Nieboszczyk sam w domu. Alek Rogoziński
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nieboszczyk sam w domu - Alek Rogoziński страница 7
– Masahiro – rzekł, sięgając po leżącego na jednej z pater pomidora. – Znasz tę nazwę?
Jacek pokręcił głową.
– To japońska firma – wyjaśnił Gepard, kładąc pomidora na desce. – Produkowane przez nią noże kosztują fortunę, ale cieszą się opinią najostrzejszych na świecie. Niektórzy mówią, że są lepsze nawet od skalpeli. Wiesz, w jaki sposób najlepiej sprawdzić, czy to prawda?
Piecuchowi przyszło do głowy kilka testów, którymi mógłby błysnąć. Niestety, wszystkie bazowały na pozbawieniu go jakichś cennych organów, wolał więc ich nie podsuwać gangsterowi w obawie, żeby ten natychmiast nie zamienił ich w czyny. Ostatecznie pokręcił więc tylko głową. Gepard jednak najwyraźniej nie oczekiwał od niego odpowiedzi.
– Fachowcy twierdzą – kontynuował, dotykając ostrzem pomidora – że można je wypróbować na cebuli, bo jej zewnętrzna warstwa jest niezwykle gładka i tępy albo nawet marnie wyostrzony nóż po prostu się po niej ześlizgnie. Ja jednak jestem fanem innej metody. Biorę najbardziej miękkiego pomidora. Takiego jak ten tutaj, prawie już nienadający się do zjedzenia. I to na nim testuję, czy jestem zadowolony z zakupu.
Przejechał ostrzem po pomidorze, w ułamku sekundy dzieląc go na dwie części, z których natychmiast wypłynął sok. Warzywo faktycznie nie było już pierwszej świeżości.
– Ten moment, w którym ostrze przecina skórkę… – rzekł Gepard – nie umiałem go nigdy dobrze opisać ani oddać uczuć, jakich wtedy doznaję. Uwierz mi jednak, że dla kogoś, kto lubi gotować i… – zrobił efektowną pauzę – …kroić, jest to prawie taka sama rozkosz jak orgazm.
Przez chwilę w salonie panowało milczenie. Gepard rozprawiał się z kolejnymi warzywami, wrzucając je do kobylastej drewnianej misy, a Jacek zastanawiał się w panice, czy aby jego ewentualny oprawca nie jest kanibalem i nie dorzuci tam na koniec rozmaitych części jego ciała.
– Podobno, gdy takie ostrze przebija ci ciało – Gepard skończył kroić ostatnie leżące przed nim warzywo, podniósł nóż, tak aby oświetliło go wpadające przez okna światło, po czym przez chwilę obracał go, oglądając z każdej strony – przez kilka pierwszych sekund w ogóle nawet tego nie czujesz. Oczywiście potem to się zmienia… Cukinia, cebula, pomidory, papryka, czosnek. Gotowe. Jeszcze trochę oliwy z oliwek, ziół, soli i pieprzu… Perfekcyjnie. Można zabierać się do roboty. Choć właściwie dodałbym jeszcze kabaczka. Wiem, że to nieortodoksyjne, ale mam do niego słabość. Chcesz spróbować pokroić?
Wyciągnął rękę z nożem w stronę Jacka, po czym nagle zrobił zamach i z całej siły rzucił narzędzie w jego kierunku. Ostrze świsnęło Piecuchowi tuż obok ucha.
– Przepraszam, niezdara ze mnie – rzekł Gepard ze złośliwym uśmiechem. – Wyślizgnęło mi się z ręki. Bądź tak uprzejmy i podnieś, a potem weź z kosza obok siebie dwa kabaczki, podejdź tu i je pokrój.
Jacek wstał z krzesła, podszedł do noża, podniósł go i przez ułamek sekundy zastanawiał się, czy nie rzucić się z nim na swojego rozmówcę. Pomysł ten, choć ze wszech miar atrakcyjny, umarł jednak w jego głowie szybciej, niż się narodził. Jacek doskonale wiedział, że nie byłby w stanie skrzywdzić nawet znienawidzonego komara, a co dopiero człowieka. Sięgnął do stojącego obok siebie, wypełnionego warzywami kosza, przez chwilę w panice przypominał sobie, jak właściwie wygląda kabaczek, bo z reguły mylił go z bakłażanem, po czym wybrał parę zielonych warzyw, podszedł do deski, od której wcześniej odsunął się na kilka kroków Grzywiasty, i zaczął je kroić. Przyzwyczajony do przygotowywania posiłków we własnym zakresie, odruchowo robił to szybko i sprawnie. Mimo lekko drżących rąk szło mu to znakomicie, głównie dlatego, że gangster miał rację, dzięki jakości ostrza można było odnieść wrażenie, że kabaczki kroją się same.
– Dobrze, bardzo dobrze… – Gepard, przyglądający mu się uważnie, pokiwał głową. – Idealne plastry, znakomita grubość. Brawo! Czasem, gdy człowiek wykazuje się talentem, czeka go nagroda.
Jacek rzucił mu zdziwione spojrzenie.
– A nawet dwie… – dopowiedział gangster. – Jedną będzie nasza wspólna kolacja. Ratatouille z warzyw, pochodzących głównie z mojej własnej uprawy. Zamroziłem je jesienią. Teraz są jak znalazł. Budują odporność, dostarczają witamin i to w najlepszy z możliwych sposobów, bo naturalnie, a poza tym są przepyszne…
Jacek poczuł, że ze zdziwienia podnoszą mu się brwi. Kiedy go tu transportowano, spodziewał się wszystkiego, ale z pewnością nie tego, że nagle krwiożerczy bandzior zamieni się w Roberta Makłowicza.
– A