Nielegalni. Vincent V. Severski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nielegalni - Vincent V. Severski страница 34
Dlaczego… dlaczego chce tak zaryzykować? – pomyślał z lekkim zaniepokojeniem. Po co mu to?! Czego on ode mnie chce? Przecież nie pieniędzy, bo sam mi je proponował.
I wtedy kaskadę natrętnych pytań powstrzymało przyjemne odkrycie: To ratunek! To wszystko załatwia! Dam mu, cokolwiek zechce! Wspaniale…
– Tak… Oleg… rozumiem! – zaczął Krupa trochę niepewnie. – Dziękuję ci… z całego serca… ale dlaczego chcesz to zrobić? Przecież możesz mieć przez to poważne kłopoty…
– Może mi nie uwierzysz – wszedł mu w słowo Popow – ale pomyślałem, że jeżeli ci nie pomogę, to ten reżim cię zje. Rozszarpie na kawałki! – Zawiesił na chwilę głos i przetarł twarz. – I będziesz stał jak ofiara przywiązana do pala w rzymskim cyrku, a widzowie, obojętni na to, czy jesteś winien, czy nie, rozkoszować się będą twoją śmiercią, ciesząc się, że to żaden z nich, że poświęcając ciebie, ktoś darowuje im jeszcze czas. – Popow mówił dziwnym, jakby uroczystym tonem. – Nienawidzę tego reżimu! Gdybym mógł, zwalczałbym go z bronią w ręku!
– Ja też! Przecież mamy broń! – poparł go natychmiast Krupa. Wykrzyknął to z głębokim wewnętrznym przekonaniem, chociaż trochę przeraził się własnych słów.
Zrozumiał, że te dwa wypowiedziane głośno zdania połączyły go z Popowem na śmierć i życie. Był przekonany, że są tacy sami. Tak mu wierzył, tak teraz ufał sobie, że nawet przez myśl mu nie przeszło, iż Oleg może być prowokatorem.
Przeleżał w łóżku całą noc, ale nie był pewien, czy spał. Teraz nie myślał o politykach, ich grach ani o skutkach, jakie może mieć dla kraju ujawnienie archiwum. Najważniejsze było, jak je zdobyć, i cała jego wyobraźnia operacyjna pracowała tylko nad tym. Rozumiał, że musi wziąć sprawy w swoje ręce, bo jeżeli nie zajmie się tym Wydział Q, to mogą wysłać tych harcerzyków przebranych za żołnierzy, co wróżyłoby totalną katastrofę.
Zrezygnował z obowiązkowego joggingu, zastępując go długą, gorącą kąpielą, i po śniadaniu pojechał do pracy pustymi jeszcze ulicami. Musiał jak najszybciej przejrzeć materiały, które otrzymał wczoraj od Generała. Miał wyznaczony termin realizacji, więc czas zaczął już uciekać. Teraz liczą się dni. Jeszcze nie wiedział, czy to, co planuje zrobić, ma sens, czy poszczególne elementy będą do siebie pasować, czy wszyscy staną na wysokości zadania. Miał więcej pytań niż odpowiedzi.
W biurze nie było jeszcze nikogo. Konrad zrobił sobie kawę i usiadł w fotelu, z nogami na biurku. Starał się uporządkować myśli. Zebrać to, co już wie, czego jest pewien, i to, co jeszcze pozostawało niewiadomą. Wierzył w swoje doświadczenie i intuicję, które nigdy dotąd go nie zawiodły, chociaż czasami stawką było życie współpracowników i jego własne.
Cel operacji jest określony. Przychodzi zatem pora na wybranie aktorów i scenografii oraz reżyserię. Odwrotnie niż w teatrze. Dopiero teraz pisze się scenariusz, w którym planuje się ruchy tylko dla połowy sceny. Dlatego umiejętność improwizowania jest prawdziwą sztuką i każdy akt tego przedstawienia powinien się kończyć happy endem, i to w najlepszej do przewidzenia formie.
