Magia szacunku do siebie. Osho
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Magia szacunku do siebie - Osho страница 18
Wielu liderów religijnych przyznało się do tego samego w mojej obecności. Kiedy byliśmy sam na sam, akceptowali to, o czym mówię, ale publicznie nakładali maski. Ci ludzie – zarówno chrześcijanie, żydzi, jak i hinduiści – niczego nie wiedzą. Bo wiedza nie jest cechą tłumu. Ja widzę, ty widzisz, ale w żaden sposób nie możemy patrzeć z tego samego punktu.
Nie możesz widzieć poprzez moje oczy. Ja nie mogę widzieć przez twoje. Ani ja nie stoję na twoim miejscu, ani ty na moim. Z tego właśnie powodu religia jest czymś absolutnie indywidualnym. I zawsze gdy staje się organizacją, kapłani natychmiast ją zawłaszczają. Jeśli człowiek, który jej doświadczał, wciąż żyje, może postarać się, aby religia nie stała się kultem.
Na tym polega cały mój wysiłek.
Dopóki jestem tu z wami, nie zamieni się to w kult. Kiedy jednak mnie zabraknie, będzie bardzo trudno tego uniknąć. Zresztą, żadnej z licznych religii świata nie udało się to do tej pory.
Krisznamurti robił wszystko, co było w jego mocy. Nikt nie dokonał tak wiele, chcąc przeciwstawić się kultowi, ale i on nie odniósł sukcesu. Rozwiązał swoją organizację w 1925 roku. Gwiazda Wschodu – stworzona dla niego organizacja – miała rozpowszechniać prawdę i doświadczenie na całym świecie. A on ją rozwiązał. Wszystkie pałace i pieniądze, i ziemię, i wszystko, co zostało przekazane organizacji, oddał z powrotem darczyńcom. Ogłosił, że nie chce żadnych wyznawców.
Ciągle powtarzał i powtarza, że nikt nie jest jego wyznawcą, tymczasem wciąż znajdują się ludzie, którzy mówią, że podążają za Krisznamurtim, że są jego wyznawcami.
Co jednak można na to poradzić? On ciągle żyje i codziennie powtarza, że nikt nie jest jego wyznawcą, że nie jest niczyim liderem, nauczycielem, mistrzem ani nikim takim. A ludzie wciąż powtarzają: „Jesteśmy wyznawcami Krisznamurtiego”.
Kiedy Krisznamurti umrze, zbiorą się wszyscy, ponieważ należy uczcić pamięć Mistrza, i zbudują świątynię, stworzą Kościół, jakiś memoriał, jakąś organizację – tak aby jego prawda przetrwała.
Ale prawda nie jest jakimś tam przedmiotem. Nie jest rzeczą, którą można zakonserwować. Znika wraz z człowiekiem, który jej doświadczał.
Czy możesz zakonserwować miłość? Pomiędzy dwojgiem kochanków pojawia się wspaniałe zjawisko: miłość. Czy można je zakonserwować? Kochankowie przecież kiedyś umrą… A ty, czy potrafiłbyś przechować ten klimat? Czy odtworzysz wszystkie transfiguracje, które zachodziły między nimi? Jak tego dokonać? Przecież to nie jest przedmiot. Nie możesz dotknąć tego rękami ani umieścić w sejfie. Nie możesz zbudować z tego świątyni, stworzyć Kościoła ani wyznania.
Miłość zdarza się pomiędzy dwiema osobami. Z prawdą jest jeszcze trudniej – zdarza się w jednej osobie. W przypadku miłości, która swoją mocą obejmuje dwie osoby, można od czasu do czasu dostrzec jej zewnętrzne przejawy. Każdy obserwator mógłby dojrzeć coś niewypowiedzianego, a jednak zauważalnego, co pojawia się pomiędzy tymi dwiema osobami. Widać to w ich oczach. Najczęściej. Widać to na ich twarzach.
Jechałem kiedyś pociągiem z parą Hiszpanów. Oboje byli bardzo starzy. Przybyli do Indii, aby poznać kraj. Mężczyzna miał chyba osiemdziesiąt lat, kobieta zapewne około siedemdziesięciu pięciu. W zasadzie powinni już leżeć w grobie. Zaskoczyło mnie to, jak bardzo się kochają. Spędziliśmy razem dwadzieścia cztery godziny. Miłość była widoczna we wszystkim, co robili, nawet w najmniejszych gestach. Bo miłość nie przejawia się w wielkich rzeczach, ale w drobiazgach… Była tam tak obecna, że niemal mogłem jej dotknąć. Była tak widoczna, że nawet ja ją widziałem. Zapytałem staruszka:
– Między wami jest coś unikalnego… Od jak dawna jesteście razem?
