Potop. Генрик Сенкевич

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Potop - Генрик Сенкевич страница 102

Potop - Генрик Сенкевич

Скачать книгу

się chwieją…

      – Nie ma już takich! – odpowiedział Kmicic. – Kto miał odstąpić, to już sobie precz poszedł!

      – Nie zwódź, sam to widzisz, że reszta polskich ludzi poczyna się oglądać za siebie.

      Kmicic wspomniał na to, co od Charłampa słyszał, i umilkł.

      – Nic to! – rzekł Radziwiłł – ciężko, straszno, ale trzeba przetrwać… Nie mów nikomu o tym, coś tu ode mnie słyszał… Dobrze, że ten atak choroby dziś na mnie przyszedł, bo już się nie powtórzy, a na dziś właśnie sił mi potrzeba, bo chcę ucztę wyprawić i wesołą twarz pokazywać, by ducha w ludziach pokrzepić… I ty się rozpogódź, a nie mów nic nikomu, bo co ja ci mówię, to jeno dlatego, abyś choć ty mnie nie dręczył… Gniew mnie dziś uniósł… Pilnuj, aby się to nie powtórzyło, bo o głowę twoją chodzi. Alem ci już przebaczył… Tych szańczyków, którymiś Kiejdany obsypał, sam Peterson by się nie powstydził… Idź teraz, a przyślij mi Mieleszkę. Sprowadzono dziś zbiegów spod jego chorągwi, samych gemajnów. Każę mu ich powiesić co do jednego… Trzeba przykład dać… Bądź zdrów… Ma dziś być wesoło w Kiejdanch!…

      Rozdział XXII

      Miecznik rosieński ciężką miał przeprawę z panną Aleksandrą, zanim zgodziła się pójść na ową ucztę, którą hetman dla swych ludzi wyprawił. Musiał tedy błagać prawie ze łzami uporną a śmiałą dziewczynę i zaklinać, że tu o jego głowę chodzi, że wszyscy, nie tylko wojskowi, ale i obywatele zamieszkali w okolicy Kiejdan503, na długość ramienia Radziwiłła, mają się stawić pod groźbą gniewu książęcego, jakże więc opierać się mogą ci, którzy na łaskę i niełaskę strasznego człowieka są wystawieni. Panna, nie chcąc narażać stryja, ustąpiła.

      Jakoż zjazd był niemały, bo wielu okolicznej szlachty wraz z żonami i córkami przypędził. Lecz wojskowych było najwięcej, a zwłaszcza oficerów cudzoziemskiego autoramentu, którzy prawie wszyscy przy księciu wytrwali. Sam on, zanim ukazał się gościom, przygotował twarz pogodną, jak gdyby żadna troska nie zaciążyła mu poprzednio – pragnął bowiem tą ucztą nie tylko we własnych stronnikach i wojskowych ducha ożywić, ale okazać, że ogół obywateli po jego stronie stoi – a tylko swawolnicy opierają się unii ze Szwecją; pragnął okazać, że kraj cieszy się z nim razem, więc nie szczędził zabiegów ni kosztów, by uczta była wspaniała i by echo o niej rozeszło się jak najdalej po kraju. Zaledwie więc mrok pokrył ziemię, setki beczek zapłonęło na drodze zamkowej i dziedzińcu, od czasu do czasu armaty grzmiały, a żołnierstwu przykazano wydawać wesołe okrzyki.

      Ciągnęły tedy jedna za drugą kolaski, karabony504 i bryki wiozące personatów okolicznych i „tańszą” szlachtę. Dziedziniec zapełnił się pojazdami, końmi i służbą, bądź przybyłą z gośćmi, bądź miejscową. Tłumy, strojne w aksamity i lamy505, i kosztowne futra, zapełniły salę tak zwaną „złotą”, a gdy książę ukazał się wreszcie, cały jaśniejący od drogich kamieni i z łaskawym uśmiechem na ponurej zwykle, a przy tym wyniszczonej teraz chorobą twarzy, pierwsi oficerowie zakrzyknęli jednogłośnie:

      – Niech żyje książę hetman! Niech żyje wojewoda wileński!

      Radziwiłł rzucił nagle oczyma po zebranym obywatelstwie, chcąc się przekonać, czy zawtórują okrzykowi żołnierzy. Jakoż kilkanaście głosów z lękliwszych piersi powtórzyło okrzyk, zaś książę zaraz począł kłaniać się i dziękować za afekt szczery i „jednomyślny”.

