Niespokojna krew. Роберт Гэлбрейт

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Niespokojna krew - Роберт Гэлбрейт страница 8

Niespokojna krew - Роберт Гэлбрейт Cormoran Strike prowadzi śledztwo

Скачать книгу

ciągu dwunastu miesięcy, które upłynęły, odkąd poszła z Matthew na pizzę, Robin uświadomiła sobie jednak, że jej były mąż jest daleki od dążenia do rozwodu bez orzekania o winie: obarczał Robin wyłączną odpowiedzialnością za koniec ich małżeństwa i postanowił dopilnować, by zapłaciła mu za tę zniewagę zarówno emocjonalnie, jak i finansowo. Ich wspólne konto w banku, na którym przechowywali pieniądze ze sprzedaży domu, zostało zamrożone, a adwokaci sprzeczali się, jak dużej części tych pieniędzy ma prawo oczekiwać Robin, skoro zarabiała o wiele mniej niż Matthew oraz – w ostatnim piśmie wyraźnie to zasygnalizowano – wyszła za niego wyłącznie dla korzyści materialnych, jakich nigdy nie mogłaby osiągnąć samodzielnie.

      Każde pismo od adwokata Matthew przysparzało Robin dodatkowego stresu, wywołując wściekłość i cierpienie. Nie potrzebowała adwokata, by wiedzieć, że Matthew najwyraźniej próbuje doprowadzić do tego, by wydała na prawnicze przepychanki pieniądze, których nie miała, by straciła czas oraz środki finansowe i w końcu odeszła, uzyskując najmniej, jak się da.

      – Nigdy nie spotkałam się z tak burzliwym rozwodem bezdzietnej pary – powiedziała jej adwokatka, co oczywiście wcale Robin nie pocieszyło.

      Matthew dalej zajmował prawie tyle miejsca w jej głowie co wtedy, gdy byli małżeństwem. Miała wrażenie, że czyta w jego myślach mimo milczenia i kilometrów dzielących ich bardzo odmienne nowe życia. Nigdy nie umiał przegrywać. Musiał wyjść zwycięsko z tego żenująco krótkiego małżeństwa, zabierając wszystkie pieniądze i obciążając Robin winą za porażkę ich związku.

      To wszystko, rzecz jasna, byłoby wystarczającym uzasadnieniem jej aktualnego nastroju, lecz istniał jeszcze inny powód, ten, którego wolała do siebie nie dopuszczać i który ku swojemu rozdrażnieniu wciąż roztrząsała.

      Stało się to poprzedniego dnia w agencji. Saulowi Morrisowi, najnowszemu współpracownikowi, należał się zwrot kosztów za ubiegły miesiąc, więc zostawiwszy Kępiastego bezpiecznego w jego małżeńskim domu w Windsorze, Robin pojechała na Denmark Street, żeby wypłacić Saulowi pieniądze.

      Morris pracował w agencji od sześciu tygodni. Ten były policjant, niewątpliwie przystojny mężczyzna o czarnych włosach i jasnoniebieskich oczach, miał w sobie jednak coś, co działało Robin na nerwy. Mówiąc do niej, zazwyczaj zmieniał ton na miększy, okraszał ich najbardziej przyziemne interakcje figlarnymi dygresjami i przesadnie osobistymi uwagami, a jeśli był w pobliżu, żadne dwuznaczne wyrażenie nie mogło przejść niezauważone. Robin żałowała, że któregoś dnia Saul odkrył, iż obydwoje są w trakcie rozwodu. Od tego czasu najwyraźniej uznał, że zyskał nowy żyzny grunt pod zażyłość, którą sobie uroił.

      Miała nadzieję, że wróci z Windsoru, zanim Pat Chauncey, nowa sekretarka agencji, skończy pracę, lecz gdy weszła po schodach, było już po szóstej i zastała Morrisa czekającego na nią przed zamkniętymi drzwiami.

      – Przepraszam – powiedziała Robin – były okropne korki.

      Zwróciła Morrisowi wydatki, dając mu gotówkę z nowego sejfu, a potem oznajmiła, że musi wracać do domu, on jednak przylepił się do niej jak guma wplątana we włosy i opowiadał o najnowszych nocnych esemesach od swojej byłej żony. Robin starała się łączyć uprzejmość z chłodem, aż w końcu zadzwonił telefon na jej dawnym biurku. W normalnych okolicznościach pozwoliłaby się włączyć poczcie głosowej, lecz teraz bardzo chciała ukrócić wywody Morrisa.

      – Przepraszam, muszę odebrać – powiedziała. – Miłego wieczoru. – I podniosła słuchawkę. – Agencja detektywistyczna Strike’a, mówi Robin.

