JEJ OGRÓDEK. Penelope Bloom

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу JEJ OGRÓDEK - Penelope Bloom страница 4

JEJ OGRÓDEK - Penelope Bloom

Скачать книгу

w komplecie ze spodniami i butami. Miałem także stroje do biegania, koszykówki, tenisa i kilku innych sportów, które uprawiałem, gdy czas mi na to pozwalał. W kolejnej części znajdowała się maskująca oraz jaskrawa odzież, której używałem podczas polowań. W głębi garderoby zbudowałem schowek, w którym trzymałem broń myśliwską, łuki i ościenie do połowu ryb. Nigdy bym się do tego nie przyznał, ale przechowywałem tam także wielki miecz, którym lubiłem wymachiwać, gdy nikt mnie nie widział, i oczywiście wydawałem przy tym świszczące odgłosy.

      Stałem na środku garderoby w samej bieliźnie i zastanawiałem się, którym Harrym Barnidge’em będę dzisiaj. Naszła mnie gorzka refleksja. W pewnym momencie moje życie stało się serią odrębnych egzystencji. Znajomi, z którymi polowałem, nie mieli pojęcia, że lubię koszykówkę i tenisa. Ludzie, których poznałem w pracy agenta literackiego, nie uczestniczyli w moich wyprawach myśliwskich. Nie potrafiłem wskazać, kiedy to się zaczęło, ale z każdym kolejnym rokiem granice między poszczególnymi częściami mojego życia stawały się coraz wyraźniejsze. Podświadomie czułem, że właściwa kobieta pomogłaby mi wszystko scalić, ale nie wiedziałem, czy już jestem na to gotowy.

      Jak prawie każdego ranka założyłem strój do ćwiczeń i ruszyłem do siłowni we wschodnim skrzydle. Moją sypialnię dzielił od niej spory kawałek, a po drodze mogłem się przyjrzeć ogrodom przed domem. Ogromnie lubiłem na nie patrzeć, zarówno z okien na piętrze, gdy szedłem poćwiczyć, jak i z którejś z ławeczek skrytych pośród krzewów i kwiatów, gdzie mogłem napawać się zapachami i dźwiękami. Coraz częściej szukałem takich chwil ciszy, które były jak kamienie zapewniające chwilowy azyl przed nieustannie gnającym mnie nurtem.

      Za godzinę mieli się pojawić ogrodnicy, żeby wszystko ogarnąć i ozdobnie przystrzyc ogromne żywopłoty obok fontanny. Wieczorem urządzałem przyjęcie z okazji premiery książki dwóch moich pisarek i chciałem, żeby wszystko wyglądało idealnie. Gdybym miał wskazać klucz do sukcesu w mojej branży, postawiłbym na dobre wrażenie. Nawet dom i ogród mogły wpłynąć na to, jakie stawki wydawcy zaproponują moim autorom za kolejne książki.

      Kiedy dotarłem do oszklonej domowej siłowni, z zaskoczeniem stwierdziłem, że jest tam mój brat. Zważywszy na to, że był dorosłym, żonatym mężczyzną, wzbudziło to moje podejrzenia.

      Otworzyłem drzwi i wyłączyłem hałaśliwą muzykę.

      – Wszystko w porządku? – spytałem.

      Peter upuścił hantle na matę. Chwycił ręcznik i otarł pot z czoła. Miał ciemniejsze włosy niż ja, ciemniejsze oczy i ciemniejszą twarz, której nie opuszczał gniewny grymas. Takiego gościa ludzie boją się pytać o godzinę.

      – A czemu miałoby nie być?

      – Nie wiem. Może dlatego, że jesteś w moim domu o czwartej nad ranem i ćwiczysz?

      – Proste wyjaśnienie. Violet i Zoey wyjechały z miasta, a ja nie mogłem im towarzyszyć. Poza tym postanowiłem nieco zmienić wystrój domu, więc… moja sypialnia obecnie nie ma dachu, a w siłowni jest plac budowy.

      – Więc wsiadłeś do samochodu o trzeciej w nocy i przyjechałeś tutaj, żeby skorzystać z mojej siłowni?

      – Czego nie rozumiesz? Mam ci narysować wykres?

      Uśmiechnąłem się szeroko.

