Przyszłość jest bliżej, niż nam się wydaje. Steven Kotler
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Przyszłość jest bliżej, niż nam się wydaje - Steven Kotler страница 14
Zmiana nadeszła dopiero 24 maja 1844 roku, kiedy Samuel Morse za pomocą telegrafu przesłał cztery słowa: „To, co Bóg uczynił”. Ta transmisja to z jednej strony kwestia na lata, z drugiej – początek nowej epoki, epoki sieci. Morse przesłał te słowa za pośrednictwem eksperymentalnej linii telegraficznej rozciągniętej między Waszyngtonem a Baltimore będącej dwuwęzłowym zarysem pierwszej światowej sieci informacyjnej.
Alexander Graham Bell 32 lata później podbił stawkę w rozwoju sieci o dokładnie 5 słów. W marcu 1876 roku Bell odbył pierwszą w historii rozmowę telefoniczną polegającą na przekazaniu składającego się z 9 słów polecenia: „Panie Watson, proszę przyjść do mnie. Chcę pana zobaczyć”. Równocześnie jednak rozszerzył możliwości tych sieci – i to miało znacznie poważniejsze konsekwencje.
Wynalazek Bella nie zwiększył prędkości transmisji danych. Prąd elektryczny płynący przewodami to wciąż prąd elektryczny płynący przewodami, ale ogromnie zwiększył zarówno ilość przesyłanych informacji, jak i ich jakość. Co więcej, telefon oferował łatwy w użyciu interfejs. Nie trzeba się już było latami uczyć nadawania kresek i kropek, wystarczyło wziąć do ręki słuchawkę i wykręcić numer.
Wraz z tym pierwszym przyjaznym dla użytkowników interfejsem w procesie rozwoju sieci zakończył się okres decepcji i rozpoczął etap dysrupcji. W 1919 roku w Stanach Zjednoczonych niecałe 10 procent gospodarstw domowych miało telefon. Ktoś chciałby przeprowadzić trzyminutową rozmowę z jednego końca kraju na drugi? Nie ma oczywiście problemu. Potrzebujemy jedynie małej fortuny – wówczas 20 dolarów, czyli prawie 400 według dzisiejszej wartości pieniądza. Już jednak w latach 60. ubiegłego wieku minuta rozmowy telefonicznej ze Stanów Zjednoczonych do Indii kosztowała tylko 10 dolarów. Dzisiaj jest to kwota około 28 centów (według stawki w podstawowym abonamencie w sieci Verizon).
Jednak ten tysiąckrotny spadek cen i towarzyszący mu wzrost jakości był jedynie przygrywką. W ciągu ostatnich 50 lat w rozwoju sieci zakończyła się faza dysrupcji i od tej pory trudno znaleźć miejsce, gdzie ich nie ma. Okablowaliśmy już niemal każdy metr kwadratowy na Ziemi – kable światłowodowe, sieci bezprzewodowe, sieci szkieletowe internetu, stacje przekaźnikowe, konstelacje satelitów i wiele innych. Internet jest największą siecią na Ziemi. W 2010 roku jedna czwarta ludności świata, czyli niemal 1,8 miliarda osób, miała do niego dostęp. W 2017 roku penetracja internetu wyniosła 3,8 miliarda, czyli około połowy osób żyjących na Ziemi. W ciągu najbliższych 5 lat sieć połączeń obejmie nas wszystkich, masy ludzi dzisiaj będące poza siecią, całą ludzkość. Z gigabitowymi prędkościami i bardzo niskimi kosztami kolejne 4,2 miliarda osób włączy się w globalny dialog. A stanie się to tak.
5G, balony i satelity
Kiedy naukowcy rozmawiają o ewolucji sieci, „G” jest od zawsze tematem dnia. Pochodzi ono od słowa generacja. W 1940 roku, kiedy zaczynały się rozrastać pierwsze sieci telefoniczne, mieliśmy 0G. Byliśmy wówczas w fazie decepcji. Pokonanie dystansu dzielącego nas od 1G zajęło 40 lat. Dokonaliśmy tego w latach 80. ubiegłego wieku, kiedy pojawiły się pierwsze telefony komórkowe. Nastąpiło wówczas przejście z fazy decepcji do dysrupcji.
W latach 90. ubiegłego wieku, gdy pojawił się internet, na scenie zadebiutowało 2G. Nie utrzymało się jednak na niej zbyt długo. Dekadę później erę akceleracji zapoczątkowało 3G, a koszty szerokopasmowego dostępu zaczęły spadać w zdumiewającym tempie – 35 procent rocznie. Smartfony, bankowość mobilna i handel internetowy w 2010 roku wymusiły powstanie 4G. Od 2019 roku zastrzykiem nowej energii jest 5G, dostarczając połączeń o stukrotnie wyższej prędkości w umiarkowanych cenach.