      – Z wami, mości panowie – mówił – damy rady tym, którzy chcą zgubić ojczyznę! Bóg wam zapłać! Bóg wam zapłać!…

      I chodził naokół po sali, zatrzymywał się przed znajomymi, nie szczędząc w mowie tytułów: „panie bracie” i „miły sąsiedzie” – i niejedna twarz chmurna rozpogadzała się pod wpływem ciepłych promieni łaski pańskiej.

      – Już też niepodobna – mówili ci, którzy do niedawna z niechęcią patrzyli na jego czyny – aby taki pan i tak wysoki senator nieszczerze ojczyźnie życzył; albo więc nie mógł inaczej postąpić, jak postąpił, albo arcana506 w tym jakieś tkwią, które na pożytek Rzeczypospolitej wyjdą.

      – Jakoż od drugiego nieprzyjaciela mamy już więcej wytchnienia, który nie chce się powadzić o nas ze Szwedami.

      – Dajże Boże, aby wszystko zmieniło się na lepsze!

      Byli wszelako i tacy, którzy trzęśli głowami albo wzrokiem mówili sobie wzajem: „Jesteśmy tu, bo nam nóż na gardło położono”.

      Lecz ci milczeli, gdy tymczasem inni, do przejednania łatwiejsi, mówili głośno, tak nawet głośno, żeby ich książę mógł dosłyszeć:

      – Lepiej pana zmienić niżeli Rzeczpospolitą pogrążyć.

      – Niechże Korona myśli o sobie, a my o sobie.

      – Kto zresztą nam dał przykład, jeśli nie Wielkopolska?

      – Extrema necessitas extremis nititur rationibus507!

      – Tentanda omnia508!

      – Całą ufność w naszym księciu połóżmy i na niego we wszystkim się zdajmy. Niechże Litwę i władzę ma w ręku.

      – Godzien on i jednej, i drugiej. Jeśli on nas nie wyratuje, zginiemy… W nim salus509

      – Bliższy on nam niż Jan Kazimierz, bo to nasza krew!

      Radziwiłł łowił chciwym uchem te głosy, które dyktowała bojaźń lub pochlebstwo i nie zważał, że wychodziły one z ust ludzi słabych, którzy w niebezpieczeństwie pierwsi by go opuścili; z ust ludzi, którymi każdy podmuch wiatru mógł chwiać jak falą. I upajał się tymi wyrazami, i sam siebie oszukiwał lub własne sumienie, powtarzając z zasłyszanych zdań to, które zdawało się go najbardziej uniewinniać:

      – Extrema necessitas extremis nititur rationibus!

      Lecz gdy przechodząc mimo licznej grupy szlachty usłyszał jeszcze z ust pana Jurzyca: „Bliższy on nam niż Jan Kazimierz!” – wówczas twarz jego wypogodziła się zupełnie. Samo porównanie i zestawienie go z królem pochlebiało jego dumie, więc zbliżył się zaraz do pana Jurzyca i rzekł:

      – Macie rację, panie bracie, bo w Janie Kazimierzu na garniec krwi tylko kwarta litewskiej, a we mnie nie masz innej… Jeżeli zaś dotąd kwarta garncowi rozkazywała, to od was, panów braci, zależy to zmienić.

      – My też garncem gotowi pić zdrowie waszej książęcej mości! – odrzekł pan Jurzyc.

      – O, toś mi waść w myśl utrafił. Weselcie się, panowie bracia! Chciałbym całą Litwę tu sprosić.

      – Trzeba

Скачать книгу


<p>503</p>

Kiejdany (lit. Kėdainiai) – miasto w środkowo-zach. części Litwy, położone nad rzeką Niewiażą, ok. 40 km na płn. od Kowna. [przypis redakcyjny]

<p>504</p>

karabon – bryka, powóz, pojazd konny do dalekich podróży. [przypis redakcyjny]

<p>505</p>

lama – tkanina jedwabna, przetykana złotymi nićmi. [przypis redakcyjny]

<p>506</p>

arcanum (łac.) – tajemnica, sekret; tu M. lm arcana. [przypis redakcyjny]

<p>507</p>

Extrema necessitas extremis nititur rationibus (łac.) – tonący brzytwy się chwyta; dosł. ostateczna konieczność sięga po ostateczne środki. [przypis redakcyjny]

<p>508</p>

Tentanda omnia (łac.) – wszystkiego należy spróbować. [przypis redakcyjny]

<p>509</p>

salus (łac.) – ratunek, bezpieczeństwo. [przypis redakcyjny]