Zamiana. Beth O'leary
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zamiana - Beth O'leary страница 4
a potem ktoś inny stwierdził: „No nie, przecież to śmieszne…”
i gdy dyrektor generalny Upgo Finance zasugerował: „Chyba już wystarczy, nie sądzicie…?”
byłam załatwiona. Łapałam oddech, zgięta wpół, pewna, że za chwilę umrę.
– Już dobrze – powtarza Bee, mocno ściskając mnie za ręce. Siedzimy zaszyte w jednoosobowym przeszklonym boksie w rogu biura Upgo; kiedy mnie tu przyprowadziła, byłam w stanie hiperwentylacji i miałam przepoconą bluzkę. – Już dobrze. Jestem przy tobie.
Wciągam powietrze chrapliwymi haustami.
– Selmount stracił przeze mnie kontrakt z Upgo? – wydobywam z siebie.
– Rebecca właśnie rozmawia z dyrektorem. Na pewno wszystko się ułoży. Nie myśl o tym, oddychaj.
– Leena?! – woła ktoś. – Leena, dobrze się czujesz?
Nie otwieram oczu. Jeżeli będę tak siedzieć w ciemności, może okaże się, że to nie jest głos asystentki mojej szefowej.
– Leena? To ja, Ceci, asystentka Rebekki.
Kurczę, jakim cudem tak szybko się tu zjawiła? Z siedziby Selmount do biura Upgo metrem jedzie się co najmniej dwadzieścia minut.
– Och, Leena, co za historia! – mówi Ceci. Podchodzi do boksu i masuje mi ramię irytującym okrężnym ruchem. – Biedactwo. Tak, wypłacz się.
Wcale nie płaczę. Powoli wypuszczam powietrze z płuc, patrzę na Ceci w designerskiej sukience i z niezwykle triumfalnym uśmiechem na ustach i po raz setny przypominam sobie w duchu, że należy wspierać inne kobiety w biznesie. Naprawdę głęboko w to wierzę. Kieruję się tą zasadą i zamierzam się jej trzymać, wspinając się po szczeblach kariery na sam szczyt.
Kobiety są jednak także ludźmi. A niektórzy ludzie są okropni.
– Co możemy dla ciebie zrobić, Ceci? – pyta przez zęby Bee.
– Rebecca przysłała mnie, żebym sprawdziła, czy nic ci nie jest – zwraca się do mnie asystentka szefowej. – Wiesz, po tym twoim… – przebiera palcami w powietrzu – małym zachwianiu. – Brzęczy jej iPhone. – O, właśnie przysłała mi maila.
Bee i ja czekamy spięte. Ceci niemiłosiernie długo czyta wiadomość.
– No i co? – pyta Bee.
– Hm? – mruczy Ceci.
– Rebecca? Co napisała? Czy moje… czy przeze mnie straciliśmy kontrakt? – jąkam.
Przechyla głowę, ciągle wpatrując się w telefon. Czekamy. Czuję falę paniki, która też czeka – by mnie zatopić.
– Rebecca wszystko załatwiła. Jest fantastyczna, prawda? Nie wycofują się z projektu z Selmount i mimo sytuacji okazali wielką wyrozumiałość – informuje nas w końcu Ceci. – Chce teraz z tobą porozmawiać, więc powinnaś chyba pędzić do biura.
– Gdzie? – wyduszam z siebie. – Gdzie chce się ze mną spotkać?
– Hm? W pokoju pięć C, w dziale HR.
No jasne. Gdzież by indziej mogła mnie wywalić, jeśli nie w dziale kadr?
*
Rebecca i ja siedzimy naprzeciw siebie. Towarzyszy jej Judy z działu HR. Siedzi po jej stronie stołu, nie po mojej, a to nie jest dobry znak.
Moja szefowa odgarnia włosy z twarzy i patrzy na mnie z mieszaniną smutku i współczucia, co odczytuję jako bardzo zły znak. Przecież to Rebecca, królowa szorstkiej przyjaźni, mistrzyni wbijania szpil w najmniej spodziewanym momencie. Kiedyś powiedziała mi, że jedyną skuteczną drogą do najlepszych wyników jest oczekiwanie niemożliwego.
Jeżeli jest dla mnie miła, to w zasadzie oznacza, że straciła nadzieję.
– Leena, dobrze się czujesz? – zaczyna.
– Ależ tak, oczywiście, nic mi nie jest – mówię. – Rebecca, pozwól, że wszystko wyjaśnię. To, co się stało na spotkaniu… – Milknę, bo marszczy brwi i macha ręką.
– Słuchaj, Leena, wiem, że świetnie grasz swoją rolę, i Bóg mi świadkiem, że cię za to uwielbiam. – Zerka na Judy. – Selmount ceni twój… charakter i pozytywne nastawienie. Ale przestańmy pieprzyć. Wyglądasz jak siedem cholernych nieszczęść.
Judy dyskretnie kaszle.
– Zastanawiamy się właśnie, czy nie jesteś trochę wyczerpana – ciągnie na jednym oddechu Rebecca. – Sprawdziliśmy twoje papiery. Wiesz, kiedy ostatni raz brałaś wolne?
– Czy to… podchwytliwe pytanie?
– Tak jest, bo w ciągu ostatniego roku nie wzięłaś ani jednego dnia z przysługującego ci urlopu. – Rebecca piorunuje wzrokiem Judy. – Co, nawiasem mówiąc, w ogóle nie powinno być możliwe.
– Mówiłam ci już – syczy Judy. – Nie wiem, jak się prześliznęła.
W odróżnieniu od niej wiem, jak się prześliznęłam. Dział kadr głównie mówi o tym, że dba, aby personel wykorzystywał roczny przydział urlopu, ale w rzeczywistości ogranicza się do przysyłania maila dwa razy do roku z informacją, ile zostało ci dni, i dorzucania na zachętę czegoś o „równowadze psychicznej i fizycznej”, o „naszym holistycznym podejściu do pracownika” i „potrzebie przejścia na tryb offline, by zmaksymalizować swój potencjał”.
– Naprawdę, Rebecca, nic mi nie jest. Bardzo mi przykro za moje… że dzisiaj rano przerwałam spotkanie, ale jeżeli pozwolisz mi…
Znowu mars i machnięcie ręki.
– Leena, przepraszam. Wiem, że to dla ciebie strasznie trudny czas. Praca nad tym projektem jest niezwykle stresująca i od pewnego czasu mam wrażenie, że zlecając ci go, nie byliśmy wobec ciebie fair. To prawda, że kiedy mówię coś takiego, zwykle robię sobie jaja, ale twoje dobro naprawdę leży mi na sercu, jasne? No więc po rozmowie z naszymi partnerami uzgodniliśmy, że zabieramy ci projekt dla Upgo.
Nagle wstrząsa mną idiotyczny niekontrolowany dreszcz, którym moje ciało przypomina mi, że nie odzyskałam jeszcze nad nim panowania. Otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale Rebecca nie daje mi dojść do głosu.
– Postanowiliśmy też nie powierzać ci żadnego projektu przez najbliższe dwa miesiące – kontynuuje. – Potraktuj to jako urlop regeneracyjny. Dwa miesiące. Nie wolno ci wracać do Selmount, dopóki nie odpoczniesz i przestaniesz wyglądać jak osoba, która spędziła rok na froncie. Zgoda?
– To nie jest konieczne – zapewniam ją. – Rebecca, proszę, daj mi szansę udowodnić, że…
– Do cholery, Leena, dostajesz prezent – rzuca rozdrażnionym tonem. – Płatny urlop! Dwa miesiące!