JEJ OGRÓDEK. Penelope Bloom
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу JEJ OGRÓDEK - Penelope Bloom страница 10
– No cóż – odrzekła ostrożnie. – Spytałabym, co jest takiego złego w zauroczeniu ogrodniczką? Czy jest z nią coś nie tak?
Z uśmiechem zerknąłem na liściastego penisa.
– Bardzo możliwe.
– Brałeś pod uwagę, że ogrodniczka może nie być zachwycona twoim zauroczeniem?
Przyglądałem się jej krzywemu uśmiechowi.
– Nie. Jestem przekonany, że odwzajemniłaby to uczucie.
– Nie brakuje ci śmiałości, prawda?
– Biorąc pod uwagę okoliczności – odrzekłem, wskazując krzew – czy to nie hipokryzja zarzucać mi zbytnią śmiałość?
Nell się roześmiała.
– Zawsze flirtujesz z pracownicami? To jakiś rytuał bogaczy? Potem zbieracie się wokół ogniska z płonących dolarowych banknotów i opowiadacie sobie o rozdziewiczonych pokojówkach?
– Prawie. Zazwyczaj używamy studolarówek.
– Zabawne. Ale unikasz odpowiedzi na moje pytanie.
– Nie. Możesz mi nie wierzyć, ale nie mam w zwyczaju z nikim flirtować, także ze swoimi pracownicami. Rok temu dałem sobie spokój ze związkami. Każda kobieta, z którą się spotykałem, pozostawiała mnie coraz bardziej pustym. Wkrótce… – Odchrząknąłem i spuściłem wzrok. – Sam nie wiem, dlaczego ci o tym opowiadam. – Od kiedy plotę, co mi ślina na język przyniesie, i otwieram się przed ludźmi, których prawie nie znam? Ale w dużych, zachęcających oczach Nell i jej swobodnym uśmiechu było coś, co sprawiało, że czułem się bezpiecznie.
Nell oblizała usta.
– Dwa miesiące temu zakończyłam nieudany związek. Oprócz tego, kiedy za mocno się śmieję, wydaję obrzydliwe zduszone parsknięcia. – Zamilkła, zapewne zauważając zaskoczenie na mojej twarzy. – Chcę, żebyśmy byli kwita. Przekazałeś mi kompromitującą informację, więc nie chciałam, żebyś poczuł się osamotniony.
Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
– Gdzie tu jest haczyk?
– Słucham?
– Nic nie mówiłem. – W duchu wciąż się uśmiechałem. Nie mogłem powiedzieć jej, o czym myślę, ponieważ wyszedłbym na dziwaka. Nie rozumiałem, jak to możliwe, że ktoś taki jak Nell dosłownie spadł mi z nieba. Przez lata bezskutecznie starałem się, żeby coś zaiskrzyło pomiędzy mną a dziesiątkami różnych kobiet. Zacząłem wierzyć, że miłość i zakochanie to mit – pobożne życzenia zdesperowanych mężczyzn i kobiet, których zmęczyła samotność. Uznałem, że miłość to ułuda. Kłamstwo, którym karmią nas książki i filmy.
Ale Nell sprawiała, że kwestionowałem swoje przekonania. Wystarczyło kilka kokieteryjnych uśmiechów i spojrzeń tych lśniących oczu, by w moim wnętrzu zapłonęło coś zarazem podniecającego i przerażającego. Uczucia, które we mnie wzbudziła, z pewnością nie były sztuczne.
– Hm, nic nie mówiłeś? W ten sposób zazwyczaj wycofują się ludzie, którzy chcą ukryć pikantną prawdę.
– Ależ nie. – Zauważyłem, że kręcę się niespokojnie i masuję kark. Oczywiście miała całkowitą rację. Tylko że ta pikantna prawda zapewne by ją odstraszyła. Normalni dorośli nie tracą głowy dla kogoś, kogo dopiero poznali. A jeśli nawet, to się do tego nie przyznają.
Nell patrzyła na mnie sceptycznie.
Musiałem coś powiedzieć, żeby rozładować tę niezręczną atmosferę.
– Dzisiaj wieczorem urządzam przyjęcie. Powinnaś przyjść. Mogłabyś sprawdzić, jak się wszystkim spodobał wielki fiut.
Nell parsknęła śmiechem. Śmiała się swobodnie i szczerze, co wzbudziło we mnie jeszcze większą sympatię. Sprawiała wrażenie osoby, którą łatwo rozweselić, ale nie była to wada.
– Jeśli nie przestaniesz mnie drażnić, postaram się, żeby ten krzak naprawdę przypominał penisa.
Zmrużyłem oczy.
– Kusi mnie, żeby sprawdzić, co z tego wyjdzie, skoro teraz starasz się, żeby tak nie wyglądał.
Nell skrzyżowała ręce.
– Zakładając, że przyjmę zaproszenie, jak powinnam się ubrać?
– W sukienkę. Mężczyźni będą pod krawatem. Coś eleganckiego.
– Nie ma sprawy.
Stłumiłem wzbierające we mnie podniecenie. Kiedy się zastanawiałem, czy powinienem ponownie z nią porozmawiać, ani przez chwilę nie brałem pod uwagę tego, że Nell może nie odwzajemnić mojego zainteresowania. Na szczęście najwyraźniej nie musiałem się tym przejmować, a kiedy sobie to uświadomiłem, miałem ochotę podskoczyć z radości. Zamiast tego tylko spokojnie się uśmiechnąłem.
– Doskonale. Zatem do zobaczenia wieczorem?
– Zazwyczaj nie robię takich rzeczy. Ale ten jeden raz… niech będzie. Czemu nie?
– Oto mój numer. – Wręczyłem jej wizytówkę. – Moja prywatna komórka. Jeśli podasz mi swój adres, będę mógł kogoś po ciebie wysłać.
Lekko sceptycznie popatrzyła na wizytówkę.
– Chcesz mi zorganizować transport?
– Nie chciałem cię obrazić. Po prostu będę zajęty przygotowaniami do przyjęcia i nie będę mógł się wyrwać, żeby przywieźć cię osobiście. Nie chciałem z góry zakładać, że dysponujesz własnym środkiem transportu.
– Owszem, dysponuję.
Skrzywiłem się. Wyraźnie ją zirytowałem. Miałem wrażenie, że nie wypada pytać, czy ma samochód albo pieniądze na taksówkę.
– Nie wątpię. Mam nadzieję, że nie zmienisz zdania. Byłoby szkoda, gdyby rzeźbiarka fiutów nie mogła osobiście zaprezentować swojego dzieła.
– Rzeźbiarka fiutów? Wolę nazywać się artystką falliczną.
– Postaram się nie pomylić, kiedy będę przygotowywał tabliczkę. Przy okazji, czy zamierzasz dokończyć swoją rzeźbę i… obsłużyć pozostałe krzewy, czy może pozostawienie ich w takim stanie to część twojej wizji artystycznej?
Popatrzyła na dwa pozostałe krzewy i w jej oczach pojawiła się groza. Ogrodnicy mieli kończyć pracę za mniej więcej godzinę, a ona potrzebowała kilku godzin, by stworzyć tylko to jedno arcydzieło.
– Czytasz mi w myślach – odpowiedziała pośpiesznie. – To symbol kontrastu i tak dalej. Za każdym wielkim krzakiem stoi olbrzymi fiut.
– To