Asystentka. S.K. Tremayne
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Asystentka - S.K. Tremayne страница 14
Po tych słowach odwraca się i idzie z powrotem do baru. Czerwone światło miesza się z resztkami dymu, które wyglądają jak rozpływający się w powietrzu szkarłatny duch. Zwlekam i myślę o Simonie, o dziwnym odkryciu (bo nigdy mi o tym nie powiedział). Przyszedł i wyświadczył przysługę Tabicie? Nie wspomniał o tym ani razu. Ani kiedy byliśmy ze sobą, ani potem.
Zrobili to, we trójkę, za moimi plecami. Po jakimś czasie Tabitha zaproponowała, żebym się wprowadziła. Czynsz był tak śmiesznie niski, że przecież musiałam się zgodzić. Bo jak niby mogłam się oprzeć?
Taka wspaniała oferta. Niesamowicie kusząca. Chodź, zamieszkaj tutaj, zobacz, ile tu bajerów.
Wielka szara ćma nie może wydostać się z ogrzewacza. Patrzę na nią, ale nie mogę jej pomóc. Biedne stworzenie przyleciało ku światłu, które okaże się jej końcem. Obserwuję, jak płonie, trzepocząc się w agonii. Czułki zamierają na końcu.
Rozdział 7
Jo
Szampan wypity, powietrze ucałowane, przyjaciele Arla wrócili do swoich zabytkowych domów z podziemnymi basenami. Machając Tabicie na pożegnanie, wychodzę na ostry, siarczysty mróz. Jest środek nocy. Podobnie jak niebo i powietrze, cały świat zrobiony jest z zamarzniętej czerni, która tylko czeka, aż ktoś ją roztrzaska. Highgate przypomina dzisiaj szklany dagerotyp, historyczną i delikatną fotografię z połowy osiemnastego wieku; skulone szare sylwetki zwalniają w martwej mgle. Daleko w dole Highgate Hill, za cmentarzem, auta skręcają w lewo lub w prawo, zawsze dalej, zawsze osobno.
Rozpływają się w nicości.
Większość barów i restauracji w Highgate Village zamknęła się już koło dwudziestej trzeciej. Dlaczego? Przypuszczam, że ma to związek z poświątecznym dołkiem pierwszej połowy stycznia – każdy jest zbyt biedny lub zbyt niemrawy, by wyjść na mróz. Co oznacza, że mój spacer przez Jackson’s Lane będzie jeszcze bardziej samotny niż zwykle.
Między siedemnasto- i osiemnastowiecznymi domostwami robi się ciaśniej, ogrody stają się coraz mniejsze i starsze. Idę wąską ścieżką zamarzniętego błota, ze zwietrzałymi ścianami z czerwonej cegły po obydwu stronach ulicy; echo powtarza moje kroki. Esencja samotności.
Bezwiednie sięgam po telefon. Chcę zobaczyć, czy moja izolacja dobiegnie końca. Może są jakieś wiadomości z OKCupid?
Nie, ani jednej. Co zrobiłam źle? Chodzi o zdjęcie czy o to, że byłam zbyt sarkastyczna? Pewnie muszę dopracować swój profil.
A jednak, kiedy rozpaczam nad swoim życiem miłosnym w drodze do metra, przychodzi mi do głowy oczywista myśl.
Liam.
Mam ogromne wyrzuty sumienia z powodu internetowej zdrady i tego, co stało się z moim małżeństwem, ale nie ma co się oszukiwać: sam flirt był fajny. Nigdy ostatecznie się nie spotkaliśmy – moje małżeństwo rozpadło się, jeszcze zanim zadałam mu ten ostatni, zabójczy cios – ale SMS-ów, wiadomości i maili było sporo. No i były podniecające. Tak po prostu. Był zabawny. Inteligentny. Miał dystans. A na zdjęciach wyglądał naprawdę dobrze.
