JEJ OGRÓDEK. Penelope Bloom
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу JEJ OGRÓDEK - Penelope Bloom страница 8
Zresztą dalsze angażowanie się byłoby błędem. Nie musiałem otwierać tej książki, żeby wiedzieć, jak ona się kończy.
– Jesteś ze mną? – spytał Peter.
Drgnąłem i wbiłem wzrok w brata. Dobrze znał kodeks wędkarski. Powinien uszanować ciszę, zwłaszcza widząc, że jestem pogrążony w myślach. Nie fascynowało go łowienie ryb, chociaż się do tego nie przyznawał. Był jeszcze większym mrukiem ode mnie, więc nigdy by nie zdradził, że wsiada na łódkę tylko po to, żeby spędzić ze mną trochę czasu. Pozwalałem mu zachowywać tę małą tajemnicę.
Siedział naprzeciwko mnie na jedynym wolnym miejscu. Wyglądał nienaturalnie w prostej koszuli i spodniach khaki, które mu pożyczyłem. W odróżnieniu ode mnie Peter nie był innym człowiekiem w zależności od sytuacji. Zawsze był sobą. Stale refleksyjny, nieco marudny i bardzo inteligentny. Choćby ubrał się w pełny strój maskujący, nawet z daleka wyglądałby na pisarza.
– Tak, jestem – odpowiedziałem.
Odwzajemnił moje spojrzenie. Odkąd poznał Violet dwa miesiące temu, nieco złagodniał. To wspaniale, ale i tak niech się ode mnie odwali.
– Zadzwonią za dwie minuty, a ty pewnie wolałbyś być wtedy przytomny. Chwileczkę, ujmę to inaczej. Jesteś moim agentem, więc to ja zdecydowanie wolałbym, żebyś był przytomny, kiedy zadzwonią, ponieważ masz dla mnie wywalczyć lepszy kontrakt. Obiecałeś, że nasza wycieczka ci w tym nie przeszkodzi.
– Nic mi nie jest. Po prostu się zamyśliłem.
– Widziałem. Tak się zatopiłeś w myślach, że aż łódka zaczęła wibrować.
– Wbrew plotkom, wcale nie wibruję, kiedy jestem zamyślony.
– Nad czym tym razem rozmyślałeś?
– Czy to twoja nowa pasja? Bo jeśli tak, to zmienię zamki.
– Być może, dopóki nie przestaniesz wyglądać tak żałośnie, kiedy wydaje ci się, że nikt nie patrzy. A jeśli zmienisz zamki, to powybijam ci pieprzone okna, więc się nie krępuj.
Uśmiechnąłem się kpiąco.
– Posłuchaj, naprawdę doceniam to, że się o mnie troszczysz. Mimo że to dziwne. Po prostu… długo podróżowałem na autopilocie i kiedy wreszcie się zatrzymałem, żeby się rozejrzeć, okazało się, że nie wiem, gdzie jestem.
Peter pokiwał głową z poważną miną.
– Rozważasz rezygnację z pracy agenta?
– Nie. Lubię tę robotę. Ale czegoś mi brakuje.
– Owszem, kobiety.
Od razu w myślach zobaczyłem Nell. Sam ściągnąłem to sobie na głowę. Unikałem umawiania się z kobietami przez ponad rok, więc nic dziwnego, że gdy wreszcie postanowiłem wrócić do gry, od razu wpadłem po uszy.
– Czy miałeś kiedyś problemy z kobietami przez swoje pieniądze? – spytałem nagle.
– Chodzi ci o naciągaczki? Jasne.
– Chodziło mi raczej o ludzi, którzy zmienili się, gdy posmakowali luksusu. Uważam, że większość osób nie jest psychicznie gotowa do dysponowania dużymi pieniędzmi. Rozsypują się pod ich wpływem.
Peter się uśmiechnął.
– Nie uważasz, że lekko przesadzasz?
– Nie. Zastanów się nad tym. Ile znasz osób, które całkowicie się zmieniły, gdy posmakowały twoich pieniędzy? Albo takich, które stały się nie do wytrzymania, gdy tylko zdobyły własny majątek?
Peter wzruszył ramionami.
– Pewnie sporo.
– No właśnie. A jak wielu ludzi dalej codziennie chodziłoby do pracy, gdyby nie były im potrzebne pieniądze?
– Pewnie niewielu.
– Zgadza się. Pieniądze to marchewka na końcu kija. Sprawiają, że czas poświęcany na ciężką pracę nie wydaje nam się stracony. Możemy znieść nawet gównianą robotę, jeśli przynosi zysk. Ale kiedy udaje nam się odłączyć od systemu, od razu dystansujemy się od tych, którzy wciąż w nim tkwią. Jak ktoś, kto haruje po sześćdziesiąt godzin w tygodniu, może zrozumieć twoje problemy, skoro masz dziesiątki milionów na koncie?
– I to ma jakiś związek z twoimi problemami uczuciowymi? Po prostu umawiaj się z kobietami, które mają pieniądze, i po kłopocie.
– Wcale nie. Nie pasuję do tych wszystkich ludzi. Ani trochę. Potrzebuję kogoś prawdziwego i zwyczajnego. Tylko że kiedy wiążę się z takimi kobietami, pieniądze szybko je psują.
– Więc może nie dawaj im pieniędzy?
– A co się stanie, jeśli się pobierzemy? No i jak długo mam znosić to, że moja dziewczyna ma kłopoty finansowe, skoro mógłbym rozwiązać wszystkie jej problemy jednym pociągnięciem pióra? To nie takie proste.
Peter westchnął.
– Widzę, że dużo o tym myślałeś, ponieważ znalazłeś tysiąc powodów, by dalej się zadręczać. Pozwól, że na chwilę wcielę się w rolę pisarza i zadam ci metaforyczne pytanie. Gdybyś wpadł do głębokiego dołu i wiedział, że nie masz szans się wydostać, to czy raczej byś usiadł i czekał na śmierć, czy może spędził ostatnie dni życia na próbowaniu wszystkiego, co tylko możliwe, żeby się uwolnić?
– Wkurza mnie, kiedy wyciągasz z rękawa dobre argumenty. Nawet metaforyczne. – Znów pomyślałem o Nell. Tak naprawdę chciałem spróbować, chociaż byłem prawie pewien, że nic z tego nie wyjdzie. Chciałem zawalczyć, ponieważ intuicja podpowiadała mi, że ona jest tego warta, jakkolwiek wariacko by to brzmiało. Przecież prawie jej nie znałem. Możliwe, że należała do jakiejś grupy ekstremistów. Albo, co gorsza, była weganką.
Wiedziałem tylko, że mój puls przyśpieszał za każdym razem, gdy przypominałem sobie jej twarz, egzotyczny kształt oczu oraz lekko wykrzywione usta, jakby stale rozbawione, z łobuzersko uniesionym kącikiem.
Zadzwonił mój telefon, przywracając mnie do rzeczywistości. Odebrałem z włączonym głośnikiem.
– Tutaj Harry i Peter – odezwałem się.
Przez kilka minut wymienialiśmy uprzejmości, a potem wydawca Petera próbował wrobić nas w zaniżoną ofertę na kolejną książkę.
Z nieobecnym wzrokiem założyłem świeżą przynętę na haczyk i zarzuciłem wędkę.
– Zrobimy tak. Rozłączę się, a wy