JEJ OGRÓDEK. Penelope Bloom

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу JEJ OGRÓDEK - Penelope Bloom страница 9

JEJ OGRÓDEK - Penelope Bloom

Скачать книгу

ktoś inny zaproponował nam lepsze warunki.

      – A jeśli powiedzą, żebyśmy się wypchali?

      – Wtedy okaże się, że nie powinieneś był zatrudniać swojego brata jako agenta. Ale tak się nie stanie. Mamy coś, czego oni pragną. Już nam powiedzieli, ile chcą za to zapłacić. Nie zmienią zdania tylko dlatego, że ich obraziłem.

      Telefon ponownie zadzwonił już po minucie. Gdy wysłuchaliśmy nieco hojniejszej oferty, rozłożyłem ręce i posłałem Peterowi szeroki uśmiech.

      Kiedy przyklepaliśmy interes, jak zwykle ogarnęło mnie przyjemne ciepło. Byłem uzależniony od negocjacji.

      – Wreszcie szczery uśmiech – odezwał się Peter. – Ciekawe, czy to z powodu podpisania umowy, czy może wyobrażasz sobie negocjacje z tamtą dziewczyną o pomarańczowych włosach.

      Ze śmiechem kopnąłem go w nogę.

      – Czy mogę odzyskać swojego normalnego starszego brata? Tego, który jest zbyt zaaferowany sobą, by zauważyć, że płonę?

      Peter zdzielił mnie pięścią w ramię.

      – Mam udawać, że się o ciebie nie troszczę? Jasne. Ale tylko przez jakiś czas. Dobra robota z tą umową.

      – Widzisz, stale muszę udowadniać, że nie pracuję dla ciebie tylko dlatego, że jestem twoim bratem, ale też dlatego, że nie udałoby ci się znaleźć nikogo lepszego.

      – Wciąż mi to powtarzasz.

      – Właśnie, a teraz, jeśli nie masz nic przeciwko temu, muszę zawrócić łódkę i coś załatwić.

      Peter posłał mi znaczące spojrzenie.

      – Cieszę się, że moja mowa motywacyjna na coś się przydała. Poza tym uświadomiłeś sobie, że przegrasz nasz zakład o to, kto przyniesie do domu więcej ryb.

      Popatrzyłem na Petera.

      – Ile ryb złapałeś?

      Zmarszczył czoło.

      – Żadnej. Dopiero wypłynęliśmy.

      – Tylko się upewniam. – Lekko szarpnąłem wędką i natychmiast poczułem, jak ryba chwyta przynętę. Po chwili wyciągnąłem z wody okazałą strzeblę. – Wygrałem.

      Peter parsknął z rozdrażnieniem i rzucił skrzynkę ze sprzętem wędkarskim na dno łódki.

      Chociaż nie znosiłem słuchać rad, zwłaszcza Petera, musiałem przyznać, że miał nieco racji. Po kilkuminutowej rozmowie z Nell nie mogłem ocenić, czy do siebie pasujemy. Wiedziałem tylko, że dobrze się czuję w jej towarzystwie i chcę z nią spędzić więcej czasu. Musiałem przestać się zamartwiać tym, co będzie dalej, i żyć chwilą, a w tej konkretnej chwili pragnąłem znów zobaczyć swoją ogrodniczkę.

      SŁOŃCE JUŻ WZESZŁO, ALE DZIEŃ BYŁ PRZYJEMNIE CHŁODNY. Widziałem ogrodników na terenie całej posiadłości, gdy szedłem w stronę dużych krzewów, przy których powinna pracować Nell. Wstąpiłem do domu tylko po to, żeby wziąć prysznic i się przebrać.

      Stanąłem jak wryty, kiedy zobaczyłem jej krzak.

      Był… ciekawy.

      Nell stała na niewielkiej drabinie z nożycami ogrodowymi w dłoni i modelowała coś, co zapewne miało być pingwinem.

      – Ojej – powiedziałem.

      Nell się odwróciła. Najwyraźniej zapomniała, że stoi na drabince, bo zaczęła przewracać się do tyłu, pociągając ją za sobą. Gdybym jej nie przytrzymał, runęłaby na ziemię.

