PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM. Гийом Мюссо

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM - Гийом Мюссо страница 13

PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM - Гийом Мюссо

Скачать книгу

nie chcesz, żeby twoja córka zobaczyła cię w takim stanie? – spytała Nicole.

      Mark opuścił głowę zawstydzony.

      *

      – Całe szczęście, że inni moi klienci nie zachowują się tak jak pan! – wymamrotał pod nosem Jo Callahan, jeden z ostatnich właścicieli tradycyjnych męskich zakładów fryzjerskich na Brooklynie. – Dwuletnia przerwa w strzyżeniu włosów jest doprawdy czymś nierozsądnym, doktorze Hathaway! A już nie mówię o brodzie.

      Stary fryzjer potrzebował całej godziny, żeby uporać się z tym zadaniem. Na koniec, zgodnie ze zwyczajem, przystawił owalne lusterko z tyłu głowy klienta, żeby ten mógł podziwiać nowe uczesanie.

      – Teraz już nie będę tak długo zwlekał z wizytą u pana – obiecał wdzięczny Mark. Z włosami krótszymi o dziesięć centymetrów i świeżo ogolony z trudnością poznawał siebie samego.

      Wyszedłszy od fryzjera, zajrzał jeszcze na chwilę do bardzo eleganckiego sklepu na Park Slope, który zwykł odwiedzać, gdy był jeszcze młodym ambitnym psychologiem. Płócienne spodnie, dobrze skrojona marynarka, modne polo z krokodylkiem wyszytym srebrną nitką… Oczywiście, że „szata zdobi człowieka”. Kilka godzin wcześniej był wyrzutkiem społecznym, który spał w jakiejś opuszczonej pakamerze, a teraz, wymyty, skropiony wodą kolońską i w czystym ubraniu, znów wyglądał na dobrze sytuowanego mężczyznę. Do domu wrócił pieszo. Przed drzwiami nie stał już radiowóz. Do diaska z wami! – pomyślał o policjantach. Miał zadzwonić, gdy przypomniał sobie, że Nicole dała mu jego klucze. Otworzył drzwi. Korytarzem przeszedł do salonu. Okna były otwarte. Pokój tonął w wiosennym świetle i w powietrzu unosił się aromat bergamoty i kwiatów pomarańczy. Muzyka Keitha Jarretta sącząca się z wieży stereo zalewała pokój deszczem kryształowych dźwięków. The Köln Concert: apoteoza Jarretta, najpiękniejszy zaimprowizowany koncert wszech czasów, podobał się nawet tym, którzy nie lubili jazzu. Mark poczuł wzruszenie. Płyta ta miała dla niego wartość sentymentalną. Dostał ją w prezencie od Nicole na początku znajomości.

      – Nicole! – zawołał żonę.

      Cisza. Pewnie jest na górze.

      Pokonując schody po dwa stopnie, wbiegł na piętro.

      – Nicole?

      Otworzył drzwi do łazienki. Pusto. Stanął na progu sypialni. Na drzwiach przypięta pineską wisiała kartka pocztowa przedstawiająca dwie objęte sylwetki odcinające się od tła, lekkiego jak mgła prześcieradła. Mark od razu rozpoznał La Valse, rzeźbę Camille Claudel, którą wspólnie podziwiali w Muzeum Rodina podczas pierwszej podróży do Paryża… Muzyka Jarretta, teraz ta rzeźba… Jakby dwa cukierki zostawione przez Nicole, każące mu myśleć o przeszłości. Ale gdzie jest jego żona? Bezradnie odczepił kartkę i przeczytał tekst z drugiej strony:

      Najdroższy Marku,

      nie niepokój się o mnie. Wszystko jest w porządku, tyle że nie jestem w stanie pojechać z tobą teraz do Los Angeles. Nie myśl, że nie chcę. Pragnę znów być z tobą i z naszą córką. Ale to jest niemożliwe. Tę podróż musisz odbyć sam. Przepraszam cię, że nie mogę powiedzieć nic więcej. Później to zrozumiesz. Cokolwiek się stanie, wiedz, że zawsze cię kochałam i zawsze będę kochać.

