Przewóz. Andrzej Stasiuk

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Przewóz - Andrzej Stasiuk страница 17

Przewóz - Andrzej  Stasiuk Poza serią

Скачать книгу

Młody żołnierz z pistoletem maszynowym dostrzegł jej sylwetkę. Odgadł, co robi, i wydawało mu się, że mimo wiatru słyszy odgłos strumienia moczu w trawie. Znieruchomiał i zaczął węszyć jak pies. Poczuł, że ma wzwód.

      – Tak. Śmierdzi jak dorożka, tylko mocniej. Aż zapiera oddech. Wiesz, zawsze lubiłam zapach koni, ale to jest jakieś takie… No właśnie, mocne, brudne, aż ciężkie… Ciężkie od końskiego potu. Nie mogę sobie tego nawet wyobrazić, Maks.

      – Możemy to przecież zdjąć. Jest ciepło. Ten wiatr. Pamiętasz sirocco?

      – Tak. Żółty pył był wszędzie. Upiłeś się.

      – Trochę. Jak wieje znad Sahary, to można się upić.

      Wymacał skraj przykrycia i pociągnął je w dół. Było sztywne i ciężkie. Próbował zgadnąć, jaki ma kolor, ale przyszła mu do głowy tylko końska gniada maść.

      – Maks – powiedziała cicho – ale zostaw tak trochę.

      – Co takiego?

      – Żeby nas nie dotykało, ale żeby było… Wiesz, żeby zapach…

      Poczuł, jak zwija się w kłębek, przysuwa i wtula plecami i biodrami. Natychmiast, bez zastanowienia dopasował się do jej kształtu i objął ją w talii.

      – Wiesz, co było najgorsze? – zapytała szeptem.

      – Powiedz.

      – Nie to, jak ją zabijali, ale potem, jak ją rozkroili. Ten odór ciepły i taki słodkawy. I jak on mówił, że człowiek jest taki sam w środku, że się niczym nie różni. On w to naprawdę wierzył.

      – Bałem się, że nas znajdą. Że zaczną czegoś szukać albo coś usłyszą.

      – Zabiliby nas – powiedziała martwym, niskim głosem.

      Poszukała jego dłoni i mocno ją ścisnęła. Poczuł suchą, ciepłą skórę, tylko w samym środku, w zagłębieniu odnalazł ślad wilgoci.

      – Tak samo jak ją. Tylko by nas gdzieś wyprowadzili i nawet nie zakopali. Maks, zleciałyby się muchy, tak jak tamten mówił. Tu się też zlecą, jak się zrobi dzień i cieplej. Do resztek krwi się zlecą, do zapachu. Ja tego nie zniosę, Maks, zawsze się bałam much, one się tu zjawią, czarne, ciężkie, on miał rację, że wypełniają ciała. Maks, Maks, jeżeli już trzeba, to chciałabym umrzeć w zimie…

      Objął ją obiema rękami i przytulił. Przez szczeliny w deskach było widać, że czerń nocy blaknie. Zaszeleściła mysz. Pomyślał, że są całkiem sami wśród żywych.

      Romaniuk uwijał się wokół wędzarni i przeklinał wiatr, który wywiewał dym spomiędzy luźnych cegieł. Siwy krążył wśród pól i zagajników i nie pozwalał spać swoim ludziom dłużej niż godzinę. Zapadali w zaroślach w krótkie psie drzemki z jednym wartownikiem, a potem podrywał ich do czujnego marszu w ciemnościach i łajał zduszonym szeptem, gdy szli nie dość ostrożnie.

      – Zrobię z was, kurwa, wojsko. Wydra, trzy warty pod rząd i będziesz chodził jak kot!

      Bali się go i nienawidzili, ale wkrótce mieli pójść za nim w ogień. Patrzyli na jego krępe ciało i wydawało im się, że przebija się przez powietrze z siłą nieulękłego, niewrażliwego na ból bydlęcia. Tak jak dwie noce temu, gdy Niemiec szył do niego seriami, a on przyklęknął w zbożu i strzelał w tamtą stronę raz za razem, aż opróżnił magazynek. Właściwie nic nie było widać, bo dopiero świtało, a tamten stał w cieniu drzew i tylko po rozbłyskach można było odgadnąć miejsce, skąd padają strzały. A potem w sadzie podniosły się niemieckie krzyki i zaczęli uciekać, pochyleni nisko nad ziemią, bo zagrzechotało więcej broni, a on wołał zduszonym głosem, że zabije tego skurwysyna, co wozi Żydów i z Niemcami trzyma. Skurwysyn, nagi do pasa, siedział później w cieniu jabłoni, a kobieta podobna do Cyganki pochylała się nad jego plecami. Młody wartownik w rozpiętym mundurze stał obok i przyglądał się jej szybkim smagłym dłoniom.

      – Banditen – powiedział półgłosem. – Pöbel.

      Cofnął się o krok i nie mógł oderwać wzroku od jej tyłka.

      – Jesteśmy jak martwi, Maks – powiedziała i przywarła do niego plecami.

      Wciągnął zapach jej włosów i skóry na karku.

      – Jesteśmy jak trupy – powiedziała.

      – Nie, Doris. Przyjdą chmury i przepłyniemy na drugą stronę. Do Rosjan. Oni są inni.

      – Nie wierzę, Maks. Zawsze będzie bezchmurne niebo i nigdzie się nie ukryjemy. Nawet w nocy będzie jasno i nawet w nocy będzie upał, i będą krążyć czarne muchy, wielkie jak ćmy, i zlecą się do naszej zepsutej krwi, Maks…

      – Chmury przyjdą, Doris. Wieje wiatr i przepłyniemy do Rosjan, a tam nie będzie czarnych much.

      Poczuł, że wtula się pośladkami w jego podbrzusze.

      – Maks, myślisz, że za rzeką nie ma much, że Belzebub ich nie posyła? – zapytała.

      – Tam go nie ma – odpowiedział.

      Poruszył się bardzo wolno, niemal niedostrzegalnie, wsłuchany we własną krew, która spływała w dół ciała. Teraz przypomniał sobie, jak wygląda. Zobaczył jej profil w świetle księżyca, gdy nad rzeką patrzyła na przewoźnika. Miała opuszczone ręce i widział zarys jej piersi. Stała wyprostowana z wysoko uniesioną głową i pomyślał, że musi mieć zaciśnięte pięści i jest gotowa, by to zrobić. Wydawał im się sporo starszy. Przynajmniej wtedy, gdy spotkał ich w dzień na drodze. W brudnawej koszuli z podwiniętymi rękawami, w drelichowych spodniach, tylko buty miał porządne. Wyglądały na wojskowe. Widywał takie u Niemców. Miał ciemne włosy i ostrożne, ale bystre spojrzenie. Ale tam, w nocy, widział tylko jego sylwetkę. Musieli patrzeć na siebie, bo stali nieruchomo o dwa kroki, a on przyglądał się im z boku i był pewien, że tamten musi czuć słaby zapach perfum sprzed paru dni, a ona woń potu i rzecznego mułu. W końcu mężczyzna odwrócił głowę w bok i powiedział obojętnym głosem:

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

Скачать книгу