      – Dziękuję – powiedziała, gdy odzyskała równowagę. – O mało nie narobiłam w spodnie ze strachu. Oczywiście nie dosłownie. – Jej policzki pokryły się szkarłatem i wbiła wzrok w dal, jakby znalazła się w alternatywnym wszechświecie, w którym musiała bez końca przeżywać kilka ostatnich sekund.

      – To dobrze. Ale nawet gdyby tak się stało, nie byłoby tragedii, zważywszy na pani zawód. Ludzkie odchody to doskonały nawóz.

      Od czasu naszej ostatniej rozmowy wzeszło słońce i teraz po raz pierwszy mogłem się jej dokładnie przyjrzeć. W przedpołudniowym świetle jej pomarańczowe włosy lśniły jak ogień, uderzająco kontrastując z czarnymi brwiami i niebieskimi oczami. Delikatny nos pokrywały piegi, których wcześniej nie zauważyłem. Na miękkiej skórze błyszczały kropelki potu, wciąż na tyle małe, że mogły kpić z siły grawitacji.

      – Naprawdę… – Odchrząknęła i odezwała się głębszym głosem. – Może byłoby lepiej, gdybym od tej pory porozumiewała się z panem za pomocą gestów. Za każdym razem, gdy otwieram usta, można odnieść wrażenie, że za wszelką cenę staram się wyjść na bełkoczącą idiotkę.

      Przez chwilę się nad tym zastanawiałem. Rozumiałem, dlaczego mogła się tak czuć. Biorąc pod uwagę zieloną ohydę, która górowała nad nami, oraz jej wcześniejszy upadek, powinienem uznać ją za dziwaczkę. A więc dlaczego to wszystko mi nie przeszkadzało?

      – Nie – odezwałem się po kilku chwilach. – Wcale nie uważam cię za idiotkę. I myślę, że zamiast tego powinniśmy przejść na ty.

      Przygryzła wargę, zeszła z drabiny i stanęła przede mną. Potem przesunęła dłonią w górę po klatce piersiowej.

      Zmrużyłem oczy.

      – To język migowy?

      Pokiwała głową.

      – Rozumiem. Skoro znasz się na miganiu, to jak mam zapytać: „Czy ten krzew powinien wyglądać jak olbrzymi fiut z jajami?”.

      Nell z przerażeniem wytrzeszczyła oczy, przyglądając się swojemu dziełu. „Pingwin” jak na razie miał postać wysokiego walca. Nell najwyraźniej próbowała zaznaczyć szyję, ale jako że głowa była nieco szersza od tułowia, wyglądało to tak, jakby wyrzeźbiła krawędź żołędzi. Był także bałwan, którego miał lepić pingwin. Zgadywałem, że praca zatrzymała się na etapie formowania drugiej kuli. Tyle że obie kule spoczywały u stóp pingwina, dzięki czemu olbrzymi penis zyskał dwa przekrzywione jaja.

      – Cóż, to dopiero faza zarysu. Nie zajmowałam się jeszcze… – Urwała i oparła dłonie na biodrach. Pomyślałem o tym, jak drobna i krucha by się wydawała, gdyby to były moje dłonie; gdybym ją podniósł i posadził na swoim łóżku. – No dobrze. Tak. To wygląda jak wielki penis.

      – Uznałbym to za freudowskie przejęzyczenie, ale penisy zazwyczaj są niewielkie, a ja nigdy nie widziałem takiego olbrzyma.

      – Szkoda. – Nell zasłoniła usta dłonią i wytrzeszczyła oczy.

      Zachichotałem z zaskoczeniem. Nie spodziewałem się czegoś takiego po kobiecie. Początkowo sprawiała wrażenie obezwładniająco zdenerwowanej, ale im dłużej rozmawialiśmy, tym wyraźniej dostrzegałem nieugaszony płomień buzujący w jej wnętrzu. Ciekawiło mnie, jak to możliwe, że taki brak pewności siebie może współistnieć z niepowstrzymaną siłą woli.

Скачать книгу