Faraon. Болеслав Прус
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Faraon - Болеслав Прус страница 40
Pokiwał głową, odpoczął i mówił dalej:
– Tymczasem moje dochody od początku panowania zmniejszyły się do połowy, szczególniej w Dolnym Egipcie. Pytam się: co to znaczy?… Odpowiadają: lud zubożał, ubyło wielu mieszkańców, morze zasypało pewną przestrzeń gruntów od północy, a pustynia od wschodu, było kilka lat nieurodzajnych, słowem – awantura za awanturą, a w skarbie coraz płycej…
Proszę cię więc, ażebyś mi wyświetlił tą sprawę. Rozpatrz się, poznaj ludzi dobrze informowanych i prawdomównych i utwórz z nich komisję śledczą. Gdy zaś zaczną składać raporty, nie ufaj zbytecznie papirusowi, ale to i owo sprawdź osobiście. Słyszę, że masz oko wodza, a jeżeli tak jest, jedno spojrzenie nauczy cię, o ile są dokładnymi opowieści członków komisji. Ale nie śpiesz się ze zdaniem, a nade wszystko – nie wygłaszaj go. Każdy ważny wniosek, jaki ci dziś przyjdzie do głowy – zapisz, a po kilku dniach znowu przypatrz się tej samej sprawie i znowu zapisz. To nauczy cię ostrożności w sądach i trafności w ogarnianiu przedmiotów.
– Stanie się, jak rozkazujesz, wasza świątobliwość – wtrącił książę.
– Druga misja, którą musisz załatwić, jest trudniejsza. Coś się tam dzieje w Asyrii, co mój rząd zaczyna niepokoić.
Kapłani nasi opowiadają, że za Morzem Północnym jest piramidalna góra, zwykle okryta zielonością u spodu, śniegiem u szczytu, która ma dziwne obyczaje. Po wielu latach spokoju nagle zaczyna dymić, trząść się, huczeć, a potem wyrzuca z siebie tyle płynnego ognia, ile jest wody w Nilu. Ogień ten kilkoma korytami rozlewa się po jej bokach i na ogromnej przestrzeni rujnuje pracę rolników.
Otóż Asyria, mój książę, jest taką górą. Przez całe wieki panuje w niej spokój i cisza, lecz nagle zrywa się wewnętrzna burza, nie wiadomo skąd wylewają się wielkie armie i niszczą spokojnych sąsiadów.
Dziś około Niniwy i Babelu słychać wrzenie: góra dymi. Musisz więc dowiedzieć się: o ile ten dym zwiastuje nawałnicę i – obmyśleć środki zaradcze.
– Czy potrafię?… – cicho spytał książę.
– Trzeba nauczyć się patrzeć – mówił władca. – Jeżeli chcesz co dobrze poznać, nie poprzestawaj na świadectwie własnych oczu, ale zapewnij sobie pomoc kilku par cudzych.
Nie ograniczaj się na sądach samych Egipcjan: bo każdy naród i człowiek ma wyłączny sposób widzenia rzeczy i nie chwyta całej prawdy. Wysłuchaj zatem, co myślą o Asyryjczykach: Fenicjanie, Żydzi, Hetyci i Egipcjanie, i pilnie rozważ w sercu swym – co w ich sądach o Asyrii jest wspólnego.
Jeżeli wszyscy powiedzą ci, że od Asyrii idzie niebezpieczeństwo, poznasz, że ono idzie. Lecz jeżeli różni mówić będą rozmaicie, także czuwaj, bo mądrość każe przewidywać raczej złe aniżeli dobre.
– Mówisz, wasza świątobliwość, jak bogowie! – szepnął Ramzes.
– Stary jestem, a z wysokości tronu widzi się takie rzeczy, jakich nawet nie przeczuwają śmiertelni. Gdybyś słońce zapytał, co sądzi o sprawach świata, opowiedziałoby jeszcze ciekawsze nowiny.
– Między ludźmi, u których mam zasięgać zdania o Asyrii nie wspomniałeś, ojcze, Greków – wtrącił następca.
Pan pokiwał głową z dobrotliwym uśmiechem.
