Pokusa ZŁA. M. Robinson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pokusa ZŁA - M. Robinson страница 2
Mówią, że należy pisać o rzeczach nam znanych, o tym, co się widziało lub czego doświadczyło. Po tym można poznać dobrego pisarza… Znane są mu uczucia, które ubiera w słowa i przelewa na papier. Potrafi zamknąć emocje w słowach i sprawić, by inni je odczuli. Każdy tego pragnie – dobrej historii, która go porwie i odciągnie od codziennej rutyny. Pozwoli żyć cudzym życiem i doświadczyć przygody, opisanej czarnym atramentem na idealnie białym papierze.
Czyjegoś początku i końca.
A co, jeśli wiesz jedynie to, o czym ludzie chcą ci powiedzieć? Nic o ciemnej stronie, którą ukrywają, nic o rzeczach, o których wolą nie myśleć, pytaniach, których nie zadają, bo odpowiedzi będą zbyt przerażające, zbyt prawdziwe.
Wciąż pragnąłbyś ucieczki do takiego życia?
Czy smutek rodzi mrok?
Czy na końcu każdego tunelu jest światło?
Uczucia są kapryśne. Zależne całkowicie od impulsu i okoliczności. Wszyscy jesteśmy w stanie określić różnicę między dobrem a złem.
Lecz zauważ, że nie jesteśmy do tego zaprogramowani. Każdy jest produktem własnego środowiska, zbiera to, co zasieje, i dopiero wtedy błaga o przebaczenie. Na kolanach, ze złożonymi rękoma, modląc się do Boga o odpuszczenie grzechów.
A jeśli piekło istnieje na Ziemi?
Nie jest to tak daleko idąca myśl, zważywszy na to, co oglądamy w wiadomościach lub czytamy w gazetach. Nieszczęścia przytrafiają się dobrym ludziom codziennie.
Każdego pieprzonego dnia.
Wybieraj.
O wiele łatwiej jest winić innych, chociaż wybór należy do ciebie.
To ludzkie.
JEDEN
– Ty pieprzona, głupia pizdo! Kazałem ci się ruszać? Pozwoliłem ci ode mnie odejść? Hę?
Aż zbyt dobrze znałem te wrzaski.
– Beze mnie jesteś niczym, Jasmine, NICZYM! Masz szczęście, że w ogóle możesz ze mną być, głupia suko. Gdzie są moje dzieci?
Mocniej przytuliłem siostry.
– Zasłońcie uszy – powiedziałem, zakrywając własne. – Tak jak was uczyłem.
Uśmiechnęły się niemrawo.
– Rick, proszę, uspokój się – chlipała mama.
Wiedziałem, że on nie okaże wyrozumiałości. Nigdy tego nie robił.
Skurwiel.
– Pierdol się! Gdzie są moje dzieci?
– Kochanie…
Usłyszałem dźwięk trafiającej w coś pięści, a następnie głuchy odgłos ciała padającego na ziemię.
– Wstawaj, do kurwy nędzy! Jeszcze z tobą nie skończyłem!
Jęknęła z bólu.
– Hej… – szepnąłem, uśmiechając się lekko do moich małych siostrzyczek.
Liv miała sześć, a Alexis dziewięć lat. Dwunastoletniej Lauren nie było w domu. Poszła uczyć się do koleżanki i wkrótce powinienem iść ją odebrać.
– Dziewczyny, chcę, żebyście mi coś zaśpiewały… Okej?
Obie spojrzały na mnie, zmieszane i przestraszone. Zawsze ten strach. Bardzo starałem się być silny oraz ignorować odgłosy bicia i szamotaniny dochodzące z salonu.
Mama nigdy nie płakała ani nie krzyczała, niezależnie jak mocno ją uderzył ani jak bardzo była przerażona. Przy dzieciach zawsze ukrywała swoje prawdziwe uczucia. To, co widziało się na zewnątrz, nigdy nie odzwierciedlało tego, co przeżywa w środku.
Dziewczynki już spały, dopóki nie zbudziły ich odgłosy kłótni. Jak zwykle w takich sytuacjach, tak i teraz czmychnęły do mojej sypialni, gdzie się ukryliśmy.
– Devon, tatuś znów krzywdzi mamusię! – zawołała Liv ze łzami spływającymi po jej ślicznej buzi.
– Tatuś zawsze krzywdzi mamusię – dodała Alexis z dziwną nutką w głosie, której nigdy dotąd u niej nie słyszałem.
– Ciiii… Dziewczyny, pamiętacie piosenkę, którą śpiewałyście w samochodzie tamtego dnia?
Przytaknęły.
– Chcę, żebyście obie weszły do mojej szafy i jak najgłębiej się ukryły. Abyście zakryły uszy i śpiewały. Okej? Chcę, byście śpiewały tak głośno, żeby nie słyszeć nic innego. Możecie to dla mnie zrobić?
Znów skinęły głowami.
– W porządku, do startu, gotowe, już!
Zsunęły się z łóżka i popędziły ku mojej szafie. Wziąłem głęboki oddech i sięgnąłem po ukryty pod łóżkiem kij baseballowy. Zacząłem zasuwać drzwi ich kryjówki.
– Devonie? – Głos Alexis skłonił mnie, bym przykucnął i spojrzał jej w oczy. – Proszę, nie zostawiaj nas. Obiecaj, że wrócisz. Devonie, nie prowokuj go za bardzo. Mamusi będzie przykro, a ja nie chcę więcej widzieć, jak się smuci. Tatuś nie będzie dla niej miły, jeśli go zdenerwujesz.
Uśmiechnąłem się do niej uspokajająco.
– Wiem, kochana. Spróbuję to jakoś naprawić, okej?
– Kocham cię.
– Ja też cię kocham.
Jej ramiona tak ciasno oplotły moją szyję, że poczułem, jakby to było nasze pożegnanie. Pocałowałem ją w czubek głowy i patrzyłem, jak chowa się w kącie szafy, zakrywając rączkami uszy, jak Liv, i wtedy obie zaczęły śpiewać. Ściągnąłem z wieszaków kilka swetrów i koszul, by przykryć nimi dwie drobne sylwetki. Gdy nie było już ich widać ani słychać, poczułem ulgę.
Chwyciłem kij i wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
To, co zobaczyłem w salonie, niemal zwaliło mnie z nóg. Mama leżała na ziemi z twarzą zalaną krwią, trzymając się za wygięte pod nienaturalnym kątem ramię. On sterczał nad nią, a gdy usłyszał moje kroki, nasze oczy się spotkały.
– Tu jesteś, mały gówniarzu! – Przekrzywił na bok głowę i uśmiechnął się. – Na co ci to?
W odpowiedzi uniosłem kij i zamachnąłem się na szklaną statuetkę, którą otrzymał wraz z tytułem Policjanta Roku.
Co za pieprzony żart.