PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM. Гийом Мюссо
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM - Гийом Мюссо страница 12
W wagonie metra zwalił się bez sił na siedzenie. Nie mógł oddychać, widział wszystko zamazane, ale nie wolno mu było się teraz poddać. Musiał się uspokoić, dojść do siebie. Nawet jeśli głowa mu pękała, a serce biło z szybkością stu sześćdziesięciu uderzeń na minutę.
Uspokój się. Musisz stać się tym, kim byłeś przedtem. Zrób to dla Layli. Ona żyje. Zawsze byłeś o tym przekonany. Nie wiedziałeś dokładnie dlaczego, ale tak było.
Zamknął oczy. Starał się opanować.
To dlatego nigdy nie zdecydowałeś się na ostatni krok. Żeby być obecnym w chwili, gdy ją odnajdą. Teraz będziesz musiał jej pomóc. Musisz być silny. Dla niej.
Długi czas siedział bez ruchu, otwierając oczy tylko po to, żeby sprawdzić, na którą stację wjeżdża metro. Nagle z zamętu panującego w jego mózgu coś się wyłoniło, bardziej przez intuicję niż w wyniku logicznego myślenia.
Data! Sprawdź datę!
Na jednym z siedzeń naprzeciw niego leżało poranne wydanie „New York Post”. Wziął je i nerwowo sprawdził datę: sobota, 24 marca 2007 roku. Wiadomość, którą zostawiła mu Nicole w telefonie, była wiadomością z poprzedniego wieczoru. A więc Layla została odnaleziona wczoraj, 23 marca 2007 roku. Sama w sobie data ta nie oznaczała nic specjalnego, ale dla niego była jak wypalona gorącym żelazem w sercu i w mózgu. Layla bowiem znikła 23 marca 2002 roku. Dokładnie pięć lat wcześniej.
*
Mark zjawił się na małej spokojnej uliczce Brooklynu, na której stał obecnie obcy mu budynek, kiedyś będący jego domem. Na chodniku zauważył samochód policyjny stojący w miejscu, gdzie nie wolno było parkować. Dwoma susami pokonał schodki ganku i zapukał do drzwi, zapominając o dzwonku. Po chwili w otwartych drzwiach stanęła Nicole. Jej spojrzenie mówiło o wszystkim: o bolesnej nieobecności, o tym, jak silne jest prawdziwe przywiązanie… Padli sobie w ramiona. Uścisk przerwało przybycie agenta FBI, który stanął za plecami Nicole.
– Dzień dobry, doktorze Hathaway – rzekł policjant, pokazując swoją odznakę. – Frank Marshall, oddział FBI w Kalifornii, myślę, że przypomina mnie pan sobie.
Mark popatrzył na niego. Nicole musiała go uprzedzić, ponieważ nie zdziwił się na widok kloszarda. Miał solidny wygląd Eda Harrisa: był krępy, włosy miał obcięte na jeża, wyraz twarzy przychylny. To on prowadził śledztwo w sprawie zniknięcia Layli.
– Gdzie ona jest?! – spytał Mark. – Gdzie jest Layla?!
Nicole otworzyła usta, ale Marshall odpowiedział za nią:
– Trzeba być ostrożnym, doktorze Hathaway – uprzedził go, idąc w kierunku laptopa leżącego na stole w salonie. – Na razie nie jesteśmy w stu procentach pewni, że chodzi o pana córkę. Dopiero powie nam coś na ten temat analiza DNA, która jest w toku.
Marshall nacisnął klawisz i na ekranie pojawiła się twarz dziewczynki.
– To zdjęcie zostało zrobione wczoraj wieczorem, kilka godzin po tym, jak została odnaleziona.
Mark nachylił się ku ekranowi.
– To jest Layla! To nasza córka! – stwierdził zdecydowanie.
– Mam nadzieję, że to ona – powiedział Marshall.
– Chcę ją zobaczyć!
– Nie ma jej w Nowym Jorku, doktorze.
– A gdzie jest? – spytał Mark, podchodząc do Marshalla.
– W Los Angeles. W Saint Francis Memorial Hospital.
– Jak ona się czuje?
– Trudno powiedzieć. Lekarze ją badają. Jeszcze za wcześnie, żeby…
– Została pobita? Zgwałcona?
– Naprawdę nie wiemy.
– Jak to nie wiecie! – wybuchł Mark.
Zbliżył się do policjanta tak, że prawie go dotykał ciałem, i patrzył na niego groźnie.
– Panie doktorze, niech się pan uspokoi. – Marshall cofnął się odruchowo. – Powiem panu wszystko po kolei, tak jak pana żonie.
Nicole zaciągnęła ich do kuchni i przygotowała kawę. Mężczyźni usiedli obok siebie i Marshall wyciągnął z kieszeni notes. Chciał być pewien, że nie pominie żadnej informacji.
– Wczoraj po południu, około siedemnastej, znaleziono błąkającą się w jednym z pasaży centrum handlowego Sun Shine Plaza w hrabstwie Orange County, pod Los Angeles, dziesięcioletnią dziewczynkę.
Mark objął głowę rękami.
– Wiek, wygląd, znamię, z którym się urodziła, blizna na brodzie, wszystko wskazuje, że chodzi o waszą córkę – ciągnął Marshall.
– To w tym centrum handlowym… – zaczął Mark cicho.
– To w tym centrum ona zniknęła, dokładnie pięć lat temu, co do dnia! – dokończył za niego Marshall.
Na twarzy Marka pojawił się wyraz niedowierzania.
– A więc pojawiła się z powrotem dokładnie o tej samej godzinie, o której zniknęła, i w tym samym miejscu… tyle że pięć lat później.
– Zgadzam się z panem, że to nie może być przypadek.
– A co ona mówi?
– W tym właśnie problem, doktorze, ona nic nie mówi.
Mark zmarszczył brwi.
– Dotąd nie powiedziała ani słowa, ani do nas, ani do lekarzy, którzy zajmują się nią od wczorajszego wieczoru – powiedział Frank.
Może cierpi na całkowity zanik mowy? – zastanowił się Mark, reagując tym razem jak psycholog. Wiele razy zdarzyło mu się leczyć dzieci cierpiące na mutyzm funkcjonalny. Zniecierpliwił się.
– Dość tego gadania! Lecę do Los Angeles, po Laylę – oznajmił, wstając.
– Zarezerwowaliśmy dla państwa miejsce na dziś lub jutro – powiedział Frank, również wstając. – Proszę tylko powiedzieć, kiedy będziecie gotowi, odwieziemy was na lotnisko.
– Jesteśmy gotowi! – rzekł Mark. – Nie ma sensu zwlekać.
W pokoju zapadła nieprzyjemna cisza, po czym odezwała się Nicole.
– Nie!
Mark popatrzył na nią