      – Ale z ciebie palant. Powiedziałbyś mi, gdyby działo się coś złego, prawda?

      – Przyjechałem tutaj poćwiczyć, a nie na terapię, więc zapewne niczego bym ci nie powiedział. Ale skoro mowa o terapii, jak poszła rozmowa z Nathanielem Crossem?

      – Zgodnie z oczekiwaniami. Cross chciał mi przypomnieć, że ma w garści wszystkich najważniejszych wydawców, a co za tym idzie, także mnie.

      Peter roześmiał się kwaśno.

      – Było warto?

      – Dać jego synowi po pysku? Owszem, było warto.

      – Wciąż uważam, że przegapiłeś okazję. Tamta kobieta, z której go ściągnąłeś, zapewne chętnie wróciłaby z tobą do domu.

      – Nie byłem zainteresowany, zresztą nadal nie jestem. Mam za wiele na głowie, żeby znów się angażować. – Dotknąłem panelu na ścianie, żeby włączyć muzykę. – Źle to robisz. Jeśli będziesz nakrywał kciuk małym palcem, nabawisz się kontuzji ramienia.

      – Tak lepiej? – spytał Peter, pokazując mi środkowy palec.

      Zignorowałem go i przeszedłem do małej spiżarni z lodówką, którą zainstalowałem w pomieszczeniu. Nie znosiłem zdrowej żywności, ale nauczyłem się, że powinienem wmuszać w siebie choćby suplementy, żeby cały czas nie czuć się do dupy. Przyrządziłem koktajl o smaku kredy i wypiłem go duszkiem, mocno się przy tym krzywiąc.

      Wyczerpanie spowodowane dźwiganiem dużych ciężarów zawsze rozjaśniało mi umysł. Po dziesięciu minutach ociekałem potem. Wypuściłem z rąk sztangę, która z brzękiem upadła na podłogę.

      Zwrócił moją uwagę jakiś ruch za oknem. Podszedłem, żeby się lepiej przyjrzeć. Przed domem stała zielona furgonetka Ogrodowego Krasnala. Od razu zauważyłem, że tym razem ekipa nie składała się z samych mężczyzn. Towarzyszyła im kobieta o włosach koloru drogowego słupka. Wytężyłem wzrok. Była daleko, ale po jej ruchach dostrzegłem, że jest atrakcyjna, pomimo dziwacznej fryzury.

      Pokręciłem głową. Ćwiczenia zazwyczaj rozjaśniały mi umysł. Sprawiały, że czułem się, jakbym siedział na szczycie góry i intonował „om”.

      Zazwyczaj.

      Z jakiegoś powodu teraz nie mogłem się odprężyć. Ciągle podchodziłem do okna i patrzyłem, jak kobieta zbliża się do długiego żywopłotu, który ciągnął się wzdłuż podjazdu aż do frontu domu. Zanim wzięła do rąk nożyce, przez niemal minutę klęczała z przekrzywioną głową i uniesionymi dłońmi, jakby wyobrażała sobie swoje dzieło.

      Kiedy wreszcie zabrała się do pracy, odcinała po jednym listku. Nie mogłem oderwać się od okna. Przycinała pojedynczy listek, cofała się, rozmyślała przez kolejną minutę, potem przycinała kolejny listek. Wyglądało to, jakby ktoś strzygł nożyczkami pole golfowe.

      Po pięciu minutach odszedłem wreszcie od okna i wróciłem do treningu.

      Peter patrzył na mnie znacząco z ławki, na której spocony przysiadł.

      – Obserwujesz ptaki?

      – Tak, przecież mnie znasz.

      – Owszem. A znając ciebie, gdybyś zobaczył za oknem ptaka, pewnie już rozglądałbyś się za spluwą, żeby zestrzelić go z nieba.

      Uniosłem palec.

      – Ejże, nie jestem bezdusznym zabójcą. Lubię polować, ale poluję tylko na zwierzynę w sezonie i odstrzeliwuję tylko…

      – Wiem, wiem. Odstrzeliwujesz tylko zwierzęta, które zamierzasz zjeść lub spożytkować w inny sposób. Po prostu lubię cię drażnić.

      Miałem ochotę przewrócić oczami, ale wiedziałem, że sprawię

Скачать книгу