Zaginione laleczki. Ker Dukey
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zaginione laleczki - Ker Dukey страница 13
– Bo – syczę cichutko z łzami w oczach. Mrugam kilka razy, by się ich pozbyć. Muszę zachować spokój. – Bo, obudź się.
Powoli otwiera oczy. Gdy mnie widzi, na jego twarzy dostrzegam ulgę. Zaraz potem przypomina sobie, gdzie jest i blednie ze strachu. Jest przerażony. Zaczyna głośno jęczeć.
– Ciii – błagam, próbując go uciszyć. – Zabiorę cię stąd. Obiecuję. Tak strasznie cię przepraszam.
Kiwa głową i z trudem przełyka ślinę.
Wyciągam szyję, by spojrzeć za siebie. Nigdzie nie widzę ani Benny’ego, ani Macy. Kiedy muzyka przestaje grać, przechodzą mnie lodowate dreszcze.
– O proszę – piszczy Macy głosem tak wysokim, że równie dobrze mógłby należeć do małego dziecka. – Goście przybyli!
Podchodzi bliżej. Oprócz różowej sukienki ma na sobie białe podkolanówki z koronką i czarne, skórzane lakierki z zapięciem, na których nie ma ani jednej, najmniejszej rysy. Siostra aż promienieje z radości. Falbany różowej sukienki wirują wokół jej talii. Ciemne włosy zaplotła w dwa warkoczyki.
– Podoba ci się moja śliczna sukienka? – pyta, obracając się w kółko i popiskując jak mała dziewczynka. – To Benjamin ją dla mnie uszył!
Słowa stają mi w gardle. Nie jestem w stanie nic z siebie wydusić.
Macy ma na policzkach jaskrawy róż, a na oczach długie, sztuczne rzęsy. Trzepocze nimi zalotnie, spoglądając w stronę Bo.
– Niegrzeczna Laleczko – zaczyna uroczyście, jak gdyby przedstawiała sobie nawzajem swoich gości. – To jest Głupia Laleczka. Jest moją ulubioną lalką.
Kręcę z niedowierzaniem głową. Moja siostra oszalała.
– Macy – wyduszam z trudem. – Macy, posłuchaj. Musimy stąd uciec.
Ściąga usta w dziubek. Przez chwilę chyba to rozważa.
– Hmm, ale przecież przyjęcie dopiero się zaczęło!
Ignoruje moją prośbę i nalewa gorącą herbatę do trzech małych filiżanek. Dodaje do każdej trochę cukru i śmietanki, po czym siada prosto i uważnie na mnie patrzy.
– Czyż to nie cudowny dzień? – zagaduje. W jej oczach czai się coś złowieszczego. – O tak, to cudowny dzień, by pobawić się moimi laleczkami.
Bo nie potrafi nabrać oddechu. Zaczyna się dusić. Jego klatka piersiowa unosi się i opada o wiele za szybko. Teraz jest jeszcze bledszy niż wcześniej, o ile to w ogóle możliwe… Kurwa mać! Jeśli nie przestanie hiperwentylować, to zaraz straci przytomność!
– Spokojnie. Bo, uspokój się – proszę.
Macy przyciska filiżankę do ust i wypija pierwszy łyk.
– Mmm, ta herbatka jest wprost wyśmienita.
Histeria. Wpadam w histerię. Ale nie, nie mogę panikować. Jakim cudem Macy popija sobie tę pieprzoną herbatkę i zachowuje się, jakby to była najnormalniejsza w świecie sytuacja?!
Nic. Tu. Nie. Jest. Normalne.
– Ja też chciałabym spróbować – mówię roztrzęsionym głosem. – Ale najpierw musisz mnie rozwiązać.
Macy marszczy brwi.
– Hmm… Nie wiem, czy mogę ci zaufać. A co, jeśli zepsujesz nasze przyjęcie? – Pochyla się nad stołem i podnosi moją filiżankę. – Pomogę ci – proponuje. Choć czuję w brzuchu bolesny ucisk, pozwalam siostrze napoić się ciepłą herbatą.
– Może powinnaś poczęstować też Bo – sugeruję, próbując przybrać spokojny ton głosu.
– Och. Benjamin kazał, żeby Głupia Lalka była cicho – odpowiada po namyśle. – Jeśli przetnę jego szwy, może zacząć krzyczeć. I zdenerwować naszego Benjamina.
To nie jest mój Benjamin.
Posyłam Bo porozumiewawcze spojrzenie. Bezgłośnie proszę, by ze mną współpracował. Z wyrazu jego twarzy odczytuję, że zrozumiał.
– Macy. – Przenoszę wzrok z powrotem na nią. – Bo nie zacznie krzyczeć. Obiecuję. To będzie nasz mały sekret.
Jej oczy błyszczą. Widzę, że ma ochotę być niegrzeczna. Przybiera taką minę jak w dzieciństwie, kiedy zakradała się do kuchni i wyjmowała z pudełka dwa ciastka, gdy mama nie patrzyła. To będzie nasz mały sekret, powtarzała zawsze, podając mi jedno z nich.
Macy wstaje z krzesła i idzie gdzieś powolnym krokiem. Na chwilę znika mi z pola widzenia, ale kiedy wraca, ma w rękach parę ostrych nożyczek. Z jednej strony odczuwam ulgę, ale z drugiej jestem przerażona. Wstrzymuję oddech, śledząc każdy jej ruch.
– Benjamin twierdzi, że jestem zniszczona – oświadcza śpiewnym głosem, okrążając Bo i odgarniając na bok jego krótkie, matowe włosy. – Ale zniszczone lalki też mogą być piękne. Głupia Laleczka jest zniszczona, a ja go kocham. To mój ulubieniec.
Bo wytrzeszcza oczy ze strachu.
– Oczywiście, że mogą być piękne – przyznaję posłusznie, kiwając głową w jego stronę. W duchu modlę się, by zdołał zachować spokój.
Macy staje pomiędzy przywiązanymi do krzesła nogami mojego byłego chłopaka i nachyla się tuż nad nim. Delikatnie przecina kolejne szwy. Mam wrażenie, że serce przestało mi bić. Po chwili kończy, prostuje plecy i podziwia swoją robotę. Bo otwiera szeroko usta i nabiera głębokiego oddechu. Nitki zwisają z sinej skóry, a krew kapie mu z brody na podłogę.
– Dobra laleczka – chwali go siostra, poklepując swoją zabawkę po głowie. Zaraz potem podnosi drugą filiżankę. Bo przyjmuje herbatę z wdzięcznością, tak jak ja wcześniej.
– Macy, posłuchaj… – zaczynam, ale ona szybko mi przerywa. Wciąż wymachuje trzymanymi w dłoni nożyczkami.
– Chcesz pograć w grę?
Moje serce zaczyna bić szybciej. Kręcę głową.
– Nie, nie teraz. Musisz mnie rozwiązać. Zabiorę cię do domu. Tam będziemy mogły grać w cokolwiek zechcesz!
Macy z dumą rozgląda się po różowym pokoju.
– Ależ to jest mój dom, głuptasku. – Ściąga brwi i zaczyna chichotać. – Czasami potrafisz mówić takie głupoty. A przecież nie jesteś głupią lalką. Jesteś niegrzeczną lalką!
– Macy…
– Cicho. Czas na naszą grę. Benjamin nie lubi moich gier, za to ta lalka je uwielbia – mruczy, klękając między rozłożonymi nogami Bo. – Prawda?
– Nie… Tylko nie to – mamrocze pod nosem. – Jade… – Biedak