Afekt. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Afekt - Remigiusz Mróz страница 28
Koniec końców pieniądze, które w KMK zarabiał Kordian, szły w tej chwili po części na fundusz dla przyjaciela, a po części na spłatę zobowiązań finansowych Chyłki. Nie zostawało wiele, więc mimo usilnych nacisków Joanny wciąż nie zamienił daihatsu na coś, czym nie byłoby wstyd jeździć. Żółte YRV stało w garażu przy Argentyńskiej właściwie nieużywane, a Kormak twierdził, że czuje pełną solidarność z samochodem.
Oryński nie miał złudzeń, że jeśli tylko przyjaciel będzie miał okazję pomóc, nie zawaha się ani przez chwilę.
– Wysyłaj, co masz, i mów, co sprawdzić – odparł chudzielec. – Zaraz znajdę tu jakieś zaciszne miejsce, żeby się usadzić i wyciągnąć mój sprzęt.
Chyłka gwizdnęła pod nosem.
– Zdajesz sobie sprawę, jak to zabrzmiało? – odezwał się Oryński.
– I gdzie ty w ogóle jesteś, chuderlaku?
– Za granicą.
Rzucił tę enigmatyczną odpowiedź tak szybko, jakby z jakiegoś powodu chciał natychmiast uciąć temat. Przed wyjazdem też nie był zbyt wylewny, przeciwnie, oznajmił tylko, że wyjeżdżają z Anką i że znalazł coś, co może pomóc.
Chyłka i Oryński automatycznie założyli, że chodzi o jakąś nowatorską terapię dla małego, ale Kormak nigdy nie rozwinął tematu. Teraz też zdawał się specjalnie do tego nie palić.
Kordian przysunął sobie laptopa, a potem otworzył nową wiadomość na poczcie i zaczął dodawać załączniki. Chyłka w tym czasie tłumaczyła Kormakowi najważniejsze rzeczy związane ze sprawą Halskiego.
Na odpowiedzi musieli poczekać aż do wieczora następnego dnia. Siedzieli na kanapie i oboje czytali w całkowitej ciszy. Joanna przerzucała strony najnowszego tomu z Harrym Hole z prędkością karabinu maszynowego, Kordian równie zapamiętale czytał książkę Tillie Cole, którą poleciła mu jedna z prawniczek KMK.
Kiedy rozległ się dźwięk informujący o nadchodzącym połączeniu wideo na Messengerze, oboje wiedzieli, kogo się spodziewać, bo właściwie wszyscy ich znajomi używali FaceTime’a – z wyjątkiem osobnika, który miał wrodzoną awersję do nadgryzionego jabłka. Oryński podniósł komórkę i przyjął połączenie.
Na ekranie pojawił się Kormak, a wystrój wnętrz za jego plecami sugerował, że jest w jakiejś sieciowej kafejce.
– Co masz, mizeraku?
– Flat white – odparł, unosząc duży kubek z logo Starbucksa.
– Nie wspaniale, nie tragicznie – oceniła Joanna. – A jeśli chodzi o to, co interesuje nas bardziej niż twoja kawa?
Skinął kornie głową, jakby poczuwał się do wręcz żołnierskiej odpowiedzialności.
– Udało mi się potwierdzić wszystko, co przedstawił wam Halski. Dwunastego sierpnia, czyli w dzień, kiedy odbywała się impreza na Mazurach, on był z wiceszefem PE i jego żoną w Zakopcu. Nie wiem, co z tym zdjęciem, bo potrzebowałbym oryginału, ale coś takiego nietrudno sfabrykować. To nie cyfrowa kopia w HD, ale zwykła fotka dziesięć na piętnaście, w dodatku z DPI niedochodzącym do trzystu. Przy takiej jakości można by zamienić głowę Halskiego na oblicze papieża i wyglądałoby wiarygodnie.
Dwójka prawników spojrzała na siebie i odetchnęła. Od wczoraj nie mogli pozbyć się wrażenia, że Kormak znajdzie coś, co poda w wątpliwość słowa Halskiego.
– Na moje oko bronicie niewinnego faceta, którego ktoś chce wrobić.
– Kto? – odezwał się Kordian.
– Logika wskazuje na Milenę Hauer.
– Wiemy, na co wskazuje logika, chudopachołku – odparła Joanna. – Zordon pyta, bo chce dowodów.
– Nie mam żadnych.
– Poszlaki?
– Też brak. Oprócz tego, że widzieliście auto SOP-u pod blokiem Piechodzkiej.
Chyłka nabrała głęboko tchu, a z głośnika telefonu doszło głośne wołanie baristy: Cinnamon swirl for Cormack!
– Gdzie ty jesteś, Kormaczysko? – zapytała Joanna, unosząc brwi.
Chudzielec rozejrzał się nerwowo.
– Cóż…
– To zabrzmiało jak mocny brytyjski akcent – dodała. – Jesteś na Wyspach?
– Czekaj, wezmę ciastko.
Położył komórkę na stole obiektywem do góry, przez co dwoje prawników przez moment mogło obserwować jedynie sufit kawiarni. Kiedy Kormak wrócił, zdawał się nieco zakłopotany.
– Nie chciałem nic mówić ani robić wam nadziei, dopóki nie byłem pewien – rzucił.
– O czym ty gadasz? – odparła Joanna.
– Znalazłeś coś, co pomoże małemu? – dodał szybko Oryński.
– Co? Skąd ta myśl?
– Przecież wyjechałeś, żeby… jak to ująłeś? Żeby znaleźć coś, co może pomóc?
Dopiero teraz Kordian uświadomił sobie, jak wieloznaczny mógł być powód, który podał mu przyjaciel.
– Nie chodziło mi o dziecko – odparł matowym tonem Kormak. – Jestem w Manchesterze.
– Hę? – mruknęła Joanna. – I co ty tam niby robisz?
– Szukałem potwierdzenia.
– Czego?
Kormak ugryzł kawałek bułeczki cynamonowej.
– Zanim wszystkie serwery Żelaznego & McVaya zostały załadowane do kartonów, pozwoliłem sobie na małą… wycieczkę po dyskach twardych – podjął z pełnymi ustami. – Znalazłem kilka maili Williama, z których mogłoby wynikać, że spisał testament.
Kordianowi serce zabiło nieco mocniej. Sprawa związana z masą spadkową McVaya była dość skomplikowana, bo jej lwia część znajdowała się za granicą. On sam zaś nie pozostawił żadnych spadkobierców ustawowych, więc na majątek zmarłego zęby ostrzył sobie nie tylko polski skarb państwa, ale też brytyjski.
– I? – spytała Chyłka. – Spisał go?
– Tak.
– Skąd wiesz?
– Bo go odnalazłem.
– Jebaniutki – pochwaliła go cicho Joanna. – I co w nim jest?
– Dwoje