Nielegalni. Vincent V. Severski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nielegalni - Vincent V. Severski страница 31

Nielegalni - Vincent V. Severski Czarna Seria

Скачать книгу

przyjacielem, rozmowę, jakiej brakowało jej od pewnego czasu. Nie była nastawiona na to, co ją spotkało. Nie czuła oczywiście żalu, bo to nie pierwszy raz, kiedy musiała z czegoś rezygnować. Ciężar sprawy, o której powiedział jej Konrad, był na tyle duży, że potrafiła wczuć się w jego rolę.

      Doskonale wiedziała, że wyprawa do Jemenu nie była wycieczką i Konrad musi być jeszcze zmęczony i zestresowany. Jego stan emocjonalny udzielił się także jej i choć nie wiedziała jeszcze, co będzie dalej, była gotowa na wszystko.

      Ciało pułkownika Stepanowycza znalazła wczesnym rankiem sąsiadka wyprowadzająca psa. Wyjątkowo szybko na miejscu pojawiła się milicja, a kilkanaście minut później zespół dochodzeniowy KGB, który natychmiast przejął sprawę.

      Od dawna nie zdarzyło się zabójstwo tak wysokiego stopniem oficera białoruskich służb specjalnych, a w dodatku zastępcy naczelnika mińskiego kontrwywiadu. Dlatego szef KGB zameldował z samego rana o zdarzeniu prezydentowi Aleksandrowi Łukaszence, który natychmiast polecił, by nadzór nad śledztwem objęła Służba Bezpieczeństwa Prezydenta.

      Kapitan Wasilij Pietrowicz Krupa położył się niedawno i spał mocno. Leżał na kanapie, w butach i rozpiętych spodniach, w pokoju wypełnionym kwaśnym zapachem alkoholu, papierosów i potu, gdy zadzwonił telefon. Krupie wydawało się, że śni, ale bolesny dźwięk dzwonka zmusił go do odszukania aparatu.

      – Wasia?! Jesteś tam? – rozpoznał swojego bezpośredniego przełożonego, majora Kondratowicza. – Obudź się! Wasia!

      – Co jest? – zapytał z ociąganiem.

      – Wasia! Ktoś wczoraj zabił Stepanowycza!

      Głos w słuchawce brzmiał tak nierealnie, że Krupa pomyślał, że wciąż śpi. Powoli jednak zaczęło do niego coś docierać.

      – To ty… Kola? Co ty… ty… pierdolisz? Jakiego… Stepanowycza? – I nagle poczuł, że otrzeźwiał. – Jak to?!… Zabili?! Kto? Kiedy?

      – Wczoraj w nocy, jak wracał pijany do domu. Dostał dwa albo trzy razy nożem na swojej klatce schodowej… Zbieraj się natychmiast! Wszyscy mają się stawić w Centrali! Natychmiast! Będzie Służba Bezpieczeństwa. – Głos w słuchawce się urwał.

      Krupa siedział na kanapie i miał wrażenie, jakby ciało odmówiło mu posłuszeństwa i zaczęło się wypełniać ciepłym odrętwieniem. Przesiedział tak kilka minut, aż poczuł, że zasycha mu w gardle.

      Wypił duszkiem pół butelki ciepłego, zwietrzałego napoju podobnego do coca-coli i ledwo zdążył dobiec do łazienki, gdzie solidnie zwymiotował. Obmył twarz zimną wodą i usiadł na sedesie, by złapać trochę powietrza.

      Z niemałym trudem zdjął z siebie ubranie i wszedł pod prysznic. Strumień zimnej wody pomógł mu pozbierać fragmenty poszarpanych myśli.

      Wtedy zdał sobie sprawę z sytuacji. Ogarnęło go przerażenie – cała jego kariera, budowana z takim wysiłkiem, mogła runąć w jednej chwili. Nie potrafił zebrać myśli, by zastanowić się, co robić.

      W miarę szybko doprowadził się do porządku. Włożył czyste ubranie, ale nie mógł nic zjeść. Wydawało mu się, że wytrzeźwiał, chociaż jego odbicie w lustrze nie pozostawiało złudzeń, że jest inaczej.

      Wsiadł do samochodu i ruszył do siedziby KGB na prospekcie Niezawisimosti. Na dziedziniec wjechał od ulicy Komsomolskiej i zaparkował.

