JEJ OGRÓDEK. Penelope Bloom
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу JEJ OGRÓDEK - Penelope Bloom страница 6
Chciałabym powiedzieć, że moja fantazja była bardzo dziewczęca i dotyczyła znalezienia miłości i szczęścia, ale tak naprawdę dość szybko stała się zboczona, a ja zaczęłam analizować, jak dobrze nadludzka siła i szybkość wampira sprawdziłyby się w sypialni.
– Zawsze tak długo strzyże pani jeden krzak? – odezwał się jakiś mężczyzna za moimi plecami. Sądząc po tonie jego głosu, nie był zachwycony.
Zawsze miałam skłonność do odpływania myślami. Zerknęłam na niebo i widząc wschodzące słońce, uświadomiłam sobie, że byłam nieobecna przez co najmniej godzinę.
Popatrzyłam na krzew, nad którym pracowałam. Jak przez mgłę pamiętałam, że przycinałam pojedyncze listki, żeby idealnie wyrównać krawędź. Kilkadziesiąt centymetrów, które zdołałam przystrzyc, wyglądało nieźle, ale w tym tempie dokończenie pracy zajęłoby mi kilka dni.
– Przepraszam – odpowiedziałam. – To mój pierwszy dzień. Zawsze staram się… – Urwałam, kiedy się odwróciłam i zobaczyłam, z kim rozmawiam. Spodziewałam się któregoś z facetów z furgonetki, ale zamiast tego ujrzałam swojego wampira. Brakowało mu kilku detali, ale podstawowy model się zgadzał. To był jeden z tych gorących kolesi, których godzinami można przebierać w myślach i we wszystkim dobrze wyglądają. Straciłam oddech. Ścisnął mi się żołądek. Niemal poczułam, jak moje jajniki z dudnieniem budzą się do życia, niczym dwie stare nieużywane maszyny.
Spokojnie, moje staruszki. Gdyby moje życie było wyścigowym samochodem, właśnie ocierałoby się o ścianę toru, plując czarnym dymem, by za chwilę stanąć w płomieniach. Ostatnie, o czym powinnam myśleć, to wciśnięcie gazu i pokonanie kolejnego okrążenia.
Ale moje hormony miały to gdzieś. Mój niewampir miał na sobie koszulę, którą nosił w sposób opatentowany przez przystojniaków – z odpiętym jednym guzikiem, żeby wszyscy widzieli fragment jego podniecającej klaty. A jeśli przedramiona u mężczyzn są odpowiednikiem dekoltu, to jego podwinięte rękawy nie mogły pozostawić żadnej kobiety obojętną. Żadnych zwisepsów. Owszem, jest takie słowo. Później je zastrzegę i zgarnę miliony.
Wodziłam po nim wzrokiem, szukając jakiejś części ciała, na którą mogłabym patrzeć bez ślinienia się. W końcu zdecydowałam się na punkt położony kilka centymetrów nad jego głową, ponieważ nawet jego uszy były seksowne.
– Dzień dobry – powiedziałam. Wyglądaj swobodnie. Jakbyś była opanowana. Zachowuj się, jakby w twojej głowie nie biegały spanikowane ludziki i nie wyły syreny alarmowe. Postanowiłam się o coś oprzeć. Ludzie zawsze sprawiają wrażenie bardziej wyluzowanych i pewnych siebie, gdy się o coś opierają. Niestety, tym czymś, na czym wsparłam się łokciem, był krzew.
Mój łokieć zapadł się między liście, a reszta mojego ciała za nim podążyła. Po chwili znalazłam się w pozycji poziomej, podrapana i zaskoczona. Runęłam, jakby ktoś ustrzelił mnie z łuku, ale tylko moja głowa wychynęła z drugiej strony. Pozostała część ciała, poza stopami, kompletnie utknęła.
Usłyszałam zduszony śmiech.
– Mam pomysł – odezwałam się na tyle głośno, żeby mnie usłyszał. – Może po prostu przepchnie mnie pan na drugą stronę. Wtedy będę mogła uciec i oboje udamy, że to się nigdy nie wydarzyło.
Krzew zadrżał i poczułam, jak silne ręce delikatnie chwytają mnie za ramiona i ciągną z powrotem. Trochę się podrapałam, ale po kilku sekundach stałam na nogach.
– Tak też może być – powiedziałam. Odchrząknęłam. Pomimo najszczerszych chęci znów patrzyłam na jego twarz.
Oczy mu migotały. Miały hipnotyzujący brązowawy odcień. Były jasne i upstrzone złotymi plamkami, w których odbijało się wschodzące słońce.
– W ciągu godziny udało się pani przystrzyc około dwudziestu liści i zrobić wyrwę w jednym z moich żywopłotów. Za to pani płacę? – spytał.
Otworzyłam usta, ale musiałam się z nim zgodzić.
– To niestety dobre podsumowanie. Ale zapewniam, że szybko się uczę.
– Rozumiem. To pani miała pracować przy głównych rzeźbach?
– Tak.
Odetchnął. Czy to było poirytowane westchnienie, czy zwykły wydech, który służy do pozbycia się dwutlenku węgla z organizmu? Boże, był przerażająco przystojny. W jednej chwili sprawiał wrażenie przystępnego i serdecznego, a za chwilę ogień w jego oczach sprawiał, że miałam ochotę znów zanurkować w krzakach.
– No cóż, przypuszczam, że wsadzenie głowy w mój krzak nie jest najgorszą rzeczą, jaką mogła pani zrobić na dzień dobry.
Czułam, że tracę zimną krew. Był całkowicie poważny, ale mogłabym przysiąc, że się ze mną drażni. Musiałam także pamiętać, że to niemal na pewno jest ten bogacz. Ten, do którego należało wszystko, na co patrzyłam, i który mógł zakończyć moją obiecującą karierę, zanim ta się na dobre rozpoczęła.
– To był żart – dodał. – Może się pani roześmiać.
Niestety, byłam tak zdenerwowana, że z moich ust wydobył się tylko piskliwy chichot.
Facet uniósł brwi.
Z trudem przełknęłam ślinę, a potem znów się roześmiałam, tym razem normalnie. Kiedy odtwarzałam w myślach kilka ostatnich sekund, nie mogłam się nadziwić, na jaką wariatkę musiałam wyjść w jego oczach.
Spodziewałam się, że odsunie się z odrazą, ale on tylko patrzył na mnie z namysłem.
– Na pewno już kiedyś pani to robiła?
– Tak – wykrztusiłam przez zaciśniętą krtań. – Może pan wierzyć, że przycinałam już niejeden krzaczek.
Jego usta drgnęły i pojawił się na nich uśmiech.
– Czyżby?
– Mówię o roślinach – uściśliłam. – Sądził pan, że chodziło mi o… – Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam zwolnić. – Już wcześniej się tym zajmowałam. Nie śpieszyłam się, ponieważ angażuję się w każde zlecenie.
– Och, nie mam wątpliwości, że jest pani bardzo skrupulatna. Podziwiam ludzi, którzy z takim entuzjazmem rzucają się do pracy.
Przygryzłam wargę, ale nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Na pewno robił to świadomie. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że jest mną poirytowany, ale pod spodem wyczuwałam rozbawienie.
Tym razem odwzajemnił uśmiech, ale nie był całkowicie wyluzowany. Jego wyraz twarzy zdawał się mówić: „Ta