Pozory mylą. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pozory mylą - Diana Palmer страница 16
– Dobra.
Mina podeszła do Sanda, chwyciła wodze, pogłaskała zwierzę po karku i z taką łatwością wskoczyła na siodło, że Cort z aprobatą kiwnął głową, a potem powiedział:
– Piękny koń.
– I bardzo kochany – odparła z uśmiechem. – Kiedy go dostałam, cierpiał po śmierci poprzedniego właściciela. Wyparzyłam go na targu zwierząt, a on, gdy tylko mnie zobaczył, podbiegł do ogrodzenia i pochylił przede mną głowę. Było oczywiste, że jesteśmy sobie pisani, więc mój kuzyn kupił mi go na urodziny.
– Kuzyn?
– Rogan Michaels. Hoduje bydło w Australii do spółki z Jakiem McGuire’em. Jake ma również ranczo niedaleko Catelow. – Uśmiechnęła się. – W porównaniu z ich posiadłościami moje i Barta rancza wyglądają jak ogródki działkowe.
Cort znał Rogana Michaelsa. Łączyły ich wspólne interesy, bo obaj posiadali udziały w firmie zajmującej się wydobyciem ropy naftowej w Oklahomie.
– Rogan jest w okolicy?
– Nie. Nigdy nie potrafi dłużej usiedzieć na miejscu, a ponieważ nienawidzi śniegu, więc wrócił do Australii. Wraz z Jakiem McGuire’em ma tam ranczo, które graniczy z pustynią, a to dla piecucha prawdziwy raj.
– A ja lubię zimę – wyznał Cort, wodząc wzrokiem po pobielonych pastwiskach. – Tam, skąd pochodzę, przez większość roku okolica wygląda jak pustynia. Czasami trochę pokropi z nieba, a nawet poprószy, ale nigdy za dużo.
– Pracujesz tam na ranczu?
– Tak… Opiekuję się bydłem czystej krwi rasy santa gertrudis na ranczu w zachodnim Teksasie.
– Bart ma jeszcze jednego kuzyna, który jest szeryfem w naszym hrabstwie.
– Pewnie chodzi ci o Cody’ego Banksa.
– Mój pradziadek był zastępcą szeryfa federalnego – powiedziała Mina. – Kiedy byłam mała, ojciec pracował jako policjant w Catelow.
Cort zauważył, że spochmurniała, dlatego spytał:
– Żyje?
– Kto go tam wie… – odparła jakby nieobecnym tonem. – Kiedy widziałam go ostatni raz, miałam dziewięć lat. Uciekł z inną kobietą. Nawet nie wiem, czy matka zauważyła, że zniknął.
– Nie przepadasz za matką – zauważył ostrożnie.
– Umarła w tym samym roku, w którym skończyłam liceum.
– Chorowała na coś?
– Można tak to nazwać – odparła cicho. – Jej facet po pijaku wjechał w słup telefoniczny. Matka też była zalana w trupa. Oboje zginęli na miejscu.
Jej facet… Po pijaku… Zaczynał rozumieć, że ta dziewczyna nie miała łatwego życia. Zapewne mężczyzna, z którym zadawała się jej matka, był alkoholikiem i po kielichu stawał się agresywny. Dlatego tak dziwnie się zachowała. Czuł się winny, że w ogóle poruszył ten temat.
– Mój ojciec ożenił się z modelką – wyznał, gdy ruszyli w stronę domu Barta. – Zależało jej tylko na tym, co posiadał. Miał maleńkie ranczo – kłamał jak z nut – a ona była przekonana, że jest bogaty. Z jej powodu mój najstarszy brat przestał utrzymywać kontakty z rodziną i przez wiele lat z nim nie rozmawiałem. A tata się rozwiódł. – Po chwili dodał wesoło: – Niczego sobie nie odmawiał, w naszym domu zawsze roiło się od różnych ślicznotek.
To by tłumaczyło, dlaczego tak nonszalancko traktuje kobiety, pomyślała i przypomniała sobie wesołą rozwódkę, z którą Cort wyszedł z imprezy. I nagle poczuła się mniej swobodnie w towarzystwie tego… psa na baby.
– A teraz ojciec znów jest po ślubie – ciągnął. – Jakaś dziennikarka potknęła się o niego i tata zakochał się do szaleństwa. Przeniósł się do Vermontu, żeby żona była bliżej rodziny. Jej brat niedawno umarł na raka, więc wspiera pogrążonych w żałobie krewnych.
– To smutne. W mojej rodzinie nikt nie chorował na raka. Jednego dziadka na rodeo stratował byk, a drugi, który handlował żywym inwentarzem, umarł ze starości. Nigdy nie wiadomo, co komu pisane.
– Święte słowa.
Kiedy dotarli do bramy, za którą stał dom Barta, ujrzeli, jak uradowany gospodarz idzie w ich kierunku.
– Znam ten uśmiech – stwierdził Cort. – Przyznaj się, sprzedałeś byka.
– Nawet dwa – potwierdził zadowolony Bart. – Szybka transakcja i wreszcie stać mnie na to, by rzucić żarełko w paszczę urzędu podatkowego!
– Mnie też! – podchwyciła Mina. – Ale pod warunkiem, że pod koniec miesiąca wspólnie zorganizujemy aukcję. – Bart otworzył bramę, by wpuścić konie, a ona dodała: – Brak mi kasy, żebym mogła sama to zrobić, no i mam za mało śmiałości, by skutecznie zachęcać do kupna moich cielaków.
– À propos – wszedł jej w słowo Cort – niewiele brakowało, a wściekła krowa wzięłaby ją na rogi, kiedy pochyliła się nad leżącym cielakiem.
– Chryste! – zawołał Bart, omiatając ją wzrokiem. – Nic ci się nie stało?
– Nie. Twój kuzyn wie, jak zajechać drogę szarżującej krowie – powiedziała, a po chwili przyznała niechętnie: – Uratował mi życie. Pomyślałam, że cielakowi coś dolega, i zsiadłam z konia, żeby go obejrzeć.
– Dzięki, ale nie powinnaś ryzykować – stwierdził Bart. – Przecież wiesz, że moje bydło nie ma przycinanych rogów.
– Tak, wiem, ale nie myślałam, co robię. Zanim wyjechałam z rancza, załadowaliśmy Old Charliego na przyczepę i Bill zawiózł go do siebie. Ten byk siał straszne spustoszenie, ale i tak już za nim tęsknię.
– Zawsze możesz zajrzeć do Billa i złożyć Old Charliemu przyjacielską wizytę – z uśmiechem zauważył Bart.
– Old Charlie? – zainteresował się Cort, kiedy zsiedli z koni.
– To mój najstarszy byk. Jakiś czas temu tak bardzo poranił młodego byczka, że trzeba go było uśpić. A teraz zaatakował kolejnego. Na szczęście obrażenia nie są aż tak poważne i byczek się wyliże. Nie mogłam zatrzymać Old Charliego, a nie chciałam sprzedawać, bo mogłabym narazić innego ranczera na takie same przygody. Natomiast Bill nie miał żadnego byka, za to ma krowy, więc mu go oddałam.
Cort przyglądał się jej z zainteresowaniem. Przy bliższym poznaniu mocno zyskiwała w jego oczach. Ciekawe, doprawdy ciekawe. Panna Mina Michaels zna się na bydle, dobrze trzyma się w siodle… A był przekonany, że cały świat tej zadziornej kobietki ogranicza się do machania drutami i buszowania po lumpeksach. Uśmiechnął się i pokiwał z uznaniem głową.
Bart nagle