Krzyżacy, tom drugi. Генрик Сенкевич
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Krzyżacy, tom drugi - Генрик Сенкевич страница 7
Rycerz począł tłumaczyć się, że białego płaszcza z krzyżem nie przywdział tylko dlatego, iż gdyby to był uczynił, niechybnie byłby pojman lub zabit przez mazowieckie rycerstwo: wszędzie na całym świecie, we wszystkich królestwach i księstwach, znak krzyża na płaszczu ochrania, zjednywa życzliwość i gościnność ludzką, i tylko w jednym księstwie mazowieckim krzyż na pewną zgubę naraża człowieka, który go nosi.
Lecz książę przerwał mu gniewnie:
– Nie krzyż – rzekł – bo krzyż i my całujem, jeno70 wasza niecnota… A jeśli was gdzie indziej lepiej przyjmują, to dlatego, że was mniej znają.
Po czym widząc, że rycerz stropił się71 bardzo tymi słowy, zapytał:
– Byłeś w Szczytnie, albo-li wiesz, co się tam stało?
– Byłem w Szczytnie i wiem, co się tam stało – odrzekł Rotgier – a przybywam tu nie jako czyjś wysłannik, ale z tej jeno przyczyny, że doświadczony i świątobliwy komtur72 z Insburka rzekł mi: Nasz mistrz miłuje pobożnego księcia i ufa w jego sprawiedliwość, więc gdy ja pośpieszę do Malborga, ty jedź na Mazowsze i przedstaw naszą krzywdę, nasze pohańbienie, naszą niedolę. Jużci nie pochwali sprawiedliwy Pan gwałciciela pokoju i srogiego napastnika, który rozlał tyle krwi chrześcijańskiej, jakby nie Chrystusa, ale szatana był sługą.
I tu począł opowiadać wszystko, co stało się w Szczytnie: jako Jurand przez nich samych wezwany, aby zobaczył, czy dziewczyna, którą zbójom odjęli73, nie jest jego córką, zamiast wdzięcznością się wypłacić wpadł w szał; jak zabił Danvelda, brata Gotfryda, Anglika Huga, von Brachta i dwóch szlachetnych giermków, nie licząc knechtów74; jak oni, pomni na przykazania boskie, nie chcąc zabijać, musieli w końcu splątać siecią strasznego męża, który wówczas przeciw sobie samemu podniósł broń i poranił się okrutnie; jak wreszcie nie tylko w zamku, ale i w mieście byli ludzie, którzy wśród wichury zimowej słyszeli podczas nocy po walce straszliwe jakieś śmiechy i głosy wołające w powietrzu: „Nasz Jurand! krzywdziciel Krzyża! rozlewca krwi niewinnej! Nasz Jurand!”
I całe opowiadanie, a zwłaszcza ostatnie słowa Krzyżaka wielkie uczyniły wrażenie na wszystkich obecnych. Zdjął ich po prostu strach, czy istotnie Jurand nie wezwał w pomoc sił nieczystych – i zapadło głuche milczenie. Lecz księżna, która była obecna przy posłuchaniu i która kochając Danusię, nosiła w sercu nieutulony żal po niej, zwróciła się z niespodzianym pytaniem do Rotgiera:
– Mówicie, rycerzu – rzekła – że odbiwszy dziewczynę–niedojdę myśleliście, iż to Jurandowa córka, i dlatego wezwaliście go do Szczytna?
– Tak, miłościwa pani – odrzekł Rotgier.
– A jakożeście mogli to myśleć, skoroście w leśnym dworze widzieli przy mnie prawdziwą Jurandównę?
Na to brat Rotgier zmieszał się, gdyż nie był przygotowany na podobne pytanie. Książę powstał i utkwił surowy wzrok w Krzyżaku, zaś Mikołaj z Długolasu, Mrokota z Mocarzewa, Jaśko z Jagielnicy i inni rycerze mazowieccy przyskoczyli zaraz do mnicha, pytając na przemian groźnymi głosami:
– Jakożeście mogli to myśleć? Mów, Niemcze! Jako to być mogło?
A brat Rotgier ochłonął i rzekł:
– My, zakonnicy, nie podnosim oczu na niewiasty. Było w leśnym dworze przy miłościwej księżnie dwórek niemało, ale która była między nimi Jurandówna, nikt z nas nie wiedział.
– Danveld wiedział – ozwał się Mikołaj z Długolasu. – Gadał ci z nią nawet na łowach.
– Danveld stoi przed Bogiem – odparł Rotgier – i powiem o nim jeno to, że nazajutrz znaleziono rozkwitłe róże na jego trumnie, których, jako w czasie zimowym, nie mogła położyć ręka ludzka.
Znów nastało milczenie.
– Skąd wiedzieliście o porwaniu Jurandówny? – zapytał książę.
– Sama bezbożność i zuchwalstwo uczynku zrobiły go rozgłośnym75 tu i u nas. Więc dowiedziawszy się o tym, daliśmy na msze dziękczynne, że jeno zwykła dwórka, a nie które z rodzonych dzieci waszych miłości było porwane z leśnego dworca.
– Ale to mi zawsze dziwno, żeście mogli niedojdę poczytać76 za córkę Juranda.
Na to brat Rotgier:
– Danveld mówił tak: „Często szatan zdradza swych sług, więc może odmienił Jurandównę”.
– Zbóje wszelako nie mogli, jako prostacy, podrobić pisma Kalebowego i pieczęci Juranda. Któż mógł to uczynić?
– Zły duch.
I znów nikt nie umiał znaleźć odpowiedzi.
Rotgier zaś począł patrzyć pilnie w oczy księciu i rzekł:
– Zaiste, są mi jako miecze w piersi te pytania, albowiem posąd w nich tkwi i podejrzenie. Ale ja, ufny w sprawiedliwość Bożą i w moc prawdy, pytam waszą książęcą mość: zali77 sam Jurand posądzał nas o ten uczynek, a jeśli posądzał, to czemu, nim wezwaliśmy go do Szczytna, szukał na całym pograniczu zbójów, aby od nich córkę wykupić?
– Jużci… prawda! – rzekł książę. – Choćbyś co ukrył przed ludźmi, nie ukryjesz przed Bogiem. Posądzał was w pierwszej chwili, ale potem… potem myślał co innego.
– Oto jak blask prawdy zwycięża ciemności! – rzekł Rotgier.
I potoczył zwycięskim wzrokiem po sali, pomyślał bowiem, że w głowach krzyżackich więcej jest obrotności i rozumu niż w polskich i że to plemię zawsze będzie łupem i karmią Zakonu, równie jak mucha bywa łupem i karmią78 pająka.
Więc, porzuciwszy poprzednią układność, przystąpił ku księciu i począł mówić głosem podniesionym i natarczywym:
– Nagródź nam, panie, nasze straty, nasze krzywdy, nasze łzy i naszą krew! Twoim był ten piekielnik poddanym, więc w imię Boga, z którego władza królów i książąt wypływa, w imię sprawiedliwości i Krzyża, nagródź nam nasze krzywdy i krew!
A książę popatrzył na niego w zdumieniu:
– Na miły Bóg! – rzekł – czegóż ty chcesz? Jeśli Jurand wytoczył w szaleństwie waszą krew, zali ja mam za jego szaleństwa odpowiadać?
– Twoim był, panie, poddanym – rzekł Krzyżak – w twoim księstwie leżą jego ziemie, jego wsie i jego gród, w którym więził sług Zakonu; niechaj więc chociaż ta majętność, niech chociaż te ziemie i ów bezbożny kasztel79
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79