Deniwelacja. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Deniwelacja - Remigiusz Mróz страница 16

Deniwelacja - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

kiedy może prowadzić do ciekawych wniosków.

      Wiktor pokiwał głową, uznając, że najlepiej będzie, jeśli nie wda się w dyskusję. Nie czuł się dobrze na terytorium mętnych rozważań, na które starał się wprowadzić go Siergiej. Wiedział, że jedno złe słowo, przywołanie niewłaściwej opinii lub uznanie za prawdę czegoś, co ruski boss traktował jako bzdurę, może okazać się niebezpieczne.

      Forst zdał sobie sprawę, że jego egzystencja będzie jak wydmuszka. I to nie tylko jeśli chodziło o fikcyjną tożsamość. Jego przeżycie stanie się tak delikatną kwestią, że będzie mogło pęknąć przy najmniejszym zawirowaniu.

      Jakby na potwierdzenie tej myśli Siergiej uniósł kij, po czym z impetem opuścił go na brzuch ofiary. Mężczyzna jęknął cicho. Był umęczony do tego stopnia, że nie miał już siły skomleć.

      Wiktor doskonale pamiętał, jak to jest.

      – Nie wiesz, o jakich wnioskach mówię – zauważył Bałajew.

      Forst popatrzył na niego pytająco.

      – Kiedy wspominam o tym, jak istotne jest pochodzenie – dodał Rosjanin.

      Najwyraźniej testowanie go jeszcze się nie zakończyło. Wiktor wziął dwukrotne poklepanie po plecach za sygnał, że został zaakceptowany, ale widocznie się pomylił.

      Potarł szczecinę na głowie.

      – Nie, nie wiem – przyznał. – Wolę skupiać się na przyszłości, bo życie toczy się naprzód, nie do tyłu.

      – Tyle że nie potoczy się, jeśli nie wiesz, skąd wyruszyło.

      Wiktor dopiero teraz uświadomił sobie, że to nie jest zwyczajna gadanina. Siergiej dążył do czegoś konkretnego.

      A w jego głosie po raz pierwszy zabrzmiał niewypowiedziany zarzut.

      – Ja wiem, gdzie twoje zaczęło swój bieg – dodał Rosjanin. – Komisarzu Forst.

      Zanim Wiktor się zorientował, zobaczył główkę wilsona przed oczami.

      9

      Mina Osicy właściwie mówiła wszystko, a jednocześnie nie mówiła nic. Wadryś-Hansen starała się ponaglić inspektora, ale ten najwyraźniej czerpał satysfakcję z odwlekania wyjaśnień.

      – Powie mi pan, w czym rzecz?

      – W tym, że to dziewięć cyfr. Numer telefonu.

      – Przypuszczalnie – przyznała. – Ale wie pan, ile kombinacji jest możliwych przy trzech zamazanych?

      – To zależy.

      – Wszystko zależy, ale…

      – Proszę spojrzeć – wpadł jej w słowo, podsuwając kartki.

      Jeszcze raz przesunęła wzrokiem po liczbach. 4. 37821. Nawet jeśli był to numer czyjejś komórki, możliwości było zbyt wiele, by łudzić się, że uda im się dotrzeć do czegokolwiek konkretnego. A mimo to Edmund sprawiał wrażenie, jakby trafił na żyłę złota.

      – Nie rozumie pani?

      – Nie. Ale pan najwyraźniej tak.

      Pokiwał ochoczo głową.

      – Czwórkę na początku ma tylko jeden operator.

      – I?

      – P4, czyli właściciel sieci Play.

      – Rozumiem, panie inspektorze, ale co nam to daje?

      – To, że oni dysponują tylko jednym prefiksem.

      – To znaczy?

      – 450 – odparł z satysfakcją Osica. – Żaden inny nie zaczyna się od cyfry cztery.

      Dominika uniosła brwi. Nie miała pojęcia, że tak jest, ale pewność w głosie inspektora kazała przyjąć, że ma rację. Z pewnością orientował się w temacie lepiej niż ona, w końcu policja dzień w dzień miała styczność z bilingami, kradzionymi numerami, nielegalną rejestracją kart SIM czy pozaprawnym obrotem telefonami komórkowymi.

      – Gdyby Forst o tym wiedział, zapewne postarałby się bardziej.

      Spojrzała na samoprzylepne kartki.

      – Dzięki temu, że jest ignorantem, mamy niemal cały numer – dodał Osica. – 450. 37821. Brakuje tylko jednej cyfry po prefiksie. I nie trzeba Pitagorasa, żeby obliczyć, że możliwości jest dziewięć.

      Nie tracili czasu. Edmund natychmiast zlecił swoim ludziom ustalenie, do kogo należą numery znajdujące się w puli. Już kilkanaście minut później okazało się, że istnieje tylko jedna kombinacja, która została przypisana abonentowi. Sieć nie chciała jednak udostępnić jego danych.

      Dominika zdecydowała, że pojedzie z inspektorem do lokalnego przedstawicielstwa firmy, Gerca zaś oddelegowała do czuwania nad sekcją zwłok odnalezionych kobiet. Właściwie wolałaby go mieć przy sobie, stanowił bowiem personalny odpowiednik tarana, ale obawiała się, że nie zniosłaby kolejnych starć prokuratora z Osicą.

      Mondeo komendanta sprawiało wrażenie, jakby miało się rozkraczyć jeszcze przed Krupówkami. Silnik zachowywał się, jakby pracował na zbyt niskich obrotach, na granicy zgaśnięcia. Wadryś-Hansen żałowała, że nie przyjechała do Zakopanego swoim autem.

      – Wydaje się pani spięta.

      – Raczej zaintrygowana dźwiękami silnika.

      Edmund poklepał deskę rozdzielczą, przywodząc na myśl właściciela poczciwego zwierzaka, który chce okazać milusińskiemu swoje serdeczne uczucia i przywiązanie.

      – Ma swoje humory.

      – Najwyraźniej.

      – Czasem po prostu muszę trochę zwolnić. Ale przecież nigdzie nam się nie spieszy, prawda?

      Skinęła głową. Przedstawiciel sieci jechał z Krakowa, do Zakopanego dotrze zapewne najwcześniej za jakieś półtorej godziny. Do tego czasu jeden z pracowników miał przekazać im wszystko, co firma mogła zdradzić bez sądowego nakazu.

      Ale czy mogło to być coś konkretnego? Realnie pomocnego?

      Dominika obawiała się, że nie. Chodziło przede wszystkim o to, by ugłaskać organy ścigania i nie robić sobie wrogów w policji czy prokuraturze. Żadnej firmie nie zależało na czarnym PR-ze, który wiązał się z ujawnianiem danych abonentów.

      – Będą kluczyć jak Apple – mruknęła Wadryś-Hansen.

      – Słucham?

      – Kazus strzelca z San Bernardino.

      Dominika nie zauważyła w oczach Osicy zrozumienia.

      – FBI

Скачать книгу