JEJ OGRÓDEK. Penelope Bloom
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу JEJ OGRÓDEK - Penelope Bloom страница 11
– W odróżnieniu ode mnie.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale gwałtownie je zamknęła. Ponownie przesunęła dłonią w górę klatki piersiowej i uśmiechnęła się.
Zachichotałem. A więc wróciliśmy do języka migowego. Nie żartowałem, kiedy powiedziałem, że cieszę się na nasze spotkanie na przyjęciu. W jednej chwili próbowałem przekonać samego siebie, że ta iskra w przyszłości wywoła paskudną eksplozję, a już za moment dosłownie pędziłem przez swoją posiadłość, żeby złapać Nell przed zakończeniem pracy.
Kiedy się nad tym zastanawiałem, miałem wrażenie, że to żałosne. Postanowiłem, że będę trzymał się od niej z daleka, ale nie wytrwałem nawet jednego dnia. Ale może to dobry znak. Może to oznaczało, że nie czeka jej taki sam los jak inne kobiety, z którymi się spotykałem. Mnóstwo niewiadomych, ale podejrzewałem, że już wkrótce się przekonam.
5. Nell
Davey uważnie mi się przyjrzał i z uznaniem skinął głową. Stałam przed wysokim lustrem w naszym wspólnym mieszkaniu. Gdyby chodziło o kogokolwiek innego, takie pomieszkiwanie z kimś byłoby dziwaczne. Na szczęście Davey i ja pragnęliśmy romansu równie mocno jak ciosu cegłą w twarz.
Mieszkaliśmy razem, ponieważ dogadywaliśmy się bez dramatów, a dzielenie czynszu na pół nam się opłacało. To wszystko.
Nasze mieszkanie było niewielkie. A dokładniej, było tak małe, że moja sypialnia w ciągu dnia musiała nam służyć za jadalnię, a Davey spał za kotarą.
Stałam przed kilkoma lusterkami, które powiesiłam na ścianie obok drzwi wejściowych. Okazało się, że jedno duże lustro kosztuje znacznie więcej niż kilka małych. Moje problemy finansowe sprawiały również, że nie dysponowałam imponującą kolekcją drogich strojów, ale znałam się na szyciu. Zrobiłam kilka drobnych poprawek w sukience, którą właśnie miałam na sobie, licząc na to, że dzięki temu będzie wyglądała na droższą i bardziej elegancką.
– Wyglądasz bardzo szykownie – stwierdził Davey. – Jak dziwka z Las Vegas, której jeszcze nie wyniszczyły trudy życia.
– To dobrze, że szykownie. Komentarz o Las Vegas mniej mi się podoba. Może mogłabym wyglądać jak tajemnicza światowa kobieta, która ukrywa intrygującą przeszłość? Na przykład jakbym była rosyjską agentką, która musiała zabić swojego partnera, żeby uchronić się przed zdemaskowaniem?
– Eee, nie. Nic z tego. Wyglądasz jak ktoś, kto woli czytać książki niż skakać ze spadochronem. Ale sukienka jest ładna.
Zmarszczyłam czoło.
– Czy ta uwaga o skakaniu ze spadochronem miała mnie obrazić? Bo według mnie po prostu powiedziałeś, że nie jestem szalona.
Davey wzruszył ramionami.
– Wyglądasz świetnie, Nell. Jestem pewny, że mu się spodobasz.
Westchnęłam.
– Powiedziałbyś mi prawdę, gdybym wyglądała źle?
– Nie, ale jestem kiepskim kłamcą. Od razu byś mnie przejrzała.
– Dziękuję. – Stęknęłam i opadłam na kanapę. Uważałam, żeby nie popsuć sobie fryzury, którą układałam przez pół godziny. – Widziałeś pingwina, którego wyrzeźbiłam dziś rano?
Davey się roześmiał.
– To miał być pingwin? Zaczęłaś od krocza i zapomniałaś wyrzeźbić resztę?