Czemu nie miałabym się z nim skontaktować? Wszystko skończyło się tak nagle. Po tym, jak powiedziałam mu, że Simon przeczytał nasze wiadomości i że pewnie niedługo się rozwiedziemy, po prostu zniknęłam. Wydawało mi się, że to najlepsze, co mogłam wtedy zrobić. Nie radziłam sobie z poczuciem winy.
Czyli po prostu przestałam odpowiadać.
Ale teraz jestem rozwiedziona i samotna. Może mój Liam również nadal jest singlem?
Zatrzymując się na Jackson’s Lane, szukam go w swoim telefonie. Jest – na WhatsAppie. Wygląda na to, że właśnie jest dostępny.
Sprawdzam godzinę. Trochę późno, ale przecież może pracować w barze, a poza tym, jeśli dobrze pamiętam, i tak lubił gadać do nocy. Wymienialiśmy wiadomości, a potem zdjęcia – durne zdjęcia – przez długie godziny. Nawet kiedy Simon spał spokojnie w łóżku obok mnie.
Ignorując wyrzuty sumienia, wystukuję:
Hej. Zgadnij, kto tam!
Czekam. Ptaszki robią się niebieskie. Przeczytał wiadomość. Może odpowiada. Moje serce przyspiesza. Rowerzysta przemyka obok, w dół wzgórza, w stronę metra Highgate. Światła są tak słabe, że ledwo da się je zauważyć w styczniowej mgle. Przychodzi wiadomość. Liam Goodchild odpisał:
To naprawdę Ty? Po takim czasie!
Nie potrafię powstrzymać uśmiechu. Czemu nie pomyślałam o tym wcześniej? Czemu w ogóle zakładałam ten profil? W pamięć zapadło mi zwłaszcza jedno zdjęcie, które przysłał – był na łodzi, rozebrany do pasa. O tak, Liam. Jestem tutaj, gotowa.
Wysyła kolejną wiadomość. Odczytuję ją, marszcząc brwi.
Nie, Jo, nie.
Odpisuję:
Co?
Teraz on:
Dowiedziałem się czegoś, Jo. Dowiedziałem się czegoś o Tobie.
Wystukuję odpowiedź:
Czego się dowiedziałeś? O mnie? Nie rozumiem. Zastanawiałam się tylko, czy chciałbyś pogadać…
Milknie. Odczytał wiadomość, ale nie odpisuje. Gdyby nie para mojego oddechu, można by mnie wziąć za posąg. Zniknął?
Nie, moment, jest:
Jest za późno. Nie chcę rozmawiać. Najpierw ciemność, potem cisza, a teraz to? Po tym wszystkim, co się wydarzyło? Nie.
Sparaliżowana gapię się w telefon. O co mu, do cholery, chodzi? Brzmi, jakby był pijany. Albo wściekły. Albo coś jeszcze. Drżącymi palcami wystukuję kolejne, niepewne słowa:
Liam, przepraszam, ale o co chodzi, co się stało? Nie rozumiem. Przepraszam, że nie odpisywałam wcześniej, przecież uzgodniliśmy, że nie będziemy do siebie pisać, ale teraz jestem już sama i pomyślałam, że…
Nawet tego nie czyta, ptaszki nie zmieniają kolorów. Jego następna wiadomość przychodzi natychmiast, szybko, i przerywa moją. Jakby się bał.
Nie rozumiesz, z kim masz do czynienia. Nie umiesz odpuścić? Nie będę ponosił za to odpowiedzialności. Nigdy mnie nie znałaś. Przestań pisać i zostaw mnie w spokoju. Inaczej ktoś umrze.
Ściskam mocno telefon, jakbym miała go upuścić. Nie takiego Liama zapamiętałam, musi być pijany, nie panuje nad sobą. Właśnie skasował wszystkie wiadomości, które przed chwilą wysłał. Kiedy próbuję odpowiedzieć, jego profil znika. Zablokował mnie.
Nabierając w płuca ostrego powietrza, sprawdzam Messengera. No tak, tam też mnie zablokował. A Instagram?
To samo.
Zostałam