Zaginione laleczki. Ker Dukey
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaginione laleczki - Ker Dukey страница 10
Spróbuj trochę odpocząć.
Musisz coś zjeść.
Znajdziemy ją.
Wszyscy koledzy wydają mi się teraz tacy obcy. Czy oni w ogóle mnie znają? Jak mam, kurwa, jeść albo odpoczywać w takiej sytuacji?! Nie mogę zostawić tej sprawy innym. Nie, to ja muszę odnaleźć Jade i sprowadzić ją do domu.
Kiedy Delaney została zamordowana przez swojego pierdolonego faceta, Chipa, zupełnie mi odbiło. Nie mogłem się skupić ani myśleć.
Przez cały czas miałem w głowie wyłącznie obraz tego sukinsyna.
I zemstę, którą dla niego przygotowałem.
Pragnąłem go dopaść. Zamordować gołymi rękami.
Odciąłem się od rodziny i przyjaciół. Śledztwami, które mi przydzielano, zajmowałem się na pół gwizdka. Ignorowałem wszystkich i wszystko, co przeszkadzało mi w pogoni za sprawiedliwością.
Teraz też nie potrafię się skupić. Stanton i Wallis zwołali zebranie. Przydzielają ludziom zadania. Opracowują plan. Ja jednak nie patrzę w dokumenty, które mi dali. A już tym bardziej w cudowne, piwne oczy kobiety, którą tak bardzo pokochałem, a której zdjęcie wisi teraz przypięte do korkowej tablicy. Nie jest już detektywem, ale pieprzoną ofiarą.
Nie…
Przenoszę wzrok na portret pamięciowy Benny’ego.
Skurwiel porwał moją dziewczynę.
Ten szkic powstał osiem lat temu, tuż po ucieczce Jade. Wpatrywałem się w niego tak długo, że pamiętam już każdą kreskę, każde pociągnięcie ołówka, smugę i każdy pieprzony cień.
– Detektywie Scott – warczy nagle Stanton. – Zapraszam do mojego biura. Natychmiast.
Od porwania Jade minęło dwanaście godzin. Mam wrażenie, że zmarnowaliśmy już zbyt wiele cennego, jebanego czasu. Powinienem być w terenie. Sprawdzać poszlaki. Przesłuchiwać świadków. A zamiast tego muszę siedzieć na komisariacie, nie robiąc zupełnie nic!
– Dlaczego? – pytam, wyraźnie zirytowany.
Komendant posyła szybkie, zniecierpliwione spojrzenie komisarzowi Wallisowi, po czym patrzy mi prosto w oczy.
– Bo jestem twoim przełożonym, a to jest mój rozkaz. Ruchy.
Wstaję więc, mrucząc gniewnie pod nosem. Przewracam przy tym krzesło. Ktoś coś do mnie mówi, ale ignoruję to i czym prędzej wychodzę z sali konferencyjnej. Kiedy Stanton wchodzi za mną do gabinetu, zatrzaskuje drzwi tak mocno, aż ramki na ścianach zaczynają się kołysać. Jedna z nich zastyga przechylona w bok. Skupiam na niej całą swoją uwagę, dopóki nie dociera do mnie głos szefa.
– Zatracasz się, detektywie – komentuje, obchodząc biurko i siadając na krześle. – Musisz się skupić. Współpracuj z nami.
Mam wrażenie, że w moich żyłach nie płynie już krew, ale czysta złość. Jestem jak tykająca bomba zegarowa, która w każdej chwili może wybuchnąć.
Spuściłem z oczu moją Jade tylko na krótką chwilę, a Benny, ten zasrany psychopata, zdołał mi ją ukraść.
Płuca mnie palą. Żebra się zaciskają i nie mogę oddychać. Moją skórę pokrywa zimny pot. Mam wrażenie, jakby stała nade mną kostucha. Jeśli ten sukinsyn ją skrzywdzi, umrę.
Zapłaci za to, co jej zrobił!
– Szefie, możemy się kłócić, ale tak naprawdę tylko marnujemy na to kolejne cenne minuty! Mógłbym w tym czasie być w terenie i wykonywać swoją jebaną pracę – syczę przez zęby.
Stanton kręci głową, zdenerwowany. Jego skóra przybrała już ten czerwonawy odcień, który przybiera zawsze, kiedy jest wściekły.
– Nie marnujemy czasu. Zbieramy ludzi. Analizujemy poszlaki. Studiujemy dokładnie pierwszą sprawę porwania Jade. Przyglądamy się dowodom znalezionym w jej mieszkaniu i mieszkaniu terapeutki. Mówiłeś, że nie zamierzasz odpoczywać, więc pozwoliłem ci zostać – przypomina. – Ale to twoja praca, a ty ją zawalasz.
Natychmiast podnoszę na niego wzrok.
– Zawalam?! Czy ty sobie, kurwa, żartujesz, człowieku?! Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by ją odnaleźć. Przecież ją, kurwa, kocham!
Mruży powieki i przybiera swoją charakterystyczną minę, która ma pokazać podwładnym, że to on tutaj rządzi.
– Odsuwam cię od sprawy.
Uderzam plecami w oparcie krzesła. Otwieram szeroko usta i wytrzeszczam oczy.
– Słucham?!
– Mówię, że odsuwam cię od sprawy, detektywie – powtarza bezwzględnym tonem. – Jesteś z nią zbyt mocno związany. Widzę tu konflikt interesów. Marcus obejmie dowodzenie, a ty zajmiesz się zabójstwem, które zgłoszono mi godzinę temu. – Rzuca w moją stronę jakąś teczkę, ale ja strącam ją z biurka.
– Chyba, kurwa, ocipiałeś, jeśli myślisz, że będę pracował nad jakąś inną sprawą! To jest moja sprawa! Jestem najlepszą osobą do tej roboty! – wybucham. – Tylko ja zrobię wszystko, by ją odzyskać!
Czerwona twarz szefa robi się jeszcze o kilka odcieni ciemniejsza, a kostki jego palców bieleją, gdy zaciska pięści.
– Ta sprawa dotyczy cię osobiście, Scott. Masz w sobie zbyt wiele złości. Wiem, jak to się skończy. Będziesz ignorował procedury, nie przestrzegał protokołu, nie zważał na poszlaki i tylko biegł na oślep za tym pieprzonym, kicającym króliczkiem. Odsuwam cię.
– Stanton, nie możesz…
– Posłuchaj – przerywa mi w pół słowa. Jego głos łagodnieje. – Sam wiesz, jak wyglądała sytuacja z Jade, kiedy to wszystko się zaczęło. Nie była w stanie wykonywać dobrze swojej pracy i…
Mrużę oczy i głośno wypuszczam powietrze.
– Sugerujesz, że to jej wina, że ją porwano? Mieliśmy przed jej domem pieprzoną ochronę! Nie, Stanton, to my ją zawiedliśmy, rozumiesz?
Komendant podnosi się z miejsca i wskazuje palcem drzwi.
– Masz trzy pieprzone sekundy, żeby stąd wyjść, zanim zabiorę ci odznakę i wywalę na zbity pysk!
Patrzę mu prosto w oczy.
– Jeden…
Zaciskam szczękę ze złości. Czy on mówi poważnie? Znów czuję to pulsowanie w głowie. Jeszcze chwila, a czaszka mi wybuchnie i jej zawartość rozbryzga się po ścianach.
– Dwa…