Asystentka. S.K. Tremayne

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Asystentka - S.K. Tremayne страница 4

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Asystentka - S.K. Tremayne

Скачать книгу

jak zjazd na nartach z lodowca. Ale życie w Londynie po ślubie i z dziećmi jest praktycznie niemożliwe. Jak wspinaczka w Himalajach bez stałego dopływu tlenu.

      Jestem jedną z nielicznych, którzy zostali. Ostatni żołnierz na polu bitwy.

      Przechodząc przez skrzyżowanie z Albert Terrace, zaczynam podchodzić pod Primrose Hill, a mój palec zatrzymuje się na „J” i widzę numer do Jenny. To chyba moja jedyna przyjaciółka z dzieciństwa, nie licząc Simona. Jenny przychodziła do naszego domu cały czas, bawiłyśmy się wspólnie, nocowałyśmy u siebie, dopóki jej rodzice się nie rozwiedli. Wtedy postanowili się wyprowadzić, a ja w zasadzie straciłam z nią kontakt. Simon nie, bo ostatecznie wylądowali w tej samej branży.

      Jenny pracuje w jednej z największych firm technologicznych w King’s Cross. Dzięki temu, kiedy jakieś trzy, cztery lata temu pisałam swój przełomowy artykuł na temat wpływu Doliny Krzemowej na nasze życie, udało nam się odnowić znajomość.

      Wiedziałam wtedy, że ta historia może pomóc mi wyrobić sobie nazwisko, zaimponować wydawcom i przeskoczyć kilka szczebli w karierze. Bez żenady wykorzystałam więc swoje kontakty (męża) i poważnie wkurzyłam kilka istotnych źródeł, ujawniając ich tożsamość (sorry, Arlo); spotkałam jednak fascynujących ludzi, a z niektórymi nawet się zaprzyjaźniłam. No i na nowo zbliżyłam się do starej przyjaciółki.

      Odbiera natychmiast. Kocham cię, Jenny. Jest dla mnie cenną więzią z przeszłością, z czasami, zanim wszystko się zepsuło. Z chwilami, kiedy tata ganiał nas po domu w Thornton Heath i bawił się z nami w chowanego. Z ekscytacji serca podchodziły nam do gardeł, gdy krzyczał: „SŁYSZĘ WAAAS!”. Kuliłyśmy się wtedy we dwie, chichocząc pod łóżkiem lub w ciemnej szafie.

      Utracone dzieciństwo.

      – Hej, Jo. Co tam?

      – Nudzi mi się – mówię dość gwałtownie. – Zajebiście mi się nudzi. Próbowałam założyć profil na OKCupid, ale to jakaś masakra, więc pomyślałam, że może chciałabyś wypić ze mną beczkę prosecco. Dwie beczki. W końcu jest już dawno po dwunastej.

      Chichocze w odpowiedzi.

      – Bardzo bym chciała, ale dzisiaj nie mogę.

      Słyszę charakterystyczny dźwięk otwieranej zapalniczki Zippo, potem głęboki wdech. Gdzieś w tle brzęczą auta. Stoi na zewnątrz?

      – Gdzie jesteś?

      – W King’s Cross, wyszłam na fajkę. Ale zaraz muszę wracać, jestem w Gwieździe Śmierci.

      – O?

      – Aha – potakuje, wypuszczając dym. – Będę tu siedzieć do jakiejś północy albo i dłużej. – Zaciąga się papierosem i dodaje: – Jezu, jak tu zimno.

      Jenny spędza w pracy absurdalnie dużo czasu. Prawdopodobnie zarabia masę kasy na programowaniu czy czymś w tym stylu, ale w zasadzie o tym nie mówi. Gada głównie o seksie. Najwidoczniej jest moją Oficjalną Puszczalską Przyjaciółką. Spokojnie, nigdy bym jej czegoś takiego nie powiedziała. Nazwała się tak sama, kiedy przy mulach z frytkami niedaleko jej firmy odnawiałyśmy naszą przyjaźń. „Wszyscy muszą mieć puszczalskich przyjaciół – stwierdziła – żeby poprawić sobie samopoczucie. A ty masz kogoś, kto jest bardziej wyuzdany od ciebie?” Rozśmieszyła mnie wtedy i rozśmiesza mnie do tej pory; zawsze zna najnowsze plotki, a w jej hedonistycznym stylu bycia kryje się jakiś smutek, który sprawia, że jest jeszcze zabawniejsza i milsza.

