Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz страница 26

Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

kubek.

      – Nic nie mogę zrobić – oznajmił aplikant. – Ale gdyby chodziło tylko o jego obecność, nie byłoby problemu.

      – A o co chodzi?

      – Langer chce, żebym…

      – Wszystko, co zaczyna się od „Langer chce”, brzmi jak preludium apokalipsy.

      – Dasz mi skończyć?

      – Tak. Chciałem tylko zaznaczyć tę myśl. Wydała mi się dobra.

      – Była okej – przyznał Kordian. – A Langer chce, żebym udupił Chyłkę.

      Kormak zawiesił wzrok na rozmówcy i przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby dostał obuchem. W końcu pokręcił głową.

      – Co to konkretnie ma znaczyć? – zapytał.

      – Że mam ją zniszczyć.

      – To już moment, w którym mogę się roześmiać?

      – Piotr chce, żeby odsunąć ją od sprawy. Najlepiej w taki sposób, żeby już do niej nie wróciła.

      – Ty masz zniszczyć Chyłkę?

      Kordian spuścił wzrok. Rzeczywiście, brzmiało to jak niezbyt dobry żart starego kabareciarza, który śmieszył kilkanaście lat temu, a w pewnym momencie przegapił powstanie YouTube’a i wejście stand-upu do Polski.

      – Powodzenia – powiedział Kormak. – Będziesz jak Dolcan Ząbki w meczu przeciwko Barcelonie albo Realowi.

      – Nie wiedziałem, że interesujesz się piłką.

      – Nie interesuję się. Zasłyszałem gdzieś.

      – Mhm – odparł pod nosem Oryński. – I nie powiedziałem, że mam zamiar cokolwiek robić w tej sprawie.

      – Nie, nie powiedziałeś.

      – Ale?

      – Nie wspomniałem o żadnym „ale”.

      – Tyle że wisi w powietrzu.

      – No dobra – przyznał Kormak i zaczerpnął tchu. Położył dłonie na biurku i rozsiadł się niczym Don Vito Corleone. – Jest ale. Ale sprowadza się do tego, że robisz to, co każe kancelaria. A kancelaria zrobi to, co każe klient. Klient natomiast…

      – Dobra, dobra.

      – Ostatecznie zatańczysz tak, jak Langer ci zagra. Nawet jeśli będzie to marsz żałobny.

      W tym wypadku należało uznać, że rzeczywiście tak będzie. W głowie rozbrzmiał mu cicho Marcia funebre z Sonaty b-moll. Przypuszczał, że nie był jedynym prawnikiem, który przeżywał takie rzeczy przed konfrontacją z Joanną.

      Dopiero teraz na dobrą sprawę uświadomił sobie, że naprawdę czeka go walka z dawną patronką. Bez względu na to, co będzie działo się w postępowaniu przed sądem karnym, sprawa cywilna była już w toku. W końcu dwoje prawników stanie naprzeciw siebie na sali sądowej i Kordian nie mógł się łudzić, że Chyłka zastosuje taryfę ulgową. Z pewnością wytoczy najcięższe działa i zrobi wszystko, by wygrać.

      On musiał przyjąć tę samą taktykę.

      Spojrzał na Kormaka, a ten odchrząknął.

      – Nie przyszedłeś tu przegadać tę sprawę, co? – zapytał chudzielec.

      – Nie.

      – Więc naprawdę mam szukać na nią brudów?

      – Tak.

      – Wiesz, że…

      – Wiem, że nigdy nie grzebałeś w jej przeszłości – uciął Oryński. – Ani ty, ani nikt inny. Ale sam fakt, że tak zaciekle strzegła dostępu do swojego życia, każe sądzić, że możemy znaleźć coś przydatnego.

      Przez moment obaj milczeli, nie patrząc na siebie.

      – Jesteś pewien, że chcemy to zrobić? – upewnił się Kormak. – Może nie być odwrotu.

      – Jestem pewny – odparł aplikant. – Ona zrobiłaby dokładnie to samo.

      Podniósł się i ruszył w kierunku drzwi. Zatrzymał się przed progiem i obejrzał przez ramię.

      – Znajdź mi coś – powiedział.

      – W porządku.

      Chudzielec silił się na lekki ton, ale bezskutecznie. Kordian zmrużył oczy i przyjrzał mu się. Było oczywiste, że nie chce działać przeciwko starej znajomej, ale prawnik dostrzegł coś jeszcze. Przez moment się zastanawiał.

      – Już coś masz – zauważył.

      – Absolutnie nie.

      – Nie opowiadaj bzdur – odparł Oryński, wracając na poprzednie miejsce.

      – Nie opowiadam. Wiesz dobrze, że podczas naszej znajomości Chyłka nie zająknęła się słowem na temat swojego życia przed tym, jak…

      – Skończ pierdolić, Kormaczysko.

      Szczypior zrobił wdech i mimowolnie przytrzymał powietrze w płucach. Potem wypuścił je ze świstem i zgarbił się. Poprawił niewielkie okulary, jakby szukał dobrego ułożenia, po czym ściągnął je i położył na biurku.

      – Sporo pije – oznajmił.

      – To akurat nic nowego.

      – Nie… tym razem to naprawdę sporo.

      – Czyli ile?

      – Nie wiem, ale ilekroć ją odwiedzałem, była w stanie nieważko…

      – Widywałeś się z nią?

      Kordian poczuł się dziwnie. Był przekonany, że embargo, które nałożyła Joanna, rozciągało się na wszystkich pracowników kancelarii. Tymczasem znalazł się jeden, który miał specjalne względy. Aplikant poczuł ukłucie zazdrości, ale też zawodu. Szybko odsunął od siebie te myśli. W tej sprawie nie było miejsca na emocje.

      – No? – zapytał Oryński. – Bywałeś u niej?

      – Kilka razy.

      – I?

      – Co „i”?

      – Rozmawialiście?

      – Przestań zadawać imbecylne pytania – mruknął Kormak. – Oczywiście, że rozmawialiśmy.

      – O czym?

      – O tym, o czym konwersuje dwoje normalnych ludzi. Powinieneś

Скачать книгу