– Gdyby policzyć lata – odpowiedział mi – to zapewne będzie ich co najmniej sześćdziesiąt. Ona miała piętnaście lat, kiedy po raz pierwszy ją zobaczyłem. Jednak tych sześćdziesiąt lat nie wydaje mi się aż tak długim czasem. Wszystkie lata stały się jedną krótką chwilą, której esencję odczuwam tu i teraz. Nigdy nie myślę o wszystkich chwilach, które minęły, ponieważ wszystkie je zawiera chwila obecna.
Kiedy jednak ci ludzie odejdą, nie odnajdziesz już tego aromatu, tej aury, tego uczucia. To wszystko odejdzie wraz z nimi, gdyż jest czymś bardzo subtelnym.
W przypadku prawdy staje się to jeszcze trudniejsze, ponieważ doświadcza jej pojedynczy człowiek, jednostka, która dotarłszy do własnej istoty, przepełniona jest taką ekstazą, że nie może jej w sobie pomieścić – jeśli będziesz otwarty, podatny, i ty możesz ją poczuć.
Jeśli zaś jesteś niechętny i oporny… To zjawisko jest tak delikatne, że nawet niewielki opór z twojej strony sprawi, że go nie dostrzeżesz. Nikt, kto przychodzi tutaj, spodziewając się czegoś, posiadając pewne wyobrażenia, pewne idee, nie będzie w stanie dostrzec mnie. Jeśli zaś będzie otwarty, podatny, to poczuje coś religijnego, to spróbuje czegoś religijnego. To jedyny sposób, aby poznać religię – trzeba przebywać w pobliżu człowieka religijnego. Wtedy można się nią zarazić.
Spotkałem tysiące ludzi znanych jako wielcy mistrzowie i nauczyciele religijni. W Indiach jest tak wielu mędrców i świętych, że spotykasz ich na każdym kroku. Nie trzeba ich nawet szukać. To oni poszukują ciebie, biją się o ciebie. Pierwszy, który cię złapie, obwieszcza, że należysz już do niego, nie do samego siebie. Wszyscy oni są członkami jakichś kultów, powtarzają jak papugi wielkie słowa zapisane w wielkich księgach. Jednak słowa są wyrazem tego, co taki człowiek posiada w sobie.
Kiedy Jezus albo Budda wypowiada słowo „prawda”, ma ono w sobie znaczenie. Kiedy jednak słowo „prawda” wypowiada mnich buddyjski, jest ono pozbawione znaczenia, jest puste – nic w sobie nie zawiera.
Pytasz, dlaczego nie zaakceptują was jako religii. To oczywiste. Funkcjonują na pewnym rynku i każdy reklamuje i sprzedaje swoje produkty. Ty przychodzisz jako konkurencja i zaczynasz sprzedawać nowe produkty, które są bardziej atrakcyjne, ponieważ mają w sobie życie. Więc oni zaczynają się bać, że ich młodzież, młodzi chłopcy, ich młode córki mogą dać się przyciągnąć; i nie mylą się – coś ich do was przyciąga. I to właśnie jest tak przerażające. Przecież młodzi powinni chodzić do kościoła albo do synagogi, więc co robią tutaj, w tym miejscu? Powinni słuchać rabina albo księdza…
Kiedy was widzą, nie potrafią niczego zrozumieć. Mają pewne poglądy, do których powinniście pasować – wtedy uznano by was za religijnych. Ja za wszelką cenę próbuję sprawić, abyście nie pasowali do niczyich poglądów ani idei – włączając w to moje poglądy! – abyście mogli być po prostu sobą.
Cały mój religijny wysiłek zmierza do tego, aby oddać was z powrotem w wasze ręce. Ukradziono was. Zostaliście przykryci i uwarunkowani na wszystkie możliwe sposoby. Zamknięto wszystkie drzwi, którymi moglibyście dojść do siebie samych.
Moja cała praca polega na otwieraniu w was drzwi i okien. A gdybym tylko mógł przewrócić