      Nicole

      7

      Made in heaven

      Gdy nadchodził, bałam się. W miarę jak się zbliżał, bałam się coraz mniej.

      Emily Dickinson

      Dwanaście godzin później

      Los Angeles

      Saint Francis Memorial Hospital

      Winda bardzo długo jechała do góry. Stojący w niej Mark Hathaway i Frank Marshall patrzyli na siebie jak dwa porcelanowe psy. Zanim winda dotarła na miejsce, przedstawiciel FBI postanowił zadać Markowi pytanie, które od początku cisnęło mu się na usta:

      – Nie wydaje się panu dziwne, że żona nie przyjechała z panem?

      Mark nie odpowiedział od razu. Franka opanowało nieprzyjemne uczucie, że mówi w pustkę.

      – Przecież jednak córka, o której myślała, że nie żyje… – drążył temat Frank.

      – O co panu chodzi?! – przerwał mu zirytowany Mark.

      Na twarzy policjanta pojawiło się wahanie.

      – Jeśli wie pan coś, czego my nie wiemy o pańskiej małżonce – powiedział wreszcie – jeśli ma pan jakieś podejrzenia, musi pan nam to powiedzieć. O to mi chodzi.

      Ale Mark nadal milczał, nawet ostentacyjnie odwrócił się plecami do policjanta. Postanowił zapomnieć o dziwnej kartce, którą zostawiła mu żona i o której nie wiedział, co myśleć. Na razie chciał skupić się na córce. Zobaczy ją już za kilka minut. Nic innego się nie liczyło. Wszystko poza tym było nieważne.

      – Jeszcze jedno – dorzucił Frank. – Dla dobra śledztwa FBI postanowiło, aby wiadomość o odnalezieniu pańskiej córki pozostała tajemnicą. Nie zawiadomiliśmy gazet i dobrze by było, aby dziennikarze na razie nic o tym nie wiedzieli.

      – Dlaczego?

      – Mamy ku temu powody – ostrożnie odpowiedział policjant.

      – Oczywiście nie zamierza mi pan nic wyjaśnić! – zaatakował go Mark. – Wciąż ta obsesja trzymania wszystkiego w tajemnicy. Ale ja się nie zgadzam! Nie ma pan prawa mi rozkazywać!

      Frank, poirytowany zachowaniem Marka, nacisnął guzik alarmu, blokując windę między piętrami. Postanowił wyjaśnić sytuację.

      – Żeby sprawa była jasna, Hathaway: pozwolę panu zabrać Laylę do Nowego Jorku tylko wtedy, gdy zgodzi się pan na moje warunki.

      – Mam pana w dupie. Włącz pan tę windę z powrotem.

      – Przede wszystkim pańską córkę ma codziennie badać nasz psycholog. Kiedy zacznie mówić, my pierwsi będziemy z nią rozmawiać.

      To już było dla Marka za wiele. Złapał policjanta za kołnierz i rozpłaszczył go na lustrze windy tak gwałtownie, że dźwig się zachybotał.

      – Psychologiem to ja jestem, zrozumiano?! Mojej córki nie będzie oglądał nikt poza mną. Jestem specjalistą od tego typu wypadków, jestem najlepszy w swojej dziedzinie.

      Frank nie szarpał się, zauważył tylko:

      – Być może był pan najlepszy w swojej dziedzinie, ale teraz jest pan już tylko kłębkiem nerwów, człowiekiem gwałtownym i impulsywnym, którego domem przez dwa lata była ulica. Nie jest pan idealną osobą, aby zajmować się dzieckiem w stanie szoku, chyba się pan ze mną zgodzi.

      Mark rozluźnił uścisk, ale nie przestał przyciskać Franka do lustra.

      –

Скачать книгу