      Przyciskam telefon do zmarzniętego ucha i słyszę jej pytanie:

      – A jak idzie z tym profilem?

      – Hm, nie najlepiej…

      Przerywam, żeby złapać oddech. Jestem prawie u szczytu Primrose Hill, to ostatni, stromy kawałek, na którym zawsze brakuje mi tchu. Zdecydowanie powinnam zacząć chodzić na siłownię. Jenny nie odpuszcza:

      – Nie najlepiej? To znaczy?

      – To znaczy, że w ciągu kilku godzin doszłam do tego, że jestem trzydziestotrzyletnią heteryczką, która szuka poważnego związku, randki, niezobowiązującego seksu albo chociaż macanka w kiblu. Myślisz, że mogę wyjść na zdesperowaną?

      – Heh, nie. Dasz radę! Przecież na świecie są jeszcze jacyś faceci, prawda? Widziałam ich!

      – Czyli picie odpada?

      – Nie dzisiaj, Josephine. Może spróbujemy jutro? Okej, wracam do tego upierdliwego kodu, zanim zamienię się w nietoperza. Powodzenia!

      Kończy rozmowę, a ja jestem już na górze. Widok z tego punktu, rozciągający się od srebrnych biurowców w Canary Wharf aż po szkarłatny łuk London Eye, nieodmiennie robi na mnie wrażenie. Nie wiem, czy to z powodu tego lśniącego od mrozu pejzażu, czy po prostu dlatego, że usłyszałam głos Jenny – ale czuję się dużo lepiej. Pełna sił. Smutek znikł.

      Jenny ma rację, muszę wziąć się w garść. Dam radę. Przecież to tylko profil randkowy. A ja bardzo potrzebuję randki.

      Stąd mam już z górki, a ponieważ nie chcę tracić czasu na pełne okrążenie, wracam po prostu tą samą drogą. Śnieg z każdą chwilą pada coraz mocniej. Przyspieszam kroku, mijając rozległe, białe, kompletnie opustoszałe posiadłości.

      Ten mały, bogaty fragment Londynu przypomina czasem miasto duchów. Latarnie oświetlają zimne, pastelowe ściany, a bezlistne drzewa sięgają pomarańczowego nieba. Nowe apartamentowce z miesiąca na miesiąc świecą pustkami. Okna są czarne jak azteckie zwierciadła, obsydianowe prostokąty, w których nic się nie odbija. Gdzie są wszyscy?

      Nigdzie. Nikogo tu nie ma. Tylko ja. I śnieg.

      Dziesięć minut później siedzę przy laptopie, wpatrzona w OKCupid. Chcę, by moja osoba sprawiała wrażenie atrakcyjnej, ale nieco inaczej, seksownej, ale bez przesady, dowcipnej, ale nie cynicznej, ciekawej, szczerej, pewnej siebie, ale nie zuchwałej. Nie mogę się poddać, ale tych pytań jest tak dużo…

      Dociera do mnie, że potrzebuję ginu z tonikiem. Dwie solidne szklanki powinny wystarczyć, żebym nabrała odwagi, inteligencji i poczucia humoru (nie idiotycznego). Kiedyś jeden ekspert (który regularnie występował w śniadaniówkach) powiedział mi, że idealna ilość alkoholu, której potrzebujemy, by lepiej sobie radzić (z regularnymi występami w śniadaniówkach), to pół butelki szampana. Na tej podstawie doszłam do wniosku, że dwa giny z tonikiem to idealna ilość alkoholu, by uporać się z każdą trudnością w życiu.

      Wróciwszy z kuchni z drugą już szklanką, zmuszam się, żeby usiąść i pisać.

      Narodowość?

      Angielska

      Wzrost?

      157 centymetrów

      Wykształcenie?

      Bezużyteczny magister

      Chyba znowu się nudzę.

      Religia?

      Brak.

Скачать книгу