Deniwelacja. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Deniwelacja - Remigiusz Mróz страница 12

Deniwelacja - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

i Wadryś-Hansen podeszli do prokuratora.

      – Ert eger – odczytał Edmund, a potem spojrzał na Dominikę. – Co to znaczy? Imię? Nazwisko?

      – Może.

      – Jeśli tak, to imię brzmi Robert – odezwał się Aleks. – Przy nazwisku też zdaje się brakować dwóch, góra trzech liter.

      Dominika przyjrzała się grubej czarnej kresce, która przesłaniała część słowa. Gerc mógł mieć rację. Podeszła jeszcze bliżej, ale nie liczyła na to, że uda jej się dostrzec coś więcej. Przypuszczała, że nawet technikom ta sztuka się nie powiedzie. Forst użył grubego niezmywalnego markera, a wcześniej z pewnością zadbał o to, by pisać czymś odpowiednio miękkim, niepozostawiającym śladów mechanoskopijnych.

      Znał się na rzeczy. I musiał wiedzieć, że prędzej czy później ktoś wejdzie do jego mieszkania.

      Wadryś-Hansen oderwała wzrok od kartek i powiodła wzrokiem dokoła. Od kiedy stało puste? Biorąc pod uwagę stęchliznę i złogi kurzu, należało uznać, że Wiktora nie było tutaj od dobrych kilku miesięcy, być może pół roku.

      Współgrało to ze wszystkim, co wiedziała.

      – Naprawdę nie rozumiem – bąknął Osica.

      Popatrzyła na niego z niewypowiedzianym pytaniem w oczach.

      – Tego wszystkiego – dodał, rozkładając ręce. – Co to ma znaczyć? Prowadził jakieś samozwańcze dochodzenie? Starał się coś lub kogoś namierzyć? Układał jakiś scenariusz?

      Gerc nie odzywał się, ale nie musiał. Oboje wiedzieli, że z jego punktu widzenia właśnie ta ostatnia koncepcja była właściwa.

      – Trzeba będzie to wszystko odtworzyć – zauważył.

      – O ile to możliwe – zastrzegł Osica.

      – Musi być. Jeśli trzeba, zamknę tu grupę techników i nie wypuszczę, dopóki nie poskładają tego w logiczną całość.

      Dominika przypuszczała, że w takim układzie pechowcy siedzieliby tu nad wyraz długo. Notatki Forsta sprawiały chaotyczne wrażenie. Na dobrą sprawę mogłaby to powiedzieć, nawet gdyby Wiktor nie pozacierał informacji.

      Osica przechadzał się od jednej ściany do drugiej, kręcąc głową i mrucząc coś pod nosem. Raz po raz bezradnie rozkładał ręce.

      – Czego on szukał, do jasnej cholery? – burknął.

      Aleksander stanął mu na drodze.

      – Sposobu na to, jak zamordować te kobiety.

      – Absurd.

      – Doprawdy? – odparł prokurator. – Więc ten timing to tylko przypadek?

      – Jaki znowu timing…

      – W jednym czasie odnajdujemy trupy w dwóch różnych miejscach, jedyny trop prowadzi do Forsta, a w dodatku okazuje się, że ten wrócił do Zakopanego po tym, jak rzekomo na dobre znikł.

      Edmund syknął z dezaprobatą.

      – Nie miał obowiązku meldować nikomu, gdzie przebywa.

      – Ani tłumaczyć się z tego? – spytał Gerc, rozglądając się. – Nie, nie miał obowiązku. Ale to się zmieni, kiedy tylko zaczniemy odkrywać więcej.

      Osica przez moment wyglądał, jakby miał zamiar przyłożyć rozmówcy. Zamiast tego nabrał jednak głęboko tchu, wyraźnie szukając sposobu, by się uspokoić.

      – Powtórzę po raz ostatni – podjął. – Nic nie wskazuje na to, żeby miał coś wspólnego z ofiarą na placu budowy.

      – Nic oprócz celowej kontaminacji miejsca przestępstwa.

      – Nie on jeden ma wystarczającą wiedzę.

      – Ale on jeden pojawia się w tej sprawie.

      Dominika odchrząknęła i gniewnie ściągnęła brwi, czekając, aż kłócący się mężczyźni skierują na nią wzrok. Żaden z nich nie miał jednak zamiaru tego robić. Przeciwnie, patrzyli sobie w oczy, wzajemnie wyzywając się do konfrontacji.

      – Dosyć tego – powiedziała. – Na gdybanie będzie czas, kiedy zbierze się grupa śledcza.

      – Nie ma sensu jej powoływać – odparł Osica. – Lepiej od razu skompletować członków sądu kapturowego.

      – Panie inspektorze…

      – Skończmy z tymi bzdurami i od razu wydajcie wyrok skazujący. Szkoda czasu na śledztwo.

      – Ma pan rację – zauważył Gerc. – Oczywiste nie wymaga dowodów.

      Tym razem Dominika miała ochotę zaapelować do swojego towarzysza. Ostatecznie uznała jednak, że robiłaby to na przemian względem niego i Osicy. Westchnęła, dochodząc do wniosku, że pora działać.

      Podeszła do Gerca, wzięła go za rękę i skonsternowanego poprowadziła do korytarza.

      – Co ty…

      – Zamknij się na moment, Aleks.

      Uniósł brwi ze zdziwieniem.

      – I zostaw mnie z nim samą.

      Zatrzymał się w półkroku.

      – Nie ma mowy – zaoponował. – Stary milicyjny sukinsyn zaraz zacznie zacierać ślady.

      – Niczego takiego nie zrobi.

      – Nie? Wiesz dobrze, że krył już Forsta. A oprócz tego ukształtowały go zasady PRL-u, czy raczej ich brak. Nie pozwolę, żeby…

      – Zaufaj mi.

      Zanim zdążył odpowiedzieć, pociągnęła za klamkę, a potem wskazała wzrokiem klatkę schodową.

      – Ale…

      – Daj mi kwadrans, Aleks. I sprawdź w tym czasie, co wiedzą sąsiedzi.

      – Posłuchaj…

      – Wezwij techników, niech zaczną ściągać materiał z klatki – kontynuowała. – Wiesz dobrze, że możemy znaleźć tu znacznie więcej niż w samym mieszkaniu. Nawet jeśli Wiktor opuścił je kilka miesięcy temu.

      Gerc przez moment milczał.

      – Więc zakładamy, że Forst rzeczywiście ma coś wspólnego z zabójstwami? – spytał, jakby nie dowierzał, że Wadryś-Hansen może przyjąć taką hipotezę.

      – Na pewno ma.

      Zmarszczył czoło.

      – Świadczy o tym

Скачать книгу