Asystentka. S.K. Tremayne

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Asystentka - S.K. Tremayne страница 5

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Asystentka - S.K. Tremayne

Скачать книгу

polega na tym, że prawdopodobnie wypił nieco za dużo do obiadu. Może powinnam to napisać?

      Uspokój się.

      Czy masz zwierzęta?

      Niedźwiedzia brunatnego

      Dieta?

      Gin

      Wszystkożerna

      Palisz?

      Jeszcze nie. Ale zamierzam zacząć po sześćdziesiątce, bo wtedy palenie będzie zapobiegać alzheimerowi. Serio.

      Narkotyki?

      Gin!

      Większość ludzi, która Cię zna, powiedziałaby o Tobie, że jesteś…

      Kiepska w zakładaniu profili randkowych

      Niska

      Twoje cele?

      Wiosna

      Jaka jest Twoja złota zasada?

      Nie mieć złotych zasad, bo zawsze się je łamie.

      Boże, jestem subtelna jak dwubiegunowa alkoholiczka. Jeden gin by chyba wystarczył.

      Wygląda na to, że prawie skończyłam. Nie jest to najlepszy profil na świecie, ale na pewno nie jest też najgorszy. Poza tym można z niego wyciągnąć całkiem rozsądne wnioski na mój temat – to znaczy na temat tego, jaka jestem, kiedy czuję się nieco samotna i trochę złośliwa. Światło latarni za oknem przysłania śnieżna zawierucha.

      Zostaje jeszcze pierdyliard dodatkowych pytań, na które mogłabym odpowiedzieć, ale wybiorę tylko trzy, a potem przestanę walczyć o swoje szczęście. Do jutra. Zawsze jest jakieś jutro.

      Cenisz sobie…

      Szczerość. Staromodną szczerość. I srirachę na kanapce z tuńczykiem.

      Jeśli trafiłabyś do więzienia, to za co?

      Za kłamstwa na internetowych serwisach randkowych.

      Sześć rzeczy, bez których nie mogłabyś się obejść:

      1. Ekspres do kawy

      2. Przyjaciele (ooo…)

      3. Ekspres do kawy

      4. Durne listy

      5. Dobra pamięć

      6. Tego zapomniałam…

      Tak naprawdę mam dobrą pamięć, ale kogo to obchodzi. Koniec, czas odpocząć. Skończyły mi się suchary i kąśliwe dowcipy. Mam nadzieję, że pozostałam wystarczająco intrygująca i kusząco inna. Albo po prostu wyszłam na wariatkę. Nieważne. Prawie zamykam laptopa, żeby nalać sobie trzecią i ostatnią szklankę, gdy nagle mnie oświeca… Cholera, zdjęcie. Muszę mieć zdjęcie. Mogę być najgorsza na świecie w randkowaniu przez internet (nigdy nie pamiętam, w którą stronę matchować na Tinderze, co doprowadziło już do paru niezręcznych sytuacji), ale nawet ja wiem, że muszę mieć zdjęcie.

      Tak bardzo tego nienawidzę. Nigdy nie wiem, które wybrać. Potrafię zrobić przyzwoite selfie (nieco z góry, dzięki czemu mam zarysowane kości policzkowe i ostry podbródek), ale zdaję sobie sprawę, że te selfie są nieco za dobre. Gdy spotkam się z jakimś facetem, będzie rozczarowany. Nie lubię patrzeć, jak próbują to ukryć. Wolałabym raczej miło ich zaskoczyć.

      Z drugiej strony – kto kiedykolwiek ustawił sobie z ł e zdjęcie profilowe?

      Otwieram folder z fotkami i przeglądam najlepsze nie-selfie. Wyglądam nieźle, na części z nich nawet umiarkowanie seksownie. Dlaczego by nie? Wystarczająco dużo osób powiedziało mi, że jestem ładna (i nie mówię tylko o rodzinie czy przyjaciółkach). Wiem, że kiedy mam udany dzień, wyglądam dobrze. Zielone oczy, rudawobrązowe włosy, coś, co moja mama nazywa „łobuzerskim uśmiechem”. Przyzwoita figura, choć jedna z tych bardziej kieszonkowych, jak to mawiał Si. Ale nawet biorąc to wszystko pod uwagę, czy jestem na tyle pewna siebie, żeby stwierdzić: „Tak, TO uśmiechnięte zdjęcie z wyspy Ko Tao, zrobione niedługo po rozwodzie, na którym stoję opalona, zrelaksowana, w skąpej sukience, nie jest ani za dobre, ani zbyt wulgarne, ani za stare”?

      Naprawdę wyglądałam wtedy na szczęśliwą. Prawdopodobnie dlatego, że poprzednią noc spędziłam w miłym towarzystwie Australijczyka z długimi dredami (same mięśnie, zero konwersacji). Jednym z powodów mojej obecnej fatalnej sytuacji finansowej jest to, że przepuściłam zdecydowaną większość i tak skromnych oszczędności na epickie wakacje. Miesiące niebiańskiej swobody po dekadzie małżeńskiego piekła. Było warto.

      No dobra, jedziemy. Mogę tak wyglądać w dobre dni. Po dobrym seksie. To między innymi dlatego rzadko tak wyglądałam, kiedy byłam z Simonem. Si, przepraszam.

      Wybieram zdjęcie, kadruję, by dekolt wyglądał nieco lepiej – nie chcę wyjść na zbyt zalotną – i wrzucam na stronę. Jest. Koniec. Poszło. To ja, kompletna nowość, do wzięcia. Otwarcia, wybrania, przeczytania. Jutro poszukam czegoś dla siebie.

      Biorę do ręki poradnik Jak napisać idealny scenariusz i zaczynam czytać. Nie do końca mogę się skupić.

      Samotność jest przejmująca. Proszę Electrę o pogodowy update, tylko po to, żeby usłyszeć jej głos.

      – Maksymalna temperatura w Londynie to dwa stopnie Celsjusza. Prawdopodobieństwo opadów śniegu wynosi trzydzieści procent.

      Brrr, chyba czas na czerwone wino, bo gin z tonikiem jest za zimny. Wchodzę do kuchni i sięgam po butelkę oraz korkociąg, łapię jeszcze kieliszek, po czym idę do pokoju i siadam przy stole. Wracam do książki. Noc jest cicha, bardziej niż zazwyczaj.

      Ten dom w ogóle nie należy do najgłośniejszych. Tabitha i ja zajmujemy jasne i przestronne mieszkanie na pierwszym piętrze. Nad nami teoretycznie mieszka jakaś bogata starsza para, ale prawie ciągle są na wakacjach – zwłaszcza zimą. Wcale się im nie dziwię. Fitz, zanim wyprowadził się do Islington, urzędował kiedyś na parterze i w piwnicy. Postanowił je jednak wynająć – teraz, po kosztownym remoncie, czekają na nowego lokatora.

      Na prawo od nas mieści się wypasiony kompleks biurowy, który nocą pustoszeje, a na prawo – jeszcze jeden dom taki jak nasz, zamieszkany przez jeszcze jednych bogatych i przeważnie nieobecnych właścicieli. Widziałam ich chyba raz.

      Wstaję i podchodzę do okna. Ulica jest całkowicie przykryta śniegiem i niemal zupełnie pusta – nie licząc kobiety w czerni przechodzącej właśnie obok naszych drzwi wejściowych. Idzie plecami do mnie, ciągnie ze sobą małe dzieci. Nie widzę jej twarzy. Pospiesza dzieci, na pewno chce wrócić do domu, zanim gruby wirujący śnieg stanie się nie do zniesienia. Żal

Скачать книгу