– Grecy!… Grecy!… – rzekł – wielka przyszłość należy do tego narodu. Przy nas są oni jeszcze dziećmi, ale jaka dusza w nich mieszka…
Pamiętasz ty mój posąg zrobiony przez greckiego rzeźbiarza?… To drugi ja, żywy człowiek!… Miesiąc trzymałem go w pałacu, lecz w końcu – darowałem świątyni w Tebach. Czy uwierzysz: strach mnie zdjął, ażeby ten kamienny ja nie powstał ze swego siedzenia i nie upomniał się o połowę rządów… Jakiż by zamęt powstał w Egipcie!…
Grecy!… Czy ty widziałeś wazy, jakie oni lepią, pałacyki, które budują… Z tej gliny i kamienia wypływa coś, co cieszy moją starość i każe zapominać o chorobie…
A mowa ich?… O bogowie, wżdy125 to muzyka i rzeźba, i malowidło… Zaprawdę mówię, że gdyby Egipt mógł kiedy umrzeć jak człowiek, dziedzictwo po nim objęliby Grecy. I jeszcze wmówiliby w świat, że to wszystko jest ich dziełem, a nas – wcale nie było… A jednak są to tylko uczniowie naszych szkół wstępnych: cudzoziemcom bowiem, jak ci wiadomo, nie mamy prawa udzielać wyższych nauk.
– Mimo to, ojcze, zdajesz się nie ufać Grekom?
– Bo to szczególny naród: ani Fenicjanom, ani im nie można wierzyć. Fenicjanin, gdy chce, widzi i powie prawdę murowaną, egipską… Ale nigdy nie wiesz: kiedy on chce powiedzieć prawdę? Zaś Grek, prosty jak dziecko, zawsze mówiłby prawdę, ale – tego już nie potrafi.
Oni cały świat widzą inaczej niż my. W ich dziwnych oczach każda rzecz tak błyszczy, koloryzuje się i mieni jak niebo Egiptu i jego woda. Czy więc można polegać na ich zdaniu?
Za czasów dynastii tebeńskiej, daleko na północy, było miasteczko Troja, jakich u nas liczy się dwadzieścia tysięcy. Na ten kurnik napadali rozmaite greckie włóczęgi i tak dokuczyli niemnogim126 mieszkańcom, że ci, po dziesięcioletnich niepokojach, spalili forteczkę i wynieśli się na inne miejsca.
Zwykła historia bandycka!… Tymczasem, patrz, jakie pieśni śpiewają Grecy o trojańskich walkach. Śmiejemy się z tych cudów i bohaterstw, boć nasz rząd miał dokładne sprawozdania o wypadkach. Widzimy bijące w oczy kłamstwa, a jednak… słuchamy tych pieśni jak dziecko bajek swej niańki, i – nie możemy się od nich oderwać!…
To są Grecy: urodzeni kłamcy, ale przyjemni, no i mężni. Każdy z nich prędzej poświęci życie, aniżeli powie prawdę. Nie dla interesu, jak Fenicjanie, ale z duchowej potrzeby.
– A co mam sądzić o Fenicjanach? – spytał następca.
– To są ludzie mądrzy, wielkiej pracy i odwagi, ale handlarze: dla nich całe życie mieści się w zarobku, byle dużym, największym!… Fenicjanin jest jak woda: wiele przynosi i wiele zabiera, a wciska się wszędzie. Trzeba dawać im jak najmniej, a nade wszystko czuwać, ażeby nie wchodzili do Egiptu szparami, po kryjomu.
Gdy im dobrze zapłacisz i dasz nadzieję jeszcze większego zarobku, będą wybornymi agentami. To, co dziś wiemy o tajemnych ruchach Asyrii, wiemy przez nich.
– A Żydzi?… – szepnął książę, spuszczając oczy.
– Naród bystry, ale posępni fanatycy i urodzeni wrogowie Egiptu. Dopiero gdy poczują na karkach podkuty gwoździami sandał Asyrii, zwrócą się do nas. Bodajby nie za późno. Ale posługiwać się nimi można… Rozumie się, nie tu, tylko w Niniwie i Babelu.
Faraon był już zmęczony. Więc książę padł przed nim na twarz, a otrzymawszy uściśnienie ojcowskie, udał się do
125
126