Jak szybkie jest 5G? Kiedy mamy 3G, pobranie filmu wysokiej rozdzielczości zajmuje nam około 45 minut. 4G skraca ten czas do 21 sekund. A 5G? Dłużej niż pobranie filmu będzie trwało przeczytanie tego zdania.
Sieci komórkowe oplatają całą ziemię. W tym samym czasie inne sieci zapuszczają się w obszar wysoko ponad naszymi głowami. Alphabet realizuje teraz Project Loon, który kiedyś musiał wydawać się szaleństwem. Narodził się on 10 lat temu w Google X, samodzielnym oddziale internetowego giganta. Polegał na tym, żeby zastąpić maszty telefonii komórkowej umieszczonymi w stratosferze balonami. Dzisiaj ten pomysł obleka się w realne kształty.
Balony Google’a o wymiarach 15 na 12 metrów, wystarczająco lekkie i wytrzymałe, by dzięki prądom powietrznym unosić się około 20 kilometrów nad powierzchnią Ziemi, zapewniają połączenia 4G-LTE użytkownikom znajdującym się na ziemi. Każdy balon pokrywa sygnałem obszar o powierzchni 5 tysięcy kilometrów kwadratowych. Plan Google’a zakłada powstanie sieci składającej się z tysięcy takich balonów oraz podłączenie wszystkich do tej pory niepodłączonych i zapewnienie stałego dostępu wszystkim ludziom, niezależnie od tego, w jakim miejscu się znajdują.
W wyścigu o stan posiadania wysoko ponad naszymi głowami Google nie jest jedyny. Sięgając ponad stratosferę, trzej główni rywale biorą udział w zupełnie nowym rodzaju kosmicznego współzawodnictwa. Pierwszym z nich jest inżynier Greg Wyler. Ma on bogate doświadczenie związane z wykorzystaniem technologii do walki z ubóstwem. Na początku XXI wieku, dysponując bardzo ograniczonym budżetem, Wyler wprowadzał technologię 3G w afrykańskich społecznościach. Dzisiaj, wspierany miliardami dolarów od SoftBanku, Qualcomma i Virgin, uruchamia OneWeb, konstelację około 2 tysięcy satelitów zapewniającą powszechny dostęp do internetu z prędkością 5G.
Chociaż OneWeb to znaczące ulepszenie sieci, Wyler jest jedynie Dawidem w porównaniu z finansowymi Goliatami – Amazonem i SpaceX. Na początku 2019 roku Amazon włączył się w to współzawodnictwo i ogłosił początek projektu Kuiper – konstelacji 3236 satelitów zaprojektowanych tak, żeby zapewnić całemu światu szerokopasmowy dostęp do sieci. SpaceX, mając czteroletnią przewagę nad Amazonem, podbił stawkę i w 2019 roku rozpoczął prace nad potężną konstelacją liczącą prawie 12 tysięcy satelitów (4 tysiące na wysokości 1150 kilometrów i 7,5 tysiąca na wysokości 340 kilometrów). Jeśli Elonowi Muskowi uda się zrealizować ten projekt, zapewni w ten sposób globalny dostęp do internetu z gigabitową prędkością.
Jeszcze wyżej?
Na wysokości 8 tysięcy kilometrów (specjalistyczne określenie to średnia orbita okołoziemska) ostatnim G w tej układance jest O3B. To skrót nazwy Other 3 Billion (Pozostałe trzy miliardy). Jest to zespół zbudowanych przez Boeinga satelitów zapewniających przepustowość rzędu terabitów, nazwany mPower network. Pozwoli on na dostęp do sieci wszystkim tym, którzy jeszcze go nie mają.
Biorąc pod uwagę wszystkie te inicjatywy, możemy przyjąć, że w połowie tej dekady każdy, kto będzie chciał uzyskać dostęp do internetu, będzie go miał. Po raz pierwszy, przynajmniej w perspektywie sieci, spełni się nienowe marzenie, sięgające jeszcze lat 60. ubiegłego wieku – „Jedna planeta, jedna ludzkość”. A skoro liczba osób online wzrośnie dwukrotnie, będziemy najprawdopodobniej świadkami epokowego przyspieszenia technologicznej innowacyjności i globalnego wzrostu gospodarczego, jakiego świat jeszcze nie widział.
Sensory
W 2014 roku w laboratorium chorób zakaźnych w Finlandii badacz Petteri Lahtela dokonał ciekawego odkrycia. Doszedł do wniosku, że stany chorobowe, nad którymi prowadził badania, mają pewne cechy wspólne. Kiedy analizował choroby, które do tej pory lekarze uznawali za niepowiązane – na przykład boreliozę, choroby serca i cukrzycę – odkrył,