Drużyna 8. Powrót Temudżeinów. John Flanagan
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Drużyna 8. Powrót Temudżeinów - John Flanagan страница 8
– Może tutaj – zaproponował, wskazując ścianę po wschodniej stronie. – Widzisz ten mały występ nad wyrastającym ze skały drzewkiem? Mógłbyś oprzeć na nim platformę i podeprzeć ją dodatkowo belkami od strony zewnętrznej.
Hal przymrużył oczy, żeby przyjrzeć się wskazanemu miejscu.
– Tak, to dobry pomysł – zgodził się. Skalna półka miała półtora metra szerokości, co wystarczyło, by zapewnić platformie solidne oparcie. – A po drugiej stronie?
Leks poprowadził go jeszcze kawałek w głąb przesmyku, aż wreszcie znowu się zatrzymał i wskazał zachodnią ścianę.
– W tym miejscu. Będzie wyżej niż tamta, ale dzięki temu będziesz mieć z niej dobry widok na przesmyk za fortem.
Ta półka skalna była wprawdzie węższa, ale i tak wystarczała, by umieścić na niej platformę. Tak jak powiedział Leks, znajdowała się trochę wyżej, jakieś dziesięć metrów nad ziemią. To jednak oznaczało, że rozciągał się z niej doskonały widok ponad palisadą fortu na część ziem należących do Temudżeinów.
Hal spojrzał w niebo. Słońce przekroczyło już najwyższy punkt, a dno doliny skryło się w cieniu.
– Zostało jeszcze kilka godzin światła – ocenił. – Wezmę się do roboty i pozaznaczam pozycje, w których znajdą się podpory.
Po powrocie do fortu załadował swoje narzędzia i przenośny warsztat na jeden z wozów, dokładając jeszcze kilka zwojów liny. Potem polecił Ulfowi i Wulfowi, żeby złapali za hołoble i pociągnęli wóz do doliny.
– Czy my jesteśmy końmi? – narzekał bez szczególnego zacięcia Ulf. Prawdę mówiąc, lekki wóz z niewielkim ładunkiem nie był trudny do ciągnięcia.
Hal uśmiechnął się do niego.
– Ależ skąd. Konie są inteligentne.
Wulf prychnął pogardliwie.
– Jestem bardziej inteligentny od konia – oznajmił.
Jego brat nie potrafił się powstrzymać od odpowiedzi.
– To dlaczego ty ciągniesz wóz na tym zimnie, a konie siedzą sobie w zacisznej i ciepłej stajni?
Wulf nie wpadł na nasuwającą się replikę, że jego brat zajmuje się tym samym, więc również nie jest tak inteligentny jak koń. Hal pomyślał, że bliźniakom często zdarza się nie widzieć rzeczy oczywistych.
– Mimo wszystko uważam, że jestem bardziej inteligentny od konia! – powiedział Wulf.
Ulf spojrzał na niego z ukosa.
– Znałem kiedyś konia, który umiał liczyć do osiemnastu.
Wulf odpowiedział mu natychmiast:
– Ja potrafię liczyć do osiemnastu!
– Owszem, ale on to robił kopytami! – odparł triumfalnie Ulf.
Wulf zmarszczył brwi, niepewny, jak potraktować tę uwagę. Hal także nie do końca rozumiał, co miała oznaczać, ale Ulf wydawał się wyjątkowo zadowolony z siebie. Młody skirl doszedł do wniosku, że w bezustannej i nonsensownej sprzeczce pomiędzy bliźniakami Ulf zarobił właśnie punkt na swoją korzyść.
– Potrzebujesz pomocy? – zapytał Stig, który podbiegł, żeby ich dogonić. Zauważył, jak wychodzą z fortu, i uznał, że Halowi może się przydać wsparcie przy robieniu pomiarów miejsc, gdzie miały się znaleźć platformy.
Hal uśmiechnął się z wdzięcznością. Dodatkowa para rąk do mierzenia i oznaczania punktów podparcia bardzo przyspieszy pracę – szczególnie gdy trzeba to będzie robić kilka metrów nad ziemią.
– Nie mam nic przeciwko komuś, z kim można rozsądnie porozmawiać – oznajmił.
Stig spojrzał z uśmiechem na bliźniaków. Wulf poruszał niemo wargami, jakby poszukiwał odpowiednio zjadliwej odpowiedzi na komentarz Ulfa.
– Wiem, o co ci chodzi – powiedział pierwszy oficer.
Rozłożyli sprzęt pod pierwszym występem. Hal przypiął skórzany pas i przewiesił przez jedną pętlę młotek, a przez drugą nieduży oskard. W sakwie z przodu pasa znajdował się zapas żelaznych szpil. Stig zarzucił na ramię zwój liny, a potem dwaj przyjaciele zaczęli się wspinać na urwisko, bez trudu znajdując chwyty dla dłoni i oparcie dla stóp. Wyrastali w pobliżu gór i spędzili dzieciństwo, wdrapując się po niemal pionowych skałach. Zawsze dawało się znaleźć jakieś punkty podparcia, jeśli się wiedziało, czego szukać.
Pamiętali też, że podczas wspinaczki zawsze należało przytrzymywać się skały w trzech punktach.
W tym czasie Hal wbijał w szczeliny i pęknięcia skał kolejne szpile, a Stig przywiązywał do nich linę, żeby zostawić stałą poręcz dla wchodzących na górę, na wypadek gdyby ktoś się poślizgnął. Pierwsza półka była szeroka i równa. Stig usiadł i patrzył, jak Hal oznacza na skałach miejsca, w któ rych miała się opierać drewniana platforma. Skała była dostatecznie twarda, by zapewnić stabilne podparcie konstrukcji, ale nie aż tak twarda, by Hal nie mógł robić w niej nacięć i znaków oskardem.
Kiedy wybrał już punkty zamocowania platformy od strony skalnej półki, zszedł na dół po przygotowanych linach i zaznaczył miejsca, w których rozpory miały się opierać o ścianę. Zręcznie zrobił w kamieniach nacięcia oskardem w taki sposób, by utworzyć stopnie, na których mogły spocząć ukośne podpory.
– Wystarczy na dzisiaj – orzekł. – Wracajmy do fortu.
Zeszli na sam dół, do czekających przy wozie Ulfa i Wulfa. Kiedy się zbliżyli, zobaczyli, że Wulf przytupuje prawą stopą o ziemię i jednocześnie liczy.
– …piętnaście, szesnaście, siedemnaście, osiemnaście! – zakończył z wyraźnym triumfem. – Widzisz? Potrafię zrobić wszystko to, co zrobiłby koń.
– Możliwe – odparł Ulf. – Ale on nie pomagał sobie przy liczeniu palcami.
Wulf ponownie nie znalazł na to odpowiedzi.
Cztery godziny po północy niewielka grupka zebrała się na zachodnim krańcu muru od strony północnej.
Gwiazdy świeciły jasno na zimnym nocnym niebie i na razie nie było widać żadnych oznak świtu. Lydia przyjrzała się zwiniętej drabinie linowej, która leżała na deskach pomostu. Rozwinęła kawałek i zobaczyła, że boki drabiny zrobiono z grubych