Pozory mylą. Diana Palmer
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Pozory mylą - Diana Palmer страница 15
Skierowała konia w stronę domu Barta, ale po drodze napotkała cielę, które było samo i leżało w śniegu.
Zeskoczyła z siodła i podeszła sprawdzić, czy zwierzęciu nic nie dolega. Żyjące w okolicy wilki niekiedy napadały na cielaki, które oddzieliły się od stada. Czasami po takim ataku drapieżniki zostawiały żyjące jeszcze zwierzę. To zawsze był mrożący krew w żyłach widok.
Kiedy schyliła się nad cielęciem, usłyszała stukot kopyt. Po chwili dołączył do niego tętent innych kopyt. Konie gnały galopem, ale Mina skoncentrowała się na oględzinach młodego zwierzęcia, sunąc po nim dłońmi w rękawiczkach. Wtem cielę popatrzyło na nią, a w tym samym momencie za plecami Miny pojawiła się szarżująca rogata krowa.
Dosłownie w ostatniej chwili odgonił ją galopujący za nią mężczyzna.
– Spieprzaj z drogi! – zawołał, osadzając konia w miejscu.
Zszokowana jego bezceremonialnym okrzykiem, a także pełna podziwu dla umiejętności jeździeckich, Mina wycofała się do Sanda. Cielę podniosło się z ziemi i mucząc, ruszyło na spotkanie z matką, a krowa, ofuknąwszy ludzi, pobiegła truchtem.
Mina nie zdążyła złapać tchu, gdy jeździec zeskoczył z konia i ruszył do niej.
– Gdzie ty masz rozum! – zawołał ze złością. – Ta krowa szarżowała na ciebie, kretynko!
Wzdrygnęła się, ale nadal nie unosiła głowy, dlatego mężczyzna nie widział skrytej pod kapeluszem jej kredowobiałej twarzy. Kowbojem, który się tak na nią wydzierał, był okropny gość Barta, jego kuzyn Teksańczyk.
Cofnęła się jeszcze parę kroków. Oczy miała wytrzeszczone ze strachu, tyle że nie widziała przed sobą Corta Griera. Zamiast niego widziała Henry’ego, słyszała Henry’ego i oczekiwała, że posypią się na nią ciosy i spadnie pas. Niemal już czuła fizyczny ból. Wrzaski i krzyki zawsze sprawiały, że odżywały najstraszliwsze wspomnienia z dzieciństwa. Wspomnienia mężczyzn, których matka sprowadzała do domu…
Cort uspokoił się, dopiero gdy dotarło do niego, jak bardzo ją przeraził. Nigdy dotąd nie widział, by jakaś kobieta reagowała w taki sposób. Zachodził w głowę, co to za jedna. Nadal jej nie rozpoznawał, gdy stała przed nim z pochyloną głową i ramionami skrzyżowanymi na piersi. Nie miał pojęcia, kim jest i skąd wzięła się na ranczu kuzyna.
– Już dobrze – powiedział, a w jego głosie pojawiła się miękkość, której Mina jeszcze nigdy u niego nie słyszała. Nieco zbliżył się do niej i dodał łagodnie: – Nigdy nie uderzyłem i nie uderzę żadnej kobiety.
Odetchnęła głęboko i opuściła ramiona. Niby coś się zmieniało, ale ten mężczyzna nadal budził w niej lęk, a ona nie potrafiła tego ukryć.
– Nie ma się czego obawiać – powiedział cicho.
Dopiero wtedy uniosła głowę i spojrzała na niego spod ronda kapelusza. Nadal była blada jak ściana, a z dużych piwnych oczu wyzierał strach.
Cort zmarszczył brwi, gdy uświadomił sobie, z kim ma do czynienia. Przecież to przyjaciółka Barta, kobieta z miasta, która nadepnęła mu na stopę. Ta sama, która zjawiła się na wczorajszej imprezie ubrana w kieckę z lumpeksu. Teraz miała na sobie buty do konnej jazdy i najwyraźniej wybrała się na przejażdżkę. Wszystko wskazywało na to, że ten piękny koń maści palomino należy do niej.
– Jesteś przyjaciółką Barta – powiedział, nie podchodząc do niej zbyt blisko.
Nadal sprawiała wrażenie, jakby panicznie się go bała. Skinęła powoli głową. Właśnie okazała słabość swojemu największemu wrogowi. Czuła się zawstydzona i zażenowana.
Przyglądał się jej w milczeniu, w jednej ręce trzymając wodze.
– Co ty tu robisz? – spytał wreszcie.
Gardło miała tak ściśnięte, że nie od razu zdołała coś powiedzieć, ale wreszcie wydusiła z siebie:
– Zobaczyłam cielaka leżącego w śniegu i chciałam sprawdzić, czy nie jest pogryziony. Po okolicy snują się watahy wilków i jeśli nie upolują nic innego, czasami napadają na nasze bydło.
– Cielak oddzielił się od matki, gdy stado się rozproszyło – wyjaśnił.
Mina popatrzyła mu śmielej w oczy. Nadal była blada, ale z wolna wracał jej animusz.
– Dobrze wiedzieć.
Cort zrobił krok w jej stronę. Nie odsunęła się, ale popatrywała nerwowo, a z wysypującymi się spod kowbojskiego kapelusza długimi, kasztanowymi włosami, w których pobłyskiwały jaśniejsze pasemka, wyglądała na kruchą i bezbronną. Cort zauważył, że kapelusz jest wysłużony, tak samo zresztą jak brudne i znoszone buty.
– Znasz się na bydle – zauważył po chwili.
– Sąsiednie ranczo należy do mnie – odparła. – Tak jak Bart hoduję byki czystej krwi i razem organizujemy aukcję. Jechałam do niego omówić tę sprawę.
Cort nadal był zszokowany jej dziwną reakcją na jego krzyki. Czuł się winny. Przydarzyło się jej coś bardzo złego, i nie chodzi tylko o to, że boi się podniesionego głosu. Była pewna, że po krzykach nastąpią rękoczyny.
– Nie widziałaś krowy, która na ciebie szarżowała – powiedział spokojnie. – Bałem się, że nie zdążę zajechać jej drogi, i poniosło mnie. Przepraszam.
Nie spodziewała się przeprosin z ust tego faceta. Już nie była tak spięta.
– To prawda, nie widziałam jej, choć powinnam się domyślić, że cielę odłączyło się od matki, i rozejrzeć się wokół. Ale założyłam, że jest ranne.
Uśmiechnął się do niej. Był to szczery uśmiech, a nie ten sarkastyczny grymas, którym poczęstował ją podczas pierwszego spotkania.
– A zatem nie tylko robisz na drutach, ale też hodujesz bydło.
– Tak, i noszę ciuchy z lumpeksu. – Rzuciła mu gniewne spojrzenie. – Nie lubię się stroić.
– W sumie ja też. – Cort wzruszył ramionami. – Swobodniej się czuję z bydłem niż z ludźmi.
– Mam tak samo – przyznała z nikłym uśmiechem. – Ogólnie rzecz biorąc, bydło jest milsze od ludzi.
– Aha, czyli subtelna aluzja do mojej skromnej osoby – podsumował rozbawiony Cort.
– Nie – zaprzeczyła speszona. – Myślałam o… o innych ludziach.
Cort uniósł delikatnie rondo jej kapelusza,