Gure. Katarzyna Mirgos
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Gure - Katarzyna Mirgos страница 14
Wysiadam z metra w Bilbo na przystanku Zazpi kale, co w języku baskijskim oznacza Siedem Ulic (nazwa nieprzypadkowa93). Zawsze kojarzy mi się ona ze słynną piosenką zespołu Oskorri o biskajskich bogaczach. Wśród licznych sklepików z pamiątkami wyróżnia się jeden. Tu znaleźć można nieco bardziej oryginalne produkty, rękodzieło, wyjątkowe projekty. Piękne są drewniane figurki przedstawiające olbrzymy charakterystyczne dla tego miasta. Niektóre dzieci bawią się nimi na ulicy. Sprzedawczyni pokazuje mi też zaprojektowane przez nich kubki, z których jeden przedstawia męskie postacie olbrzymów, drugi zaś żeńskie. Po zbliżeniu ich do siebie stworzą one pary. Opowiada mi o charakterystycznych postaciach, takich jak bohater popularnej piosenki – Anglik, który zakochał się w miejscowej dziewczynie – czy Pitxitxi (Rafael Moreno Aranzadi), słynny piłkarz, który zginął tragicznie i przedwcześnie. W Muzeum Baskijskim w Bilbo latem 2019 roku zorganizowano wystawę tych postaci. Nieruchome olbrzymy stanęły na wewnętrznym patio. Choć może, jak w sprzedawanej przy tej okazji książeczce dla dzieci, gdy zapada mrok, ożywają one i prowadzą ze sobą rozmowy i sprzeczki.
A jednak baskijskie olbrzymy nie były obecne wyłącznie w sferze wierzeń i folkloru. 10 lipca 1818 roku w niewielkiej miejscowości Altzo w prowincji Gipuzkoa przyszedł na świat prawdziwy olbrzym – Wielkolud z Altzo. Miał kilkoro rodzeństwa, urodził się jako czwarty syn, dlatego nie była dla niego przeznaczona rola spadkobiercy. Nazywał się Miguel Joaquín Eleicegui i w chwili śmierci, w wieku czterdziestu trzech lat, mierzył ponad dwa metry i czterdzieści centymetrów. Najprawdopodobniej człowiek ten cierpiał na gigantyzm. Jako dziecko był raczej chorowity, co więcej, początkowo nic nie zapowiadało tak niezwykłego wzrostu. Gwałtownie rosnąć zaczął w wieku młodzieńczym i wkrótce wzbudził zainteresowanie w okolicy (w 1843 roku o Miguelu napisano w gazecie „El Corresponsal”, w późniejszym czasie jego sława wykroczyła poza ojczystą prowincję). Jego fizyczność stała się dla niego przekleństwem, nie tylko ze względu na związane z tym dolegliwości i choroby, ale też dlatego, że uniemożliwiła mu prowadzenie zwyczajnego życia. Możliwe, że pewnego rodzaju presja, chęć pomocy rodzinie sprawiła, że zdecydował się na udział w pokazach, których on sam był bohaterem, na karierę „profesjonalnego olbrzyma”94. W tamtym czasie tego typu spektakle, prezentacje różnego rodzaju anomalii, w tym ludzi o nadnaturalnym wzroście, budziły w Hiszpanii i w całej Europie wielkie zainteresowanie. Ich istotą było przyglądanie się i bycie oglądanym, co wpisuje się w klasyczną definicję widowiska95. Baskijskiego Olbrzyma prezentowano w kawiarniach i prywatnych domach, a nawet na królewskim dworze. Dziś w Altzo, rodzinnym miasteczku Wielkoluda, stoi przedstawiający go pomnik, a historię o nim upowszechnił film Olbrzym w reżyserii Aitora Arregi i Jona Garaño (premiera odbyła się w 2017 roku). Luis Ángel Sánchez Gómez, który dokładnie przestudiował informacje na temat życia Miguela Joaquína, zwrócił uwagę na pewne nieścisłości w ekranizacji losów Baskijskiego Olbrzyma, na przykład dotyczące charakterystyki rodzinnej miejscowości czy pośmiertnej kradzieży szkieletu, która według tego badacza nie jest zbyt realna96.
Również pożywienie w tradycyjnej baskijskiej kulturze miało wymiar magiczny. Wierzono w to, że spożywanie określonych potraw istotnie wpływa nie tylko na zdrowie człowieka, ale też na jego losy. Na przykład na płeć dziecka ciężarnej – aby urodziła chłopca, częstowano ją spieczoną piętką chleba nazywaną ogi-koxko lub ogi-kuxkur. Znaczenie mógł też mieć sposób jedzenia (trzymanie zjadanego chleba w lewej ręce mogło spowodować chorobę).