      – Cześć, Robin – odezwał się lekko zachrypnięty kobiecy głos. – Jest szef?

      Zważywszy na to, że Robin rozmawiała z Charlotte Campbell tylko raz, przed trzema laty, było chyba zaskakujące, że natychmiast odgadła, kto dzwoni. Od tamtego czasu z niedorzeczną wnikliwością analizowała kilka słów wypowiedzianych wówczas przez Charlotte. Tym razem wyłowiła nutę rozweselenia, jakby Charlotte uważała, że Robin jest zabawna. Swoboda, z jaką użyła imienia Robin oraz nazwała Strike’a „szefem”, również doczekała się swojej dozy obsesyjnych rozmyślań.

      – Przykro mi, nie ma go – powiedziała, sięgając po długopis i czując, że jej serce bije trochę szybciej. – Czy mam coś przekazać?

      – Mogłabyś go poprosić, żeby zadzwonił do Charlotte Campbell? Mam coś, czego chce. Zna mój numer.

      – Dobrze – odrzekła Robin.

      – Wielkie dzięki – powiedziała Charlotte. Wciąż wydawała się rozbawiona. – No to cześć.

      Robin sumiennie zapisała: „Dzwoniła Charlotte Campbell, ma coś dla ciebie” i zostawiła wiadomość na biurku Strike’a.

      Charlotte była kiedyś narzeczoną Strike’a. Ich narzeczeństwo skończyło się przed trzema laty, dokładnie w dniu, w którym Robin przyszła do pracy w agencji jako tymczasowa sekretarka. Choć Strike daleki był od wynurzeń na ten temat, Robin wiedziała, że spędzili ze sobą szesnaście lat („z przerwami”, jak zazwyczaj podkreślał Strike, ponieważ ich związek wielokrotnie chwiał się w posadach, nim doszło do jego ostatecznego rozpadu), że Charlotte zaręczyła się ze swoim aktualnym mężem zaledwie dwa tygodnie po tym, jak Strike ją zostawił, i że była teraz matką bliźniąt.

      Na tym jednak wiedza Robin się nie kończyła, gdyż po odejściu od męża przez pięć tygodni mieszkała w wolnym pokoju u Nicka i Ilsy Herbertów, dwojga najlepszych przyjaciół Strike’a. W tym czasie Robin i Ilsę połączyła przyjaźń i wciąż regularnie umawiały się na drinki i kawę. Ilsa nie robiła żadnej tajemnicy z tego, że ma nadzieję, iż Strike i Robin pewnego dnia, najlepiej już niedługo, odkryją, że „są dla siebie stworzeni”. Choć Robin regularnie prosiła Ilsę, by zaprzestała niedwuznacznych aluzji, i zapewniała ją, że są ze Strikiem absolutnie szczęśliwi jako przyjaciele i współpracownicy, Ilsa wesoło obstawała przy swoim.

      Robin bardzo lubiła Ilsę, lecz naprawdę nie chciała, by nowa przyjaciółka swatała ją ze Strikiem. Zawstydzała ją myśl, że Strike mógłby uznać, że ona także ma udział w regularnie podejmowanych przez Ilsę próbach aranżowania spotkań we czworo, coraz bardziej przypominających podwójne randki. Odrzucił dwa ostatnie zaproszenia na tego rodzaju wyjścia i choć nawał pracy w agencji rzeczywiście utrudniał wszelkiego rodzaju życie towarzyskie, Robin miała nieprzyjemne poczucie, że Strike doskonale wie o ukrytym motywie Ilsy. Spoglądając wstecz na własne krótkie życie małżeńskie, była pewna, że nigdy nie dopuściła się traktowania singli w taki sposób, w jaki teraz traktowała ją Ilsa: z radosnym brakiem poszanowania dla ich wrażliwości, przybierającym niekiedy postać mało finezyjnych prób zarządzania ich życiem uczuciowym.

      Jednym ze sposobów używanych przez Ilsę do naprowadzenia Robin na temat Strike’a było opowiadanie jej o Charlotte. W takich chwilach Robin miała poczucie winy, ponieważ rzadko ucinała ten temat, choć za każdym razem czuła się potem tak, jakby objadła się śmieciowym jedzeniem: było jej niedobrze i żałowała, że nie oparła się pokusie sięgnięcia po więcej.

      Wiedziała na przykład o niejednym ultimatum spod znaku „albo ja, albo armia”, o dwóch próbach samobójczych („Ta na wyspie Arran się nie liczy – stwierdziła uszczypliwie Ilsa. – To była zwykła manipulacja”) i o dziesięciodniowym przymusowym pobycie w klinice psychiatrycznej. Robin słuchała opowieści, którym Ilsa nadawała tytuły godne kiepskich

Скачать книгу