Nielegalni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nielegalni - Vincent V. Severski страница 33
Kurwa! – pomyślał Krupa. Skąd on to wie? Wszystko pasuje jak ulał, tylko, kurwa, to nie ja go dziabnąłem! Może w tym interesie byli też inni, ja przecież nie wiedziałem wszystkiego. Ci celnicy, kurwa… oni byli podejrzani… to mafia. Stepanowycz też im nie ufał! Mogiła… kurwa! Tak czy inaczej mogiła!
Krupa już zupełnie nad sobą nie panował. Patrzył na Popowa szeroko otwartymi oczami, ze śmiesznym wyrazem twarzy, i poczuł, że znów się poci, choć już dawno ostygł po wyjściu z bani.
– No… mogło tak być… może masz rację! – Słowa i ton wypowiedzi Krupy rozchodziły się jak ręce i nogi u żołnierza z zaburzeniami koordynacji.
– A ty, Wasia… co wczoraj robiłeś? – zapytał Popow jakby od niechcenia i poszedł pod prysznic.
Szum lejącej się ostrym strumieniem wody nieco zagłuszał słowa, mimo to Krupa wyraźnie słyszał, jak Oleg mówi dalej:
– Nietęgo wyglądałeś z rana! Jeżeli nie piłeś ze Stepanowyczem i nie urwał ci się film, to masz alibi… Idziemy do bani! – zarządził po wyjściu spod prysznica.
Milczący Krupa podniósł się z ociąganiem i wszedł za Popowem, który już polał kamienie i usadowił się na najwyższej ławce. W bani było bardziej gorąco niż poprzednio. Wilgotne, wypełnione gorącą parą powietrze piekło w nozdrza i uszy, nie pozwalało swobodnie oddychać. Wydawało się, że myśli mogłyby się stopić jak wosk.
Siedzieli w ciszy, strzepując co chwila pot zmieszany z wodą. Wyglądało, jakby każdy z nich, zatopiony w myślach, rozważał, co powinien teraz zrobić, powiedzieć.
– To ja piłem wczoraj ze Stepanowyczem i… – odezwał się cicho Krupa z nisko zwieszoną głową, patrząc pod nogi.
Zrobił to instynktownie, nie planował wyznać tego Popowowi, ale czuł gdzieś głęboko w podświadomości, że sam się z tym wszystkim nie upora, że potrzebuje rady, a Oleg doskonale to zrozumie, będzie wiedział, co trzeba robić. Poczuł nagle ulgę, bo liczył, że Oleg mu pomoże. Nie miał pojęcia jak, ale był tego pewny.
Popow nawet na niego nie spojrzał.
– Od razu wiedziałem – zareagował krótko.
– Skąd? – Krupa spojrzał na niego ze zdziwieniem.
– Wasia! Ja pracuję tylko w zabezpieczeniu technicznym. To ty jesteś oficerem operacyjnym i powinieneś wiedzieć lepiej niż ja, że każdy podejrzany ma winę wypisaną na twarzy. Masz szczęście, że rano trafiłeś na mnie! Co by było, gdyby czepił się ciebie jakiś prowokator czy donosiciel? Wyobrażasz sobie?!… Gorąco. Wychodzimy? – Popow nagle zmienił ton i Krupa był już pewien, że mówiąc mu o swoim problemie, dobrze zrobił.
Poczuł ogarniający go spokój i rozluźnienie. Patrzył na Popowa jak na najbliższego przyjaciela i zrozumiał teraz, że pomysł pójścia do bani był zaplanowany. Oleg z pewnością chce mu pomóc, bo przecież nie sobie. Wybrał łaźnię, bo to teraz najbezpieczniejsze miejsce w mieście. Zrobił to dla niego!
– Ja wiem, że ty go nie zabiłeś! Znam cię na tyle, by wiedzieć, że nie byłbyś w stanie tego zrobić. Dlatego chcę ci pomóc. Możesz na mnie liczyć! Zakładałem, że się zorientujesz, dlaczego zaprosiłem cię do łaźni, i w końcu sam wszystko powiesz. Gdybyś mi nie powiedział, musiałbym założyć, że coś ukrywasz, że masz jednak z tą śmiercią coś wspólnego. Teraz ci wierzę! – Głos Popowa brzmiał poważnie, patetycznie, ale ciepło, i Krupie kręciły się łzy w oczach.