Jednocześnie Baskowie podkreślali swoje przywiązanie do religii. Już w XVI wieku pojawiły się tezy o „pierwotnej” baskijskiej religijności i monoteizmie. Sabino Arana kontrastował je z hiszpańskim brakiem religijności i wątpliwą moralnością. Bycie Baskiem miało być synonimem bycia religijnym. Zarazem niektórzy ideolodzy upatrywali w dawnej baskijskiej mitologii wartości i istoty baskijskości oraz „prawdziwej wiary” Basków97.
Czy jednak konflikt pomiędzy dawnymi i nowymi wierzeniami jest nieunikniony? Tak jak w baskijskiej legendzie o olbrzymach, które dowiedziawszy się o narodzinach Jezusa, zrozumiały, że oto nadszedł ich koniec i jeden po drugim rzuciły się w przepaść (przy życiu pozostał jeden, który miał głosić nowinę o narodzinach Syna Bożego)? Jedna z moich rozmówczyń opowiadała mi o swojej babci, która była bardzo religijna, a jednocześnie głęboko przekonana, że okolice pobliskiego źródła zamieszkują lamie. José Miguel de Barandiarán był duchownym mieszkającym w niewielkim Ataun w prowincji Gipuzkoa, a jednocześnie badaczem baskijskich tradycji i wierzeń. W jednej ze swoich prac zapisał relację człowieka, którego ojciec zwierzył się księdzu, że w pobliżu rzeki widział lamie. Duchowny odpowiedział mu: „Wszystko, co ma swoją nazwę, istnieje, ale zachowaj to w sekrecie, nie trzeba mówić, że istnieją”98.
Niektórzy piszą „Guernica”, inni „Gernika”, w Polsce często słyszę „Guernika” (z wymawianym u). Jednak mieszkaniec tego miasta powie o sobie, że jest Gernikekoa, co znaczy, że pochodzi z Gernike (miasto nazywają oni nie Gernika, lecz właśnie w ten sposób). Dowiaduję się tego od mieszkającej tu Izaro – to z nią się dziś spotkam. Izaro przez pewien czas mieszkała w Polsce, była lektorką języka baskijskiego na Uniwersytecie imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu. I choć nie widziałyśmy się kilkanaście lat (trudno w to uwierzyć), to rozpoznaję ją natychmiast. Jest wczesne popołudnie, docieram do miasta autobusem, znacznie szybciej, niż zapowiadała mi pani pracująca w informacji turystycznej, która przestrzegała mnie przed korkami na drogach i sporą, według niej, odległością. A ponieważ już dawno nie byłam w Gernice, uznałam, że z pewnością ma rację. Opowiadam o tym Izaro, która śmieje się, że dla wielu mieszkańców Bilbo znajdująca się w odległości zaledwie trzydziestu trzech kilometrów Gernika to „głęboka Bizkaia”. Siadamy na zewnątrz przy kawiarnianym stoliku. Rozmawiamy o lokalnym patriotyzmie, miłości mieszkańców do tego miasteczka, ważności miejscowych świąt. Miałam kiedyś okazję w nich uczestniczyć, pamiętam grupki ludzi w zwyczajowych chustkach zawieszonych na szyi, muzykę, pokazy tradycyjnych sportów. Na chwilę przystają przy nas siostry Izaro, w drodze na plac zabaw z dziećmi. Dobrze poznawać to miasto również w taki sposób, obserwując jego codzienność, widząc w nim nie tylko Symbol. Bo nazwa Gernika (a właściwie Guernica) stała się uosobieniem wartości pokoju, okrucieństwa wojny. „Gernika – miasto pokoju” – taki napis widnieje zresztą przy wjeździe. To niewielkie baskijskie miasto jest jednocześnie jednym z najbardziej znanych, niestety za sprawą tragicznych wydarzeń. 26 kwietnia 1937 roku zbombardowało je niemieckie lotnictwo[22]. To był poniedziałek, dzień zwyczajowego targu. Myślę o tym, kiedy któregoś dnia przyjeżdżam do Gerniki z grupką studentów i chodzimy między stoiskami, przyglądając się z uwagą oferowanym produktom i rozmawiając ze sprzedawcami. Przerażeni świadkowie tamtych wydarzeń mówili o tym, że całe miasto stanęło w ogniu99. Był to bezprecedensowy atak na ludność cywilną i na symboliczne miasto dla Basków ze względu na znajdujący się w nim dąb, przy którym przedstawiciele lokalnych władz debatowali i zatwierdzali swoje ustalenia, a kastylijscy władcy zobowiązywali się do przestrzegania baskijskich Praw100. Pieśń Gernikako Arbola autorstwa dziewiętnastowiecznego barda José Maríi Iparraguirre, będąca wyrazem hołdu dla tego dębu, jest dla wielu nieoficjalnym hymnem Baskonii101. Według Anny Marii Guasch w tym jednym słowie – Guernica – ucieleśnia się wojna domowa w Kraju Basków102. Gernikę można określić jako jedno z kluczowych dla jego mieszkańców „miejsc znaczących”.