Drużyna 8. Powrót Temudżeinów. John Flanagan

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Drużyna 8. Powrót Temudżeinów - John Flanagan страница 3

Drużyna 8. Powrót Temudżeinów - John Flanagan

Скачать книгу

zmiennikom.

      Od czasu nieudanej inwazji Temudżeinów, która miała miejsce wiele lat temu, do Skandii rokrocznie ściągała setka łuczników, przysyłana przez ich sojusznika, królestwo Araluen.

      Aralueńscy łucznicy pozwalali osiągnąć równowagę sił pomiędzy skandyjskimi wojownikami, uzbrojonymi w topory, włócznie i miecze, a konnymi łucznikami Temudżeinów. Dzięki temu Skandianie zwalczali ogień ogniem, szczególnie jeśli sami mogli liczyć na jakąś osłonę, na przykład taką, jaką zapewniał graniczny fort.

      – Tak sobie myślę – zaczął powoli Hal – że może udałoby się ustawić zadymiarze na zboczach. Tutaj i tutaj. – Wskazał urwiska wznoszące się za fortem i po obu jego stronach. – Gdyby temudżeińscy jeźdźcy zaatakowali, czekałaby ich paskudna niespodzianka.

      – Zadymiarze? – zapytał Erak. – Chodzi ci o tę wielką kuszę, którą wozisz na dziobie swojego okrętu?

      Hal skinął głową.

      – Możemy zbudować na zboczach platformy, z których to my ostrzelamy żołnierzy zbliżających się do fortu, zanim sami znajdziemy się w zasięgu ich łuków.

      – Całkiem dobry pomysł – przyznał Erak i pomyślał, że właśnie dlatego wybrał do tego zadania Hala. Ten młody człowiek naprawdę potrafił wpadać na zaskakujące i nowatorskie pomysły, a Erak od razu uznał, że dwie ogromne kusze stanowiłyby znaczące wsparcie dla sił obronnych fortu.

      – Zaraz się tym zajmę – powiedział Hal, odstępując o krok od mapy. – Złożę zadymiarze tutaj, a potem rozmontuję na czas transportu i złożę ponownie, kiedy przygotujemy platformy. Będę musiał wziąć także deski.

      Erak wzruszył ramionami.

      – Tam nie brakuje drzew.

      Hal potrząsnął jednak głową.

      – Potrzebowalibyśmy czasu, żeby je ściąć i oheblować. Będzie lepiej, jeśli zabierzemy budulec ze sobą. Wydaje mi się, że wozy konne zdołają wjechać na przełęcz. Nie chcemy przecież, żeby Temudżeini zauważyli, że wzmacniamy obronę. Jeśli planują atak, mogliby go przyspieszyć.

      – To prawda. Zrób tak, jak mówiłeś. Myślę, że mógłbyś poprosić tę waszą dziewczynę, żeby wybrała się na zwiad za granicę i sprawdziła, czy stacjonują tam jakieś oddziały Temudżeinów.

      Obaj wiedzieli, że Lydia, jedyna kobieta w drużynie Czapli, była wytrawną zwiadowczynią. Będzie potrafiła przekroczyć granicę i dostać się na ziemie Temudżeinów tak, że wróg nie zauważy jej ani nie usłyszy. Hal bez wahania przyklasnął temu pomysłowi.

      – Będzie wolała to od budowania platform – odparł i opuścił siedzibę Eraka, by zająć się gromadzeniem narzędzi i ekwipunku.

      – No to jak myślisz? – zapytał Stig. – Czy Temudżeini naprawdę szykują się do nowej inwazji?

      Temudżeini byli wojowniczym, nomadycznym narodem, wywodzącym się zza gór stanowiących wschodnią granicę Skandii. Kroczyli drogą podbojów i dominacji, więc od dawna rzucali nieprzyjazne, chciwe spojrzenia na bogate krainy zachodu – Gallię, Teutonię, a nawet Araluen. Zanim jednak zdołaliby poszerzyć tak daleko swoje panowanie, musieli podbić Skandię i przejąć jej okręty. Wiele lat temu przypuścili zmasowany atak na Skandian, przedarli się przez górską przełęcz i zajęli wąską nadbrzeżną równinę, na której leżał Hallasholm. Skandianie, z pomocą niewielkiej aralueńskiej grupy i pospiesznie przeszkolonych łuczników, zdołali ich wtedy odeprzeć. W ostatnich czasach Temudżeini skierowali swoją uwagę gdzie indziej, podbijając i plądrując ziemie na wschodzie. Jednakże stale powracali na granicę Skandii, w miejsce swojej jedynej porażki, i sprawdzali, jak wygląda obrona Wężowego Przesmyku, czyli miejsca, w którym ongiś zdołali przekroczyć granicę.