      Wszedł do dużej sali gimnastycznej, wypełnionej huczącym gwarem męskich głosów. Od razu zauważył grupę oficerów swojego wydziału, stojącą nieco na uboczu. Zbliżył się do bladego i wyraźnie zdenerwowanego Kondratowicza, ale nie zdążył się odezwać, bo do pomieszczenia wkroczyło kilku mundurowych i cywilów i nagle wszyscy zamilkli.

      Na podwyższenie wszedł nieznany mu mężczyzna około czterdziestki, w ciemnym garniturze, i Krupa od razu zdał sobie sprawę, że to ktoś ze Służby Bezpieczeństwa Prezydenta.

      Salę wypełniała niemal idealna cisza.

      – Dzisiaj w nocy został zamordowany pułkownik Andriej Stepanowycz – odezwał się mężczyzna gromkim, pewnym głosem. – Wydział Śledczy Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego prowadzi intensywne dochodzenie w sprawie wyjaśnienia wszystkich okoliczności zabójstwa. Na polecenie prezydenta naszej republiki, Aleksandra Łukaszenki, Służba Bezpieczeństwa sprawuje…

      Krupa czuł, jak drżą mu nogi, i miał wrażenie, że wszyscy to widzą. Nie mógł zrozumieć, co mówi oficer bezpieki, gdyż jego głos rozpływał się w ogromnym pomieszczeniu.

      Ocknął się, gdy poczuł lekkie szturchnięcie w bok. Zobaczył, że stoi za nim porucznik Oleg Popow z Wydziału Technicznego, jego kolega z boiska.

      – Co się dzieje? Co robimy?… Nie dosłyszałem… Co on powiedział? – pytał zdezorientowany Krupa.

      – Wasia! Na jutro mamy napisać raporty… co robiłeś wczoraj w nocy… takie tam. Teraz będziemy dmuchać w alkomat. Ciekawe, czy w całym KGB po piątkowej nocy ktoś będzie miał same zera.

      Ściszony głos Popowa zabrzmiał ironicznie, ale Krupa tego nie wyczuł, bo chaotycznie myślał, co ma napisać w swoim raporcie. I nagle dotarło do niego z niewyraźną jeszcze nadzieją, że przecież nikt nie wie o jego interesach z celnikami.

      Oni też wyprą się wszystkiego, jeżeli śledczy do nich dotrą… Jedziemy na tym samym wózku! Boże… Jak łatwo można wrobić mnie w to morderstwo… Bezpieka jakiegoś sprawcę musi znaleźć! Musi być sukces, nawet jeśli go nie będzie. Prędzej czy później na pewno ustalą, kto, gdzie i z kim pił! Pierdolone życie! Ja to mam, kurwa, pecha! Trzeba napisać coś wiarygodnego, a potem zobaczymy. Kurwa… coś trzeba wymyślić!

      Krupa, zatopiony w myślach, z tłumem oficerów posuwał się wolno do wyjścia, nie zwracając uwagi na Popowa, który postępował tuż za nim.

      Gdy wyszli przed budynek, Popow wciąż był obok.

      – Chłopcy z bezpieki robią hucpę – rzucił do Krupy. – Pokazówka od Łukaszenki dla KGB, kto rządzi w tym kraju! Co ta bezpieka może wiedzieć o robocie operacyjnej…

      – Rozbirajutsia kak swinja w apielsinach – wtrącił ponuro Krupa.

      – Winnego będą szukać u nas, żeby nas zdołować i wsadzić nocha we wszystkie nasze sprawy… Zobaczysz! Mają teraz swoje pięć minut… – ciągnął Popow. – Prezydent będzie miał argumenty, by zmienić kierownictwo KGB na swoje, jak tylko znajdą sprawcę… u nas oczywiście. Rozumiesz?!

      Krupa czuł, jak wielki kamień opada mu w brzuchu, bo doskonale wiedział, że Popow ma rację, a on sam na takiego sprawcę pasuje idealnie.

      – Wiem od kolegi ze śledczego, że to był prawdopodobnie napad rabunkowy. Pewnie Stepanowycz był umoczony w jakieś interesy… nie z tym, z kim trzeba. Wiemy, jak to jest. Nie… Wasia? A może… zwykłe zbóje? – powiedział Popow tonem, który zrobił na Krupie dziwne wrażenie.

      – To na pewno jakieś bandziory! Znałem Stepanowycza dobrze i wiem, że nie brał.

Скачать книгу