JEJ OGRÓDEK. Penelope Bloom
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу JEJ OGRÓDEK - Penelope Bloom страница 3
Wyzywająco uniosłam brew.
– No co? – spytał.
– Czekam, ponieważ wiem, że nie możesz się doczekać, kiedy sprawdzisz, czy mam rację.
– To bez znaczenia, czy masz rację. Po prostu… – Davey westchnął, a następnie lekko odwrócił głowę i zbliżył dłoń do ust. Dmuchnął. Chuchnął.
Uśmiechnęłam się triumfalnie.
– Nawet jeśli masz rację, to i tak jest to głupie – stwierdził.
– Jestem przekonana, że racja wyklucza głupotę.
Facet siedzący obok mnie parsknął, jakby właśnie się obudził.
– Jak cholera – mruknął.
– Widzisz? On się ze mną zgadza.
Davey nachylił się i zniżył głos:
– To jest Carl i zgodzi się ze wszystkim, co powiesz, ponieważ masz cycki.
– Mimo wszystko. – Wzruszyłam ramionami. Zastanawiałam się, czy Carl byłby równie zafascynowany moimi cyckami, gdyby wiedział, jak wiele zawdzięczają biustonoszowi.
Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy, chociaż ciężko się odprężyć, gdy furgonetką tak rzuca, że co chwilę prawie spadasz z siedzenia.
Wciąż nie mogłam uwierzyć, że tu jestem. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej wydawało się, że wszystko jest na swoim miejscu. Miałam chłopaka. Zaczynałam naukę w szkole piękności. Zamierzałam zostać fryzjerką i chciałam wreszcie robić coś, co mnie fascynuje. Ciekawe, czy którykolwiek z facetów jadących ze mną w furgonetce trafił tutaj z takiego samego powodu – jakby to był jakiś cuchnący czyściec dla ludzi, którym nie było dane spełniać swoich marzeń.
A może po prostu byli równie biedni jak ja i nie zamierzali wybrzydzać na możliwość zarobku.
Na szczęście nigdy nie miałam w zwyczaju użalać się nad sobą. Owszem, byłam w czarnej dupie, ale nie zamierzałam pozwolić, żeby mnie to zdołowało. Poza tym nie zajmowałam się byle jakim ogrodnictwem. Byłam „rzeźbiarką krzewów”. Z tego, co mi wiadomo, rzeźbienie to sztuka. Innymi słowy, zostałam zawodową artystką.
Davey właśnie przycinał sobie paznokcie, chociaż furgonetką tak rzucało, że tylko czekałam, aż obetnie sobie palec. Nie wiedziałam, czy to odwaga, czy głupota. Znając go, zapewne jedno i drugie. Nigdy mu tego nie mówiłam, ale w przedszkolu zaczepiłam go tylko dlatego, że przypominał mi małego żółwia. Miał zbyt długą, nieco spiczastą górną wargę i wolno chodził, lekko się przy tym kołysząc. Wciąż potajemnie uwielbiałam tę jego żółwiowatość, ale raczej nie chciałby tego usłyszeć.
Trącił mnie łokciem.
– Poradzisz sobie, Nell. Wyluzuj. – Postukał knykciami moje zaciśnięte dłonie, jakby chciał rozbić jajko.
Uśmiechnęłam się krzywo, próbując się uspokoić.
– Wyglądam na zdenerwowaną?
– Wyglądasz, jakbyś próbowała wysrać diament wielkości mojej pięści.
Skrzywiłam się.
– Po pierwsze, ja nie sram. Jestem damą. Wypróżniam się w kulturalny i poprawny sposób. A nawet gdybym… robiła kupę, pachniałaby ona jak róże i była drobnych rozmiarów.
Davey się uśmiechnął.
– Kiedy razem mieszkaliśmy, nie było niczego grzecznego ani poprawnego w…
Kopnęłam go w stopę, a on na szczęście się przymknął. Kilku facetów rzucało w naszą stronę zaciekawione spojrzenia.
– Może i jestem zdenerwowana, ale tylko dlatego, że chcę dobrze wypaść.
– To tylko strzyżenie krzaków, Nell. Co możesz schrzanić?
– Och, sama nie wiem. – Wskazałam swoje włosy, które obecnie miały śmiały pomarańczowy kolor. Przypominały mi o moim chwalebnym pożegnaniu ze szkołą piękności. Może powinnam była potraktować to jako dowód, że nie jestem gotowa, skoro zawaliłam własną fryzurę w przeddzień egzaminu. Zamierzałam tylko lekko rozjaśnić swój naturalny brązowy kolor włosów. Ups!
Davey popatrzył na nie z namysłem.
– Rzeczywiście masz tendencję do psucia wszystkiego, czego się dotkniesz, ale mówię to z ogromną sympatią.
Wyszczerzyłam zęby.
– Dzięki. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś nie przypominał mi, że ciągle daję dupy.
Davey parsknął.
– Nie interesuje mnie, jak dorabiasz na boku.
Storpedowałam go wzrokiem, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu, chociaż byłam pewna, że pozostali faceci w furgonetce mają mnie za wariatkę.
– Puszczę to mimo uszu. Zresztą tym razem sobie poradzę. Potrzebuję tej roboty. – Nachyliłam się i ściszyłam głos. – Poza tym nie zapomnę, że nadstawiłeś karku, żeby mi ją załatwić.
Pokiwał głową.
– Wszystkie moje członki są do twojej dyspozycji.
– To nie będzie konieczne, ale… dzięki – odrzekłam z drwiącym uśmiechem.
– No, jesteśmy na miejscu.
Kiedy zerknęłam przez okno, przekonałam się, że Davey nie żartował, kiedy mówił, że większość klientów Ogrodowego Krasnala mieszka w posiadłościach. Już wcześniej się stresowałam, ale teraz miałam wrażenie, że mój żołądek wywinie kozła. Wyluzuj, Nell. Poradzisz sobie.
Z mojego doświadczenia wynikało, że zapewne tak nie będzie, ale nie zamierzałam pozwolić, by przeszłość wpływała na mój każdy krok. Równie dobrze mogłabym zwinąć się w kłębek w jakimś ciemnym kącie i niczego nie robić do końca życia. Zresztą moje plany na przyszłość były jasne: wciąż próbować, nawet jeśli skończy się to kolejną katastrofą.
Pomyślałam o swojej siostrze, żeby odsunąć od siebie wizję płonących krzewów i ogrodowych nożyc wbitych w moją pierś. Kiedy było mi ciężko, miałam w zwyczaju oglądać na YouTubie filmiki, w których Ashley śpiewa i gra na gitarze. Zawsze wkładała w to tyle serca, a ja, pomimo braku obiektywności, byłam pod wrażeniem jej niezwykłego talentu. Oglądając te filmy, płakałam z dumy. Smarkula zasługiwała na coś więcej niż ja. Nie obracała wszystkiego w ruinę i miała prawdziwy talent. Dlatego zamierzałam zrobić, co w mojej mocy, żeby nie spieprzyć tej roboty, z myślą o niej.
A także z myślą o Daveyu, który z pewnością wyleciałby z pracy, jeśli dałabym ciała.
Gdybym