      Należeli do przeciwników okrutnych i bezlitosnych – niscy, zahartowani wojownicy byli wytrawnymi jeźdźcami i wyśmienitymi łucznikami, potrafiącymi strzelać w pędzie z końskiego grzbietu z łuków refleksyjnych. Ich armię cechowała ogromna mobilność, a ich dowódcy wykazali się wielkim doświadczeniem i przebiegłością. Z takimi wrogami należało się liczyć.

      Obecność Temudżeinów i bezustanne zagrożenie dla bezpieczeństwa Skandii oraz jej mieszkańców stanowiły dla Hala i jego towarzyszy stały element codzienności. Pokolenie Hala dorastało w pełnej świadomości, jak agresywną postawę wykazują Temudżeini wobec ich ojczyzny. Przed najazdem należało się bronić i trzeba było pozostawać w nieustannej gotowości. Wiedzieli, że zagrożenia nie wolno ignorować. Gdyby tylko skandyjska obrona lub wola walki osłabła, Temudżeini przybyliby ze swojej wyżyny i zalali kraj jak złowieszcza powódź. Jednakże Hal, podobnie jak wszyscy Skandianie, doskonale znał swoją wartość i możliwości bojowe. Dopóki Wężowy Przesmyk pozostawał silnie broniony, a w Forcie Ragnak stacjonował cały garnizon, Temudżeini stanowili problem, z którym można było sobie radzić. Odpowiedzią na zagrożenie z ich strony była stała czujność. Skandii groziłoby niebezpieczeństwo, gdyby ta czujność kiedykolwiek osłabła lub gdyby Temudżeini znaleźli inną, niebronioną trasę pozwalającą na zejście z wyżyn na nadmorskie równiny.

      Na razie nie zdarzyło się ani jedno, ani drugie. Od czasu do czasu Temudżeini sprawdzali możliwości obronne Fortu Ragnak, ale za każdym razem dochodzili do wniosku, że garnizon czeka w gotowości i dysponuje całkowicie wystarczającymi siłami, żeby odeprzeć ich natarcie.

      Thorn walczył z Temudżeinami lata temu, kiedy dotarli aż na równinę.

      – Zależy im na dostępie do morza – odpowiedział na pytanie Stiga. – Od samego początku o to chodziło. Chcą też naszych statków. Zamierzają podbić nasze tereny w całości.

      – Czarujący ludzie – skomentował Hal.

      – Wojna i podboje to coś, w czym są dobrzy. – Thorn wzruszył ramionami. – To powód ich istnienia. Przywódcy Temudżeinów wiedzą, że jeśli nie będą podbijać nowych ziem, zaczną walczyć pomiędzy sobą i sojusz plemion w końcu się rozpadnie. Są jak rekin, który musi stale płynąć, żeby żyć. Muszą podążać przed siebie, walczyć i zdobywać.

      – Czy oni naprawdę uważają, że pozwolimy im po prostu przyjść i wykorzystać nasze okręty? – zapytał Hal.

      Thorn potrząsnął głową.

      – Moim zdaniem zakładają, że gdyby udało im się nas najechać i podbić, zrobilibyśmy to, co nam każą. – Umilkł na chwilę i się uśmiechnął. – Oczywiście najpierw musieliby nas najechać i podbić.

      – A żeby im się to udało, muszą się przedrzeć tutaj przez granicę. Mają twardy orzech do zgryzienia – zauważył Stig.

      – My zaś postaramy się, żeby był jeszcze twardszy – zgodził się z nim Hal.

      Wszyscy trzej umilkli, myśląc o czekającym ich zadaniu i jego znaczeniu dla bezpieczeństwa Skandii, a także innych okolicznych państw.

      Thorn uniósł hak i pogroził Jake’owi, który znowu przysunął się bliżej.

      – Tylko spróbuj, kosmata beczko – zapowiedział. – Jadałem już w życiu końskie mięso. Następnym razem mogę ci się odgryźć.

Скачать книгу