Menażeria ludzka. Gabriela Zapolska

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Menażeria ludzka - Gabriela Zapolska страница 13

Menażeria ludzka - Gabriela Zapolska

Скачать книгу

mężczyzn.

      Kobiety wdzięcznie pochyliły głowy.

      – Dziękujemy! Dziękujemy! – A czyj!

      – Subiekta39 z cukierni i córki kolejnika!

      Wszyscy zaszemrali zadowoleni.

      Warto zostać, taki ślub to już parada. Kolejarze, wiadomo, lubią wszystko z pompą – a taki subiekt z cukierni to „osoba”.

      Tymczasem kościelny wyniósł dwie poduszki i przykląkłszy, układać je począł na stopniach.

      – Poduszki! – zaszemrało na ławkach.

      Lecz znów mężczyźni udzielają informacji bliższych co do osoby pana młodego.

      Kobiety składają z westchnieniem książki i owijając na rękach długie różańce, wyciągają szyje – ciekawe, żądne wiadomości o tych ludziach, którzy za chwil kilka jak papugi powtarzać będą słowa sakramentalnej przysięgi.

      – Więc cóż? Cóż? – pyta jedna przez drugą.

      Pan młody – tak! – zapewne, człowiek bardzo uczciwy, porządny, uczony nawet – zdolny, ma jakieś oszczędności. Kto wie! Może niedługo założy i cukiernię. Z takimi jak on „głowaczami” to wszystkiego spodziewać się można.

      Kobiety kiwają głowami, nagle spoważniałe, jakby ta dobra opinia, którą się cieszy ów subiekt, przejęła je szacunkiem i powagą. Kościelny wnosi kropidło i naczynie z wodą święconą.

      W ławkach powstaje znów szmer.

      – Kropidło!… patrzcie, kropidło!…

      Ale już dwa ścieśnione szeregi ustawiają się wzdłuż ławek, tworząc rodzaj alei bramowanej40 ludźmi. Aleja ta od balustrady przeciąga się aż ku drzwiom głównym, które zakrystian w tej chwili na oścież otwiera. Turkot powozów, hałas uliczny, cały szum letniego, niedzielnego popołudnia wpada nagle w wilgotną ciszę kościoła.

      Przez kolorowe szyby wpadające promienie słońca kładą kolorowe plamy na głowach i grzbietach ludzi.

      – Przyjechali! Przyjechali! – dochodzi wołanie z tłumów zalegających stopnie perystylu41.

      Jest to jednak fałszywy alarm.

      W progu kościelnym ukazuje się drużba w świecącym cylindrze i jasnym palcie narzuconym na ramiona. Dumny jest i wąsy ma podfryzowane żelazkiem fryzjerskim. Stojąc w progu kościoła, ogarnia jednym rzutem oka całą przestrzeń. Mrużąc oczy, zda się chce policzyć świece płonące na ołtarzu, po czym szybko, zaaferowanym krokiem przebiega wąskie przejścia, pozostawione wśród tłumu.

      – Drużba! Drużba! – szemrze tłum, popychając się i wyciągając szyje za znikającym we drzwiach zakrystii mężczyzną.

      Znów nowy napływ ciekawych tłoczy się pomiędzy bocznymi filarami kościelnej nawy. Pełno już jest i gwarno, kobiety półgłosem powtarzają sobie plotki o rodzinie panny młodej. Plotki te wyrastają spod ziemi; służą do zabicia czasu i skracają nudy oczekiwania.

      Koło drzwi wchodowych42 słychać przyciszone śmiechy. Jakiś żartowniś opowiada dziwy o samej pannie młodej.

      – Ależ tak – podobno jakiś hrabia dołożył do posagu kilka tysięcy – ot! Z przyjaźni dla ojca.

      – Hrabia dla konduktora?

      – Co pan chcesz, dziś takie czasy…

      I śmiechy zaczynają się w najlepsze, starsze kobiety sznurują usta i spuszczają oczy.

      Takie nieskromności w świętym miejscu, nie! – ci mężczyźni już żadnej wiary w sercach nie mają!

      Lecz śmiechy milkną, bo w progu pojawia się nagle Honorka z dzieckiem na ręku, w asystencji Kazimierzowej.

      Pojawienie się dwóch kobiet nie byłoby rzeczą niezwykłą, lecz Honorka, z której głowy spadła chustka, z twarzą pokrytą purpurowymi plamami, z pasmami włosów potarganych nad czołem i z konwulsyjnie zaciśniętymi wargami, wnosi z sobą jakąś ponurą grozę, która wydzielając się z jej całej postaci, każe zwrócić na dziewczynę oczy tłumu.

      Kazimierzowa oddała jej przed kościołem dziecko – uznając za stosowne, aby matka z dzieckiem pojawiła się przed wszystkimi, i tak stoi teraz Honorka, cisnąc gorączkowo milczące dziecko do piersi, stoi jak przykuta w progu, podniecając się w energii i rozpaczy, która jej biedną duszę szarpie.

      Oczy ma suche, bez łez, podsiniałe i z osłabienia prawie zezem patrzące.

      Stoi i zda się nie dostrzegać tłumu, który zbitą masą dokoła niej szemrze, z zwierzęcą ciekawością rzucając się na nową zdobycz. Lecz Kazimierzowa nie zasypia sprawy. Na widok oświeconego ołtarza oczy kumy nabiegają łzami. Poprawia chustkę i kiwa głową żałośnie.

      – Tak! tak! – zaczyna z początku stłumionym głosem – przyszliśmy do Pana Jezusa po sprawiedliwość i sąd Jego najświętszy! A niechże On naszą sprawę rozsądzi i nad sierotami zmiłowanie okaże!

      Tłum węchem przeczuwa skandal.

      Ten i ów przysuwa się do Honorki, stojącej ciągle w progu z dzieckiem na ręku.

      – A cóż to się wam krzywda jaka stała?

      Kazimierzowa znów głos zabiera.

      – Stała się nam krzywda ciężka, bo oto tę sierotę, co tu stoi, ten dzisiejszy pan młody sposponował43, cnotę jej wydarł, żenić się przyrzekał i oto teraz z pędrakiem porzucił jak psa na rozstaju!…

      W tłumie zaszemrano i uciszono się nagle. Jakieś zimno smutku i kobiecej niedoli powiało nagle nad głowami obecnych.

      Mężczyźni instynktownie kurczyli się i pochylali głowy, kobiety otwierały szeroko oczy, wpatrując się w dziewczynę i w dziecko, które zdawało się być umarłym, tak leżało cicho wśród szmat i fałd chustki matczynej.

      Lecz kuma nabierała coraz większej śmiałości i pewności siebie.

      – A ino… nie po co innego my przyszły, ino po to, aby pannie młodej się sprezentować, publikę zrobić i nie dopuścić, aby ten wyrwipięta obżenił się na uczciwą wiarę.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив

Скачать книгу


<p>39</p>

subiekt (daw.) – sprzedawca w sklepie. [przypis edytorski]

<p>40</p>

bramowany – dosł.: obszyty po krawędzi pasem materiału. [przypis edytorski]

<p>41</p>

perystyl (z gr.) – termin architektoniczny: przedsionek wsparty na kolumnadzie. [przypis edytorski]

<p>42</p>

wchodowy – dziś popr.: wejściowy. [przypis edytorski]

<p>43</p>

sposponował – dziś popr.: spostponował. [przypis edytorski]