Z duchami przy wigilijnym stole. Группа авторов
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Z duchami przy wigilijnym stole - Группа авторов страница 3
– Opamiętaj się, Pogorzelsiu, co ci też do głowy przystąpiło? Musisz być chory.
– Ja wiem, że za szalonego uchodzić będę, ale na rany Chrystusa się klnę, że tak jest i że odkąd zamieszkałem w tym utrapionym zamku, diabeł mnie pokoju nie daje.
– I cóż on z tobą robi?
– Co robi? Oto mnie ciągle powtarza, po każdej mojej czynności, te same słowa. Po przebudzeniu się zaczynam dzień od modlitwy, ledwo ją skończę, słyszę głośno wyrzeczone te wyrazy:
– Panie Pogorzelski, waćpan się modlisz, a ja gorę.
Ja się żegnam, a głos powtarza:
– Panie Pogorzelski, waćpan się żegnasz, a ja gorę.
Każę zaprząc do wózka, a głos do mnie:
– Panie Pogorzelski, waćpan się wybierasz w pole, a ja gorę.
I tak, książę panie, cokolwiek bym robił, ciągle mi się diabeł odzywa:
– Panie Pogorzelski, ja gorę.
– A to wynieś się z zamku do swojego dawnego pomieszkania.
– Ale biedę zaczepiwszy, niełatwo się od niej odczepisz. Ja z zamku, czy w pole, czy do Krakowa, a głos czarta za mną. Dziś jeszcze, kiedy kazałem się pakować do Krakowa, a stamtąd na Ukrainę, słyszę ten sam głos:
– Panie Pogorzelski, waćpan się wybierasz na Ukrainę, żeby się mnie pozbyć, nie będzie nic z tego. Wielmożny Pan się pakujesz, a ja gorę.
– Powiedzże mnie, mój Pogorzelsiu, czy kto inny oprócz waści ten głos usłyszał?
– Otóż to, kęs za twardy dla mnie, że inni go słyszeli, bo żeby ja tylko jeden go słyszał, miałbym siebie za chorego i na tym koniec, ale oto przed kilku dniami w nocy tak mnie głowa zaczęła boleć, że obudziłem służącego, jak ja Rusina, i kazałem mu podać sobie herbaty z szafranem. On poszedł, sprawił się dość prędko i podaje mi na tacy imbryk z kipiątkiem i filiżankę, ja rękę wyciągam do herbaty, aż tu głos odzywa się:
– Panie Pogorzelski, waćpan chcesz pić herbatę, a ja gorę.
Mój Chwędko tacę z przyborem puścił z rąk na moje łóżko, że mnie oparzył, a sam uciekł, gwałtu krzycząc.
Jak państwo widzicie, byłem z innymi obecny przy tej rozmowie.
– To jest rzecz nadzwyczajna – odezwał się książę – ale na nic ci się nie przyda mnie opuścić, bo sam mówisz, że głos za tobą rusza, powędruje on z tobą i do Ukrainy.
– Mam nadzieję, że Najświętsza Panna Berdyczowska mnie od niego wybawi.
– Mój Pogorzelsiu, Najświętsza Panna tak u nas, jak i w Berdyczowie króluje, wszakże i nam Chrystus Pan dał moc złe duchy odganiać. Jedźże nazad do Samsonowa, a ja jutro do waści przybywam, pontificaliter6 wystąpię ze mszą w zamku przy moim podróżnym ołtarzu, wszystko mnie waść przygotujesz z moim kapelanem.
Nazajutrz pojechaliśmy za księciem biskupem do Samsonowa. Książę zajechał do dworku, bo zamek jeszcze nie był w pogotowiu, a tylko w nim mularze, stolarze i zduni pracowali. A pan Pogorzelski zawsze w swojej izbie rozprawiał się z głosem. Książę przenocowawszy, raniuteńko kazał się zawieść do zamku, gdzie my wszyscy na niego już czekali. Naprędce wzniesiono ołtarz porządny w sali już oczyszczonej, gdzie niemało narodu się zebrało. My na progu za panem Pogorzelskim przyjmowali księcia. I kiedyśmy go przeprowadzali do sali, w której miał święte tajemnice odprawiać, przechodząc, usłyszeliśmy wszyscy głos:
– Panie Pogorzelski, waszmość na mnie biskupa naprowadzasz, a ja gorę.
To trochę księcia biskupa zmieszało, wszakże kilka chwil tylko zatrzymawszy się, poszedł dalej.
Zauważyliśmy, że długo się modlił przede mszą, widać, że chciał pobudzić w sobie intencję, i wtedy, że tak powiem, jego twarz zdawała się rozjaśniać jakimś, dziwnym blaskiem świątobliwości; po czym pontificaliter miał mszę śpiewaną, a kler z nim przybyły, dworzanie i lud samsonowski odpowiadali. Pan Pogorzelski, krzyżem leżąc, mszy świętej słuchał. Po mszy książę biskup, zawsze przy ołtarzu, oparł się na pastorale, a wziąwszy krzyż w rękę, odezwał się na cały głos:
– Wszelki duch Boga chwali!
– I my go chwalimy – odezwali się wszyscy. Wtem, nie wiedzieć skąd, pojedynczy głos daje się słyszeć:
– Panie Pogorzelski, wy go chwalicie, a ja gorę.
Miarkujcie, moi państwo, jak my się wszyscy przestraszyli, chociaż to nie była noc, ale najwidniejszy poranek.
Książę biskup wziął się do egzorcyzmów. Jeszcze dziś żyją w Samsonowie wieśniacy, którzy to pamiętają, można ich zapytać, czy to, co mówię, jest kłamstwem. Książę po skończonym egzorcyzmie odezwał się:
– Duchu stworzony od Boga, w imię tego Boga, który się wcielił w łonie Dziewicy, a od którego otrzymałem pasterstwo tej trzody, przykazuję tobie, żebyś powiedział, kim jesteś i jaki mogę ci dać ratunek.
Na to przeraźliwy głos dał się słyszeć:
– Dla mnie już nie ma ratunku, byłem księciem na Zatorzu i stałem się sprawcą śmierci córki, zięcia i kapłana, który im ślub dał. Odkąd noga ludzka weszła do tego zamku, pokoju nie dam temu, co tym zamkiem zarządzać będzie, póki ciała moich ofiar nie pogrzebią w poświęconej ziemi.
– Gdzież są te ciała?
– W tym zamku, sprowadź architekta swojego, on je wynajdzie.
Sprowadzono z Krakowa natychmiast Bojanowskiego, nadwornego architekta księcia. Ten jak zaczął rozmierzać zamek, natrafił na podwójną ścianę, kazał ją wyłamać, rzeczywiście wąska izdebka się pokazała, w niej znaleziono trzy kościotrupy, dwa męskie, jeden niewieści. Widać, że książę kazał ich żywcem zamurować i że z głodu musieli umrzeć.
Książę biskup sprawił im wspaniały pogrzeb, ufundował kaplicę piękną, którą dotąd widzieć możecie w Samsonowie, i zostawił fundusz na kapelana, który odmawia po trzy msze na tydzień za spoczynek dusz ich trojga. I od czasu tego pogrzebu już pan Pogorzelski przestał być nagabywany od głosu.
Modlitwa
John Day
Spraw, by mnie strachy nie nękały
I czart nie pożarł wygłodniały,
Aby zły, chochlik, duch pijany
Nie rzucał mną o słup i ściany,
A strzeż mnie przed potęgą czarną,
Chociaż
6