. Przez chwilę sklep zaległa cisza, którą dopiero panna Izabela przerwała odezwawszy się pięknym kontraltem:

      – Czy zastałyśmy pana Mraczewskiego?…

      – Panie Mraczewski!… – pochwycił pan Ignacy.

      Mraczewski już stał przy pannie Izabeli, zarumieniony jak wiśnia, pachnący jak kadzielnica, z pochyloną głową, jak kita wodnej trzciny.

      – Przyszłyśmy prosić pana o rękawiczki.

      – Numerek pięć i pół – odparł Mraczewski i już trzymał pudełko, które mu nieco drżało w rękach pod wpływem spojrzenia panny Izabeli.

      – Otóż nie… – przerwała panna ze śmiechem. – Pięć i trzy czwarte… Już pan zapomniał!…

      – Pani, są rzeczy, których się nigdy nie zapomina. Jeżeli jednak rozkazuje pani pięć i trzy czwarte, będę służył w nadziei, że niebawem znowu zaszczyci nas pani swoją obecnością. Bo rękawiczki pięć i trzy czwarte – dodał z lekkim westchnieniem, podsuwając jej kilka innych pudełek – stanowczo zsuną się z rączek…

      – Geniusz! – cicho szepnął pan Ignacy mrugając na Lisieckiego, który pogardliwie ruszył ustami.

      Dama siedząca na krześle zwróciła się do kandelabrów, dwie panny do toaletki z oliwkowego drzewa, młodzieniec w binoklach począł znowu wybierać laski i – rzeczy w sklepie przeszły do spokojnego trybu. Tylko rozgorączkowany Mraczewski zeskakiwał i wbiegał na drabinkę, wysuwał szuflady i wydobywał coraz nowe pudełka tłomacząc pannie Izabeli po polsku i po francusku, że nie może nosić innych rękawiczek, tylko pięć i pół, ani używać innych perfum, tylko oryginalnych Atkinsona178, ani ozdabiać swego stolika innymi drobiazgami, jak paryskimi.

      Wokulski pochylił się nad kantorkiem tak, że żyły nabrzmiały mu na czole, i – wciąż rachował w myśli:

      „29 a 36 – to 65, a 15 to 80, a 73 – to… to…”

      Tu urwał i spod oka spojrzał w stronę panny Izabeli rozmawiającej z Mraczewskim. Oboje stali zwróceni do niego profilem; dostrzegł więc pałający wzrok subiekta przykuty do panny Izabeli, na co ona w sposób demonstracyjny odpowiadała uśmiechem i spojrzeniami łagodnej zachęty.

      „29 a 36 – to 65, a 15…” – liczył w myśli Wokulski, lecz nagle pióro prysło mu w ręku. Nie podnosząc głowy wydobył nową stalówkę z szuflady, a jednocześnie, nie wiadomo jakim sposobem, z rachunku wypadło mu pytanie:

      „I ja mam niby to ją kochać?… Głupstwo! Przez rok cierpiałem na jakąś chorobę mózgową, a zdawało mi się, że jestem zakochany… 29 a 36… 29 a 36… Nigdym nie przypuszczał, ażeby mogła mi być tak dalece obojętną… Jak ona patrzy na tego osła… No, jest to widocznie osoba, która kokietuje nawet subiektów, a czy tego samego nie robi z furmanami i lokajami!… Pierwszy raz czuję spokój… o Boże… A tak go bardzo pragnąłem…”

      Do sklepu weszło jeszcze parę osób, do których niechętnie zwrócił się Mraczewski, powoli wiążąc paczki.

      Panna Izabela zbliżyła się do Wokulskiego i wskazując w jego stronę parasolką rzekła dobitnie:

      – Floro, bądź łaskawa zapłacić temu panu. Wracamy do domu.

      – Kasa jest tu – odezwał się Rzecki podbiegając do panny Florentyny. Wziął od niej pieniądze i oboje cofnęli się w głąb sklepu.

      Panna Izabela z wolna podsunęła się tuż do kantorka, za którym siedział Wokulski. Była bardzo blada. Zdawało się, że widok tego człowieka wywiera na nią wpływ magnetyczny179.

      – Czy mówię z panem Wokulskim?

      Wokulski powstał z krzesła i odparł obojętnie:

      – Jestem do usług.

      – Wszakże to pan kupił nasz serwis i srebra? – mówiła zdławionym głosem.

      – Ja, pani.

      Teraz panna Izabela zawahała się. Po chwili jednak słaby rumieniec wrócił jej na twarz. Ciągnęła dalej:

      – Zapewne pan sprzeda te przedmioty?

      – W tym celu je kupiłem.

      Rumieniec panny Izabeli wzmocnił się.

      – Przyszły nabywca w Warszawie mieszka? – pytała dalej.

      – Rzeczy tych nie sprzedam tutaj, lecz za granicą. Tam… dadzą mi wyższą cenę – dodał spostrzegłszy w jej oczach zapytanie.

      – Pan spodziewa się dużo zyskać?

      – Dlatego, ażeby zyskać, kupiłem.

      – Czy i dlatego mój ojciec nie wie, że srebra te są w pańskim ręku? – rzekła ironicznie.

      Wokulskiemu drgnęły usta.

      – Serwis i srebra nabyłem od jubilera. Sekretu z tego nie robię. Osób trzecich do sprawy nie mieszam, ponieważ to nie jest w zwyczajach handlowych.

      Pomimo tak szorstkich odpowiedzi panna Izabela odetchnęła. Nawet oczy jej nieco pociemniały i straciły połysk nienawiści.

      – A gdyby mój ojciec namyśliwszy się chciał odkupić te przedmioty, za jaką cenę odstąpiłby je pan teraz?

      – Za jaką kupiłem. Rozumie się z doliczeniem procentu w stosunku… sześć… do ośmiu od sta rocznie…

      – I wyrzekłby się pan spodziewanego zysku?… Dlaczegóż to?… – przerwała mu z pośpiechem.

      – Dlatego, proszę pani, że handel opiera się nie na zyskach spodziewanych, ale na ciągłym obrocie gotówki.

      – Żegnam pana i… dziękuję za wyjaśnienia – rzekła panna Izabela widząc, że jej towarzyszka już kończy rachunki.

      Wokulski ukłonił się i znowu usiadł do swej księgi.

      Gdy lokaj zabrał paczki i panie zajęły miejsca w powozie, panna Florentyna odezwała się tonem wyrzutu:

      – Mówiłaś z tym człowiekiem, Belu?…

      – Tak i nie żałuję tego. On wszystko skłamał, ale…

      – Co znaczy to: ale?… – z niepokojem zapytała panna Florentyna.

      – Nie pytaj mnie… Nic do mnie nie mów, jeżeli nie chcesz, ażebym rozpłakała się na ulicy…

      A po chwili dodała po francusku:

      – Zresztą,

Скачать книгу


<p>178</p>

perfumy Atkinsona – luksusowe perfumy angielskie. [przypis redakcyjny]

<p>179</p>

wpływ magnetyczny – dziś powiedzielibyśmy: hipnotyczny. Osoba w stanie hipnozy, podobnym do snu, traci świadomość i wolę i spełnia jedynie rozkazy hipnotyzera. W wieku XIX uważano hipnozę za zjawisko analogiczne do magnetyzmu fizycznego i nazywano je również magnetyzmem. [przypis redakcyjny]