Śmierć i pies. Фиона Грейс

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Śmierć i pies - Фиона Грейс страница 7

Śmierć i pies - Фиона Грейс Przytulne kryminały z Lacey Doyle

Скачать книгу

antyki?

      Gina skrzyżowała ręce.

      –Lacey – powiedziała z matczyną troską. – Potrzebujesz przerwy. Wykończysz się, jeśli od świtu do nocy będziesz siedzieć w tych czterech ścianach, nieważne, jak pięknie będą udekorowane.

      Lacey przygryzła wargę. Odłożyła sekstant na blat i skierowała się w stronę drzwi.

      –Masz rację. Godzina wolnego przecież mi nie zaszkodzi.

      To były słowa, których Lacey wkrótce miała pożałować.

      ROZDZIAŁ 3

      -W końcu idziemy do nowej herbaciarni – stwierdziła entuzjastycznie Gina, kiedy razem z Lacey przechadzały się po bulwarze. Ich psy z radością biegały wzdłuż morza i ochoczo machały ogonami.

      –Dlaczego? – zapytała Lacey. – Co w niej takiego wyjątkowego?

      –Nic takiego – odparła Gina. Zaczęła mówić szeptem. – Ale słyszałam, że nowy właściciel był zawodowym zapaśnikiem. Muszę go poznać.

      Lacey nie mogła się powstrzymać. Odchyliła głowę do tyłu i zaśmiała się na głos. Plotka wydała jej się zupełnie absurdalna. Ale w końcu jeszcze niedawno całe Wilfordshire myślało, że Lacey była morderczynią.

      –Może póki co potraktujmy te plotki z przymrużeniem oka? – zaproponowała Ginie.

      Jej przyjaciółka odpowiedziała krótkim „pff” i obie kobiety zaczęły chichotać.

      Przy ciepłej pogodzie plaża wyglądała naprawdę malowniczo. Było za chłodno na opalanie się czy pływanie, ale znacznie więcej ludzi przechadzało się wzdłuż brzegu, a przed lodziarniami ustawiały się kolejki. Przyjaciółki szły, rozmawiając o wszystkim. Lacey streściła Ginie jej wcześniejszą rozmowę z Davidem i wzruszającą historię mężczyzny i jego baleriny. Doszły do herbaciarni.

      Znajdowała się na miejscu dawnej wypożyczalni sprzętu wodnego, tuż nad brzegiem morza. Poprzedni właściciele zamienili stary barak w nieco obskurną kafejkę – Gina nazywała ją „garkuchnią”. Jednak nowy właściciel przeprowadził gruntowny remont. Wyczyścił ceglany mur i pozbył się odchodów mew, które pewnie były tam od lat 50-tych.  Na zewnątrz stała tablica, na której ktoś wykaligrafował w kursywie napis „organiczna kawa”. W miejscu starych, drewnianych drzwi znajdowała się błyszcząca szyba.

      Gina i Lacey podeszły bliżej. Szklane drzwi automatycznie się otwarły, zapraszając je do środka. Przyjaciółki wymieniły spojrzenie i przestąpiły przez próg.

      Przywitał je ostry zapach świeżo mielonej kawy, a następnie zapach drewna, mokrej ziemi i metalu. Nie było śladu po białych kafelkach, różowych, skórzanych kanapach i podłodze z linoleum. Zamiast tego wyłoniły się ceglane ściany, a stare podłogi pokrywał ciemny lakier. Rustykalny styl miejsca został zachowany. Stoły i krzesła najprawdopodobniej zrobione były z desek starych łódek – to one musiały pachnieć drewnem. Z wysokiego sufitu zwisało kilka ozdobnych żarówek, których przewody zakrywała miedziana osłona – stąd zapach metalu. Z kolei zapach mokrej ziemi pochodził od kaktusów, które wypełniały całą pustą przestrzeń kawiarni.

      Gina złapała Lacey za ramię i zdegustowana wyszeptała:

      –O nie. Tu jest… modnie!

      Lacey, podczas jednej z wypraw w poszukiwaniu antyków do Londynu, dowiedziała się, że „modnie” niekoniecznie musi być komplementem i często może oznaczać coś pozerskiego, nadętego i nieszczerego.

      –Mi się podoba – odpowiedziała. – Świetnie zaprojektowane wnętrze. Nawet Saskia by się zgodziła.

      –Uważaj. Nie chcesz się nadziać – dodała Gina i wymownym ruchem ominęła dużego i groźnie wyglądającego kaktusa.

      Lacey prychnęła i podeszła do baru, który lśnił na brązowo. Stał na nim stary ekspres do kawy, który musiał pełnić funkcję dekoracyjną. I mimo tego, co powiedziała Gina, za barem nie było mężczyzny, który wyglądałby na zapaśnika, a kobieta o zmierzwionych, farbowanych blond włosach, w białej bluzce na ramiączkach, która podkreślała jej opaleniznę i pokaźny biceps.

      Gina spojrzała na Lacey i wskazała na jej mięśnie z miną, która mówiła „a nie mówiłam”.

      –Czego się napijecie? – zapytała kobieta z najsilniejszym australijskim akcentem, jaki Lacey kiedykolwiek słyszała.

      Zanim Lacey miała szansę poprosić o swoje latte, Gina szturchnęła ją w żebra.

      –Tak jak ty! – oznajmiła Gina. – Amerykanka!

      Lacey mimowolnie się zaśmiała.

      –Nie masz racji, Gina.

      –Jestem z Australii – kobieta łagodnie poprawiła Ginę.

      –Z Australii? – zapytała Gina z zakłopotaniem. – Dla mnie brzmisz dokładnie jak Lacey.

      Wzrok blondynki w momencie przeskoczył na Lacey.

      –Lacey? – powtórzyła, jakby już słyszała jej imię. – Lacey to ty?

      –Ee… Tak… – wybełkotała Lacey ze zdziwieniem. Dlaczego kobieta znała jej imię?

      –Masz sklep z antykami, prawda? – dodała kobieta. Odłożyła na blat mały notatnik, który miała w rękach, a ołówek włożyła za ucho. Wyciągnęła dłoń w kierunku Lacey.

      Z rosnącym zdezorientowaniem Lacey pokiwała głową i podała jej dłoń. Kobieta mocno ją uścisnęła. Lacey zastanowiła się przez chwilę, czy w plotkach o zapasach nie było ziarna prawdy.

      –Przepraszam, ale skąd to wszystko wiesz? – zapytała Lacey, kiedy kobieta energicznie potrząsała jej ręką z szerokim uśmiechem na twarzy.

      –Wiem, bo każdy, kto zorientuje się, że nie jestem stąd, zaczyna mi o tobie opowiadać! Że też sama się tu przeprowadziłaś. I też zaczęłaś własny biznes. Chyba wszyscy w Wilfordshire obstawiają, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami.

      Dalej trzymała rękę Lacey i  kiedy Lacey mówiła, jej głos drżał od wibracji.

      –Więc sama przeprowadziłaś się do Anglii?

      Kobieta w końcu wypuściła jej dłoń.

      –Tak. Rozwiodłam się z mężem, ale to ciągle było za mało. Czułam, że muszę wynieść się na drugą stronę globu.

      Lacey zaśmiała się.

      –U mnie to samo. Cóż, u mnie podobnie. Może Nowy Jork nie jest tak daleko, ale w Wilfordshire czasem można mieć takie wrażenie.

      Gina odchrząknęła.

      –Mogę prosić o cappuccino i tosta z tuńczykiem?

      Kobieta wyglądała, jakby właśnie przypomniała sobie o istnieniu Giny.

      –Och,

Скачать книгу