Magia szacunku do siebie. Osho
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Magia szacunku do siebie - Osho страница 21
Kiedy zobaczyłem w filmie, jak chasydzi odrzucają Izrael… Oczywiście, ich powody są odmienne… Zawsze byłem przeciwny tworzeniu Izraela. Powstał, kiedy byłem dzieckiem, ale już wtedy wiedziałem, że to idiotyczny pomysł. Jak to możliwe, że do kraju zamieszkiwanego przez muzułmanów, ze sprzymierzonymi ze sobą państwami muzułmańskimi wokół, ktoś wrzuca biednych żydów? W sam środek tego wrogiego oceanu? Dawno temu udało im się jakoś uciec z takiego Izraela – historia miała dla nich więcej współczucia. I po co w ogóle tworzyć państwo – żydzi zamieszkiwali wiele różnych krajów, cały świat był ich ojczyzną. Kiedy tracisz swój kraj, twoim krajem staje się cały świat. Po co przejmować się państwem?
Uważam, że chodziło o coś całkiem innego: o strategię polityczną pozwalającą utrzymywać bazy wojskowe… Izrael zawsze będzie potrzebował pomocy Ameryki, Ameryka zawsze będzie utrzymywać bazę wojskową w Izraelu, który leży blisko Rosji. Dodatkowo Żydzi nie zamierzają nigdy sprzeciwiać się Ameryce, ponieważ znajdują się pod jej ochroną – są niemalże jej niewolnikami.
Bez Ameryki Izrael byłby skończony, zostałby zmieciony z ziemi. Zależy więc od Ameryki, a jego zależność jest gwarancją, że Ameryka będzie miała bazy na Bliskim Wschodzie. Żadne państwo muzułmańskie nie wyraziłoby na to zgody – jesteście chrześcijanami, a muzułmanie i chrześcijanie walczą ze sobą od piętnastu wieków, krucjata za krucjatą.
Tak jak mówię: powód jest inny. Ale warto zwrócić uwagę na to, co mówią chasydzi. Ich zdaniem w pismach jest jasno napisane, że nadejdzie mesjasz i odbuduje królestwo Izraela. I gdzie jest ten mesjasz? Czy był nim Franklin Delano Roosevelt? A może Winston Churchill? Kto jest tym mesjaszem? Czyli Izrael to fałsz!
Nawet podoba mi się ten pomysł. Bo to rzeczywiście fałsz, choć moim zdaniem z innego powodu, niż twierdzą chasydzi. Po prostu bez Boga nie może nadejść mesjasz. Nie dyskutowałbym z Jezusem, czy jest mesjaszem, czy nim nie jest, ponieważ to pytanie drugorzędne. Na pierwszy plan wysuwa się inne zagadnienie – trzeba mianowicie udowodnić, iż istnieje Bóg.
Żydzi zaakceptowali istnienie Boga i dlatego nigdy nie podejmowali dyskusji na ten temat. A przecież to podstawa. Nie ma potrzeby dyskutować o sprawach mniejszej wagi. Jezus twierdzi, że przysłał go Bóg. Żydzi akceptowali już wcześniej innych proroków przysłanych przez Boga. Co takiego złego dostrzegli w Jezusie? Dlaczego nie chcieli go uznać? Gdyby jednak podważono istnienie Boga… wtedy można by powiedzieć Jezusowi, że nikt go nie przysłał. „Najpierw musisz udowodnić istnienie Boga, a dopiero później zajmiemy się sprawami wtórnymi. Wtedy będziemy o tym rozmawiać”. Jezus miałby wielki problem, żeby to udowodnić – dzięki temu może uniknąłby ukrzyżowania.
Jednak zarówno judaizm, jak i islam posiadają w swoim centrum postać Boga; zresztą Mahomet został uznany za jego posłańca. Ktoś musi być posłańcem, żeby zapewnić komunikację pomiędzy Bogiem i całym jego stworzeniem. Potrzebny jest mediator. To wydaje się dość logiczne.
Ludzie w krajach arabskich wierzyli w Boga, a spierali się tylko w kwestii prawdziwości tego czy innego posłańca. Bo jak udowodnić, że ktoś jest prawdziwym, a ktoś inny fałszywym posłańcem? A ja zadaję inne pytanie: po co zajmować się sprawami wtórnymi? Czy nie lepiej rozpatrzeć kwestię zasadniczą?
W dźinizmie nie ma możliwości zaistnienia mesjasza. Nikt nie będzie deklarował, że jest mesjaszem, ponieważ naraziłby się na śmieszność. Ludzie myśleliby, że oszalał. Nikt nie może więc stwierdzić, że jest posłańcem Boga, nie narażając się przy tym na szyderstwo i kpiny. Nie można stwierdzić, że ktoś jest wcieleniem Boga, ponieważ Bóg nie istnieje. Cóż to byłaby za inkarnacja? Jak wcielić się w nikogo?