Konrad czuł, że myśli sprawnie, logicznie, że jego mechanizm zaczyna rytmicznie pracować. Jednak teraz było inaczej, bo po raz pierwszy zdecydował się zrobić coś, o czym kiedyś nawet by nie pomyślał, i miał pełne poczucie odpowiedzialności za to, co się teraz stanie. Otuchy dodawała mu świadomość, że stoi za nim Wydział. Sara, Lutek, Marcin, M-Irek – musi im powiedzieć wszystko, niech sami zdecydują, czy gotowi są podjąć ryzyko, bo to może być ich ostatnia operacja.
W biurze zaczynał się już poranny ruch i Konrad przerwał rozmyślania. Poszedł do sekretariatu zrobić sobie jeszcze jedną kawę. Wrócił do pokoju i wyjął z sejfu teczkę dotyczącą archiwum NKWD z twierdzy brzeskiej.
Podszedł do drzwi i obrócił na zewnątrz wiszącą na nich pamiątkową tabliczkę z napisem CLOSE YOUR EYES.
Prawie wszyscy wyszli z biura. W piątek, jeśli nie działo się nic specjalnego, kończyli pracę, o której chcieli, choć rzadko wcześniej niż przed siedemnastą.
Konrad zapoznał się dokładnie z zawartością teczki. Zrobił notatki dotyczące wszystkich elementów sprawy, które budziły wątpliwości czy też miały jakiekolwiek znaczenie dla jego dalszych planów. Zobaczył, że Sara krząta się jeszcze w swoim pokoju, zadzwonił do niej i poprosił, żeby przed wyjściem wpadła do niego.
– Skończyłem – oznajmił, gdy tylko weszła. – Nadzwyczaj interesujące! Dam ci materiały w poniedziałek…
– Nie! – przerwała mu w pół zdania. – Daj teraz! Przyjdę w sobotę i niedzielę, to sobie poczytam. Nie zamknęłam jeszcze sejfu…
– Okej! – Konrad przesunął w jej kierunku leżącą na biurku zieloną teczkę. – Też będę jutro w pracy, muszę porozmawiać z M-Irkiem. Lądują o szóstej rano? Tak? – zapytał.
– Tak! – potwierdziła bez wahania. – W takim razie ja też przyjdę. O której będziesz? Marcin odbiera M-Irka z lotniska, więc mogą tu być około siódmej. Umawiamy się na ósmą?
– Świetnie! – odpowiedział z widocznym zadowoleniem, bo nie miał sumienia wzywać jej w sobotę do pracy. – To się nawet dobrze składa. Omówimy pewien element naszej sprawy, o którym napomknąłem ci wczoraj.
Przysiadł swoim zwyczajem na biurku, odchylając się nieco do tyłu i podpierając rękami. Sara lubiła tę jego pozycję i nieraz się zastanawiała, w jakim filmie ją podpatrzył.
– Ale jest jeszcze coś, co musimy szybko załatwić… – Zamyślił się na moment, przymknąwszy powieki. – Mówiłaś, że Travis chce się pilnie zobaczyć. Kiedy możesz wywołać to spotkanie?
– Choćby i zaraz! Pytanie… kiedy będzie mógł wyjechać z Mińska? Jeśli wszystko dobrze pójdzie i nic mu nie przeszkodzi, to pewnie w Moskwie stawi się już w… kilka dni. Jest jeszcze problem mojej wizy… czy mi ją wydadzą do tego czasu. Mogę jechać na paszporcie dyplomatycznym, ale to jest ostateczność. – Sara patrzyła na Konrada, oczekując jego decyzji, pewna, że spotkanie z Travisem musi być elementem jego planu, którego jeszcze nie znała.
– Tak, tak, Saro… dobrze myślisz! Travis jest mi potrzebny do naszej roboty w Brześciu – powiedział to tak, że Sara roześmiała się na głos. – Co cię tak śmieszy? Coś nie tak?
Konrad był szczerze zdziwiony, a Sara, wciąż się śmiejąc, z niedowierzaniem pokręciła głową.
– Wywołaj spotkanie, ale nie do Moskwy, bo mam złe przeczucia, tylko do Kijowa. Tam jest bezpieczniej! Pojedziesz sama, bez zabezpieczenia. Absolutnie nie odnotowuj tego spotkania w dokumentach Travisa. W Wydziale też nikt nie może wiedzieć, że wyjeżdżasz na robotę. Rozumiesz?
Konrad mówił składnie, cicho i szybko. I choć nawet się nie domyślała,