Drużyna 8. Powrót Temudżeinów. John Flanagan
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Drużyna 8. Powrót Temudżeinów - John Flanagan страница 5
Thorn machnął zapraszająco ręką.
– Proszę, nie krępuj się.
Jednakże Lydia poklepała wielki łeb Kluf.
– Nie chcę jej budzić. Jest taka szczęśliwa.
Kluf poczuła jej dotyk, wygięła grzbiet i wyciągnęła rozkosznie wszystkie cztery łapy z pomrukiem zadowolenia.
Thorn pokiwał głową ze zrozumieniem.
– Domyślam się, że nie chcesz jej budzić. – Popatrzył na słońce, które pojawiło się teraz na wąskim pasku nieba widocznym z wąwozu. – Tak czy inaczej za jakieś pół godziny zatrzymamy się na południowy posiłek – oznajmił. – Do tego czasu możesz jej pozwolić pospać.
Odwrócił się i pomaszerował na przód niewielkiej kolumny. Kiedy mijał pierwszy wóz, ponownie skrzywił się ponuro i spojrzał ostrzegawczo na jego pasażerów.
Nie robili wprawdzie nic złego, ale – tak jak powiedział Lydii – uważał, że zawsze powinni mieć się na baczności.
Jesper i Stefan patrzyli za nim i czekali, aż znajdzie się poza zasięgiem słuchu.
– Zawsze mam wrażenie, że on wie, o czym myślę – odezwał się cicho Jesper.
– Wiem! – zawołał Thorn przez ramię, a potem przyspieszył kroku, żeby dogonić Stiga i Hala, jadących konno na czele grupy.
Minęło kilka minut, zanim Jesper, który rzadko kiedy potrafił usiedzieć spokojnie w miejscu dłużej niż parę chwil, szturchnął łokciem Stefana.
– Spróbuj jeszcze raz – poprosił.
Stefan potrząsnął tylko głową.
– Oszalałeś? On mnie usłyszy. Ma uszy jak sokół.
– Czy sokoły mają uszy? – zainteresował się Edvin.
Stefan wydął wargi z irytacją.
– W takim razie ma uszy z tyłu głowy! – poprawił się, a pozostali dwaj popatrzyli na niego zaskoczeni, aż sam zauważył, jak absurdalne było to zdanie. – Wiecie, o co mi chodzi!
Jesper postanowił zmienić temat.
– Nie musisz naśladować akurat jego. Albo kogokolwiek innego. Możesz udawać jakieś zwierzę.
Stefan zastanowił się nad tym.
– Jakie na przykład?
– Pamiętasz, jak uczestniczyliśmy w zawodach? Udawałeś wtedy niedźwiedzia.
Stefan uśmiechnął się na to wspomnienie.
– Prawda, a Ingvar biegał wkoło i szeleścił w krzakach, żeby ludzie myśleli, że naprawdę jest tam niedźwiedź.
– Zrób to jeszcze raz! – namawiał Jesper.
Stefan namyślał się przez chwilę, a potem pochylił głowę i złożył dłonie przy ustach. Po kilku sekundach rozległo się naprawdę realistyczne naśladownictwo ostrzegawczego ryku bardzo rozzłoszczonego niedźwiedzia.
Efekt był piorunujący. Mały konik, drepczący sennie przed siebie, usłyszał nagle tuż za sobą pomruk niedźwiedzia. Spłoszył się i stanął dęba, wyrwał się z uprzęży i przewrócił wóz, z którego na śnieg wypadli pasażerowie i ładunek. Woźnica, także całkowicie zaskoczony, zdołał odskoczyć. Jesper, Stefan i Edvin zasłonili głowy rękami, gdy pękły sznury przytrzymujące deski i belki, które poleciały we wszystkich kierunkach.
– Ty durniu! – krzyknął Edvin. Odepchnął stos desek, które na nim wylądowały, i podniósł się na nogi. Stefan, zaskoczony i mocno skruszony, wstał, pocierając siniak na czole w miejscu, gdzie trafiła go jedna z cięższych belek.
Kilka sekund później słowa Edvina powtórzył Thorn, który rozglądał się po okolicy, odwrócony plecami, gdy usłyszał za sobą kwik przerażonego konia, a potem łoskot przewracającego się wozu.
– Kompletny dureń! – podsumował. Wskazał leżący na boku wóz i rozsypane deski. – Wy trzej, pozbieracie to i załadujecie z powrotem na wóz – polecił. – A my przez ten czas zjemy obiad.
– Ale ja nie miałem z tym nic wspólnego! – zaprotestował Edvin. Skulił się, gdy Thorn rzucił mu gniewne spojrzenie.
– W takim razie ty będziesz gotował obiad – zdecydował stary wojownik.
Przenocowali w wąwozie, a następnego dnia przed południem dotarli do fortu.
W miarę jak się do niego zbliżali, przesmyk stawał się coraz węższy, aż w końcu odległość między ścianami wynosiła niespełna dwadzieścia metrów. W najwęższym miejscu, gdzie został wzniesiony fort, urwiska po obu stronach pięły się niemal pionowo – nawet człowiekowi byłoby trudno je pokonać, a dla koni stanowiły przeszkodę nie do przebycia.
Konstrukcja Fortu Ragnak była bardzo prosta. Dwie drewniane palisady o wysokości czterech metrów i oddalone od siebie o dwadzieścia pięć metrów przecinały w poprzek przesmyk. Były zrobione z potężnych, wkopanych w ziemię bali i stanowiły zewnętrzną fortyfikację. W każdej z nich znajdowała się dodatkowo wzmocniona brama. Pozostałe dwie ściany tworzyły skały po bokach przesmyku.
W środku, dookoła całego fortu, biegło podwyższone przejście, z którego garnizon mógł odpierać atak napastników próbujących wedrzeć się na mury lub chcących wyłamać bramę taranem. Po północno-wschodniej stronie, w odległości kilku metrów, zrobiono rów mający dodatkowo utrudnić zadanie wrogom. Aby użyć tarana, musieliby najpierw zakopać ten rów, wystawieni na strzały łuczników, którzy strzegli zrobionej z bali przegrody.
Brama południowo-zachodnia, prowadząca na stronę skandyjską, miała podobną budowę, jednak nie znajdowała się – jak można by oczekiwać – dokładnie naprzeciwko bramy północno-wschodniej.
Gdyby atakującym udało się dostać do środka przez pierwszą bramę, stanęliby naprzeciwko ślepej ściany. Druga brama została umieszczona na wschodnim końcu palisady i skonstruowana w taki sposób, by wtapiać się w otaczające ją bale. Ta asymetria wydawała się mało istotnym szczegółem, ale mogła na moment zmylić napastników, którzy musieliby znaleźć drogę na zewnątrz, uwięzieni we wnętrzu fortu i wystawieni na strzały, włócznie i kamienie sypiące się z przejść po bokach.
Pod przejściami, pod zachodnią skalną ścianą, w parterowych budynkach