Nigdy nikt z kolegów, służbowo czy prywatnie, nie powiedział do niego: „Możesz na mnie liczyć”, a tym bardziej „Wierzę ci”. Stosunki w białoruskim KGB przypominały dawne komunistyczne układy, wymieszane z mafią, chciwością, podłością i ludzkim marzeniem o lepszym życiu.
– Tak! Piłem z nim… w piątek wieczorem. Byliśmy w lokalu konspiracyjnym w pobliżu jego domu, powinieneś wiedzieć… bo nadzorujesz to gospodarstwo. Było tam jeszcze dwóch celników. Stepanowycz zaproponował mi udział w zyskach z transportu papierosów do Polski. Ten jeden raz! Nawet nic nie musiałem robić…
– Wasia! Ty nic nie rozumiesz? On cię po prostu w ten sposób kupił! Stałeś się jego własnością, i o to chodziło. Pewnie też chciał pokazać tym celnikom, że ma za sobą jakąś większą strukturę w KGB… a może się bał. Celnicy są pod kryszą rosyjsko-białoruskiej mafii i bezpieki Łukaszenki – oznajmił Popow tonem człowieka dobrze znającego temat.
– Dostałem trzy tysiące baksów za nic, ale wziąłem. Byłem pijany, zresztą jak wszyscy. Stepanowycz wyszedł pierwszy koło północy. Nie pamiętam dobrze… Pamiętam za to, że chciałem go odprowadzić do domu. Patrz… Niesamowite! Stepanowycz mówił mi, że celnicy to mafia. Miałem wrażenie, że się ich boi. Teraz czuję do siebie wstręt. Jaki człowiek jest głupi… i chciwy! Zachciało mi się samochodu! Powiedz, Oleg… kiedy ten pierdolony reżim się rozwali, kiedy zaczniemy żyć normalnie. Ja bym tego Łukaszenkę sam…
– Daj spokój, Wasia! – przerwał mu Popow.
– Powiedz! A ty… tak nie myślisz? Nie uwierzę, że nie. – Krupa był wyraźnie pobudzony. – Kurwa, przecież sytuacja, w jakiej się znalazłem, jest niczym innym, jak tylko efektem tego popierdolonego systemu, w którym tkwimy… – Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zachłysnął się własnymi słowami jak powietrzem i zamilkł.
– Wasia! Ty jesteś jakiś opozycjonista! – roześmiał się Popow.
– Żebyś wiedział! – odparł Krupa. – Tylko nie było dobrej okazji się zapisać… Podobno mam też jakieś polskie korzenie.
– To uważaj! Bo dodatkowo zrobią z ciebie jeszcze polskiego szpiega. Albo amerykańskiego – powiedział Popow ze sztucznym uśmiechem.
– Nie dobijaj mnie!
Stuknęli się mocno butelkami i poszli do bani trzeci raz.
Krupa sam nie wiedział, czy to rozluźnienie spowodowane wypitym piwem i łaźnią, czy rozmowa z Popowem, czy też wszystko razem, ale coś spowodowało, że poczuł się znacznie lepiej. Nie wiedział jeszcze, co zrobi. Miał jednak nieodparte wrażenie, że nie będzie źle.
– Oleg… o co ci chodziło, jak powiedziałeś, że napiszemy raport razem? Nie rozumiem… – Krupa rzeczywiście tego nie zrozumiał, ale teraz, po tym, jak się przyznał, zaczęło go to intrygować.
Popow ostro polał kamienie, które zasyczały, wyrzucając po chwili niewidoczną gorącą parę. Skulili się jak porażeni ogniem.
– A jak sądzisz?
– No… nie wiem… Nie kręć! Mów!
– Wysil się, Wasia!
– Nie wiem!
– Nie brakuje ci czegoś?
– Nie rozumiem…
Przerzucali się przez chwilę