Nawet nie mogłam zaoponować. Prawda była taka, że przypadkowo uformowałam olbrzymiego penisa, którego będą mogli obejrzeć wszyscy goście podczas wieczornego przyjęcia dla bogaczy. Poza tym wciąż nie byłam pewna, czy Harry zaprosił mnie dlatego, że mnie polubił, czy może postanowił publicznie upokorzyć.
Uznałam, że jestem niesprawiedliwa. Nic nie wskazywało na to, by Harry miał tak okrutne zamiary. Moja sceptyczna natura najwyraźniej starała się przygotować mnie na nieuniknione rozczarowanie. Takie rzeczy mi się nie przytrafiały. Przystojni mężczyźni o poukładanym życiu nie zapraszali mnie do swoich posiadłości. W tym wszystkim na pewno tkwił jakiś haczyk. Musiałam o tym pamiętać, żeby nie skończyć ze złamanym sercem.
Może facet trzyma zwłoki w piwnicy. Albo odpowiedzią są przebłyski mroku, które dostrzegłam w jego oczach – chociaż podejrzenie, że Harry może zmagać się z wewnętrznymi demonami, jeszcze bardziej mnie do niego przyciągało. Cokolwiek to było, myśl, że po prostu mnie polubił, wydawała się trudna do zaakceptowania. Nie chodziło o to, że uważałam się za osobę, której nie da się lubić. Prawdę mówiąc, miałam o sobie całkiem dobre mniemanie. Przyrządzałam najlepszą jajecznicę, umiałam wiązać buty jedną ręką i rewelacyjnie śpiewałam pod prysznicem. Zresztą mniejsza o trywialne talenty, byłam dumna z tego, że wciąż się nie poddawałam, chociaż wszechświat bezustannie starał się mnie przekonać, abym przestała gonić za swoimi marzeniami.
Ale wszechświat mógł się wypchać, ponieważ byłam zbyt uparta, żeby się zatrzymać. Może nie wiedziałam, do czego dokładnie dążę, i nie miałam konkretnych planów spełnienia swoich niejasnych, częściowo uformowanych marzeń, ale wcale mnie to nie zniechęcało.
– Wiesz co – odezwałam się, wciąż leżąc na kanapie. – Nie chodzi o to, że nie zasługuję na to, by Harry mnie polubił, ale i tak nic z tego nie rozumiem.
– A więc uważasz, że powinien cię lubić, ale nie pojmujesz, dlaczego tak jest?
– Rozumiem, jak działa świat, Davey. Wszystkim rządzi hierarchia wartości, zwłaszcza związkami. Każdy ma swój niewidzialny status: połączenie pozycji społecznej, cech osobowości i atrakcyjności. Facet taki jak Harry ma wynik co najmniej dziewięćdziesiąt pięć na sto, a te pięć punktów odejmuję tylko dlatego, że nie może być taki idealny, na jakiego wygląda. Może sika na deskę w łazience albo woli koty od psów. Coś musi być z nim nie tak.
– Coś jest z nim nie tak. W końcu leci na ciebie.
Rzuciłam w Daveya poduszką, ale z łatwością się uchylił.
– Mówię serio – ciągnęłam. – Mój wynik to jakieś siedemdziesiąt punktów na sto, i to kiedy mam dobry dzień. Nie więcej.
Moja praca to ściema szyta grubymi nićmi. Moje konto w banku to kpina. Poza tym nie byłam typem ślicznotki, do której ustawiają się w kolejce reklamodawcy i producenci kosmetyków. Byłam wystarczająco ładna, by komplementowały mnie miłe staruszki, ale nie aż tak, by faceci na motocyklach próbowali mnie namówić do opuszczenia szyby na autostradzie. Z drugiej strony szyby w moim aucie się nie opuszczały, więc i tak musieliby się obejść smakiem.
– Dałbym ci co najmniej siedemdziesiąt dwa punkty – stwierdził Davey.
– Masz szczęście, że skończyły mi się poduszki.
– To