W takich religiach jak buddyzm, dźinizm, taoizm, konfucjanizm nie pojawia się temat mesjasza czy posłańca. Jak wtedy budować drabinę, na której umieszczani są popi, biskupi i księża? Jeśli zaakceptujesz najwyższy szczebel drabiny, będziesz musiał zaakceptować, że cała drabina istnieje. Tyle że prowadzi ona donikąd. Stoi na ziemi, donikąd nie sięga, a wszystkie jej szczeble są pozbawione jakiegokolwiek znaczenia.
Odrzuciłem ideę Boga.
Wraz z nią zniknęła idea jakiegokolwiek mesjaństwa. Nie można ogłosić mnie mesjaszem, nawet po mojej śmierci. Nie można ogłosić mnie niczyim wcieleniem, nawet po mojej śmierci. Nie można ogłosić mnie niczyim posłańcem, nigdy.
Czy dostrzegasz ten prosty fakt, że nawet kiedy umrę, nikt nie będzie mógł wystąpić przeciwko mnie? Jak można byłoby stworzyć wokół mojej osoby kult, skoro odrzucam wszystkie potrzebne do tego elementy? Twierdzę, że nie ma posłańców. Twierdzę, że nie ma awatarów.
Co prawda Mahawira obronił dźinizm przed stanem kapłańskim, a jednak nie udało mu się uniknąć stworzenia kultu – wprowadził nową koncepcję: tirthankarę.
Trzeba zrozumieć różnicę pomiędzy jego koncepcją a koncepcją istnienia mesjasza. Mesjasz jest kimś, kogo przysyła Bóg – dokładnie to oznacza określenie „awatar”: „schodzący z góry w dół”. Tirthankara tymczasem oznacza wzrost z dołu do góry i określa się nim człowieka, który rozkwitł całą swoją pełnią, który osiągnął najwyższe. Nie mamy do czynienia ze schodzeniem kogokolwiek w dół, lecz ze wzrostem ku górze – dokładnie tak rozwija się drzewo, od korzeni.
Awatar czy mesjasz przedstawiani są niejako do góry nogami – zawieszeni w górze schodzą coraz niżej, doznając pewnego rodzaju upadku. Natomiast tirthankara to człowiek, który wznosi się ku górze, aż osiągnie swój pełny potencjał.
Zarówno Mahawira, jak i Budda, którzy żyli w tych samych czasach, uważali, że wprowadzenie koncepcji tirthankary czy buddy pozwoli uniknąć tworzenia się stanu kapłańskiego i uznawania Boga, ponieważ punktem centralnym uczynili oni człowieka.
Pewien poeta z Bengalu, baul… Baul oznacza „szalony” i baulowie naprawdę są szaleńcami – są szaleńczo zakochani w egzystencji. No więc jeden z najważniejszych baulów, Chandidas, powiedział: Sabar upar manush jati, tahar upar nahin – „Prawda człowieka jest ponad wszystkim i nie ma ponad nią niczego”. A oznacza to, że człowiek stał się najwyższą prawdą.
To była naprawdę wielka rewolucja: Bóg został zrzucony z tronu, a na jego miejscu umieszczono człowieka.
Niestety, pojawił się kult. Widać o czymś zapomnieli, ale my możemy o tym pamiętać. Oni musieli eksperymentować – w końcu byli pierwsi i, trzeba przyznać, wykonali naprawdę świetną robotę. Odcięli prawie połowę możliwości, choć druga połowa najwidoczniej wystarczyła, żeby stworzyć kult: uczynili tirthankarę człowiekiem wyjątkowym, nadczłowiekiem. Musieli tak uczynić, gdyż nieuchronnie byli porównywani z innymi – hinduiści, na przykład, mają awatary; dźini stawali się więc nadludźmi obdarzonymi boską mocą.
Zwyczajni ludzie będą podążać za człowiekiem obdarzonym boską mocą, a nie za jakimś innym zwyczajnym człowiekiem. Kiedy czegoś szukasz, starasz się znaleźć coś najlepszego za najniższą cenę. Mahawira nie zapewniał ani jednego, ani drugiego. Cena była bardzo wysoka, ponieważ narzucał bardzo ciężką dyscyplinę – tym trzeba było płacić za bycie jego zwolennikiem. Surowość, którą nakazywał swoim wyznawcom, była ceną za możliwość zostania nadczłowiekiem, jednocześnie ciągle będąc człowiekiem.
Tak wiele wyrzeczeń, tyle postów, życie bez ubrań… Mnich dźiński nie może nawet korzystać w ognia.