Deniwelacja. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Deniwelacja - Remigiusz Mróz страница 18

Deniwelacja - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

nie osiągnie.

      – Mówi Dominika Wadryś-Hansen – odezwała się.

      – Kto?

      – Nie kojarzy pan?

      Nie miał prawa kojarzyć, ale właściwie chodziło tylko o to, by mówił jak najdłużej. Dominika miała nadzieję, że dzięki temu albo rozpozna głos, albo sprawi, że rozmówca się rozkręci.

      Tymczasem usłyszała cichy, krótki, mechaniczny sygnał. Spojrzała zdezorientowana na Osicę.

      – Rozłączył się – oznajmiła, opuszczając rękę.

      Edmund popatrzył na telefon.

      – Odebrał jakiś facet?

      – Tak – potwierdziła.

      – Niech pani zadzwoni jeszcze raz.

      Wybrała numer, ale tym razem od razu włączyła się automatyczna poczta głosowa. Wadryś-Hansen przez moment rozważała, czyby się nie nagrać, ale na dobrą sprawę nie miało to sensu. Co mogłaby powiedzieć? Żeby mężczyzna skontaktował się z nią jak najszybciej?

      Nie rozłączył się bez powodu. I tym bardziej bez przyczyny nie wyłączył komórki.

      – I nic?

      Pokręciła głową.

      – Nie ma sygnału?

      – Nie. Od razu zgłasza się poczta.

      – Może telefon mu się rozładował.

      – Akurat teraz? – spytała z powątpiewaniem. – Nie. Ktokolwiek jest właścicielem tego numeru, najwyraźniej nie ma zamiaru rozmawiać z nieznajomymi.

      – Aż do tego stopnia, żeby wyłączać komórkę? To chyba przesada.

      Mogła zgodzić się z Osicą, ale nie odezwała się słowem. Spojrzała na telefon, a potem spróbowała jeszcze raz. Efekt był taki jak poprzednio.

      – Jeśli nie chcę z kimś rozmawiać, zazwyczaj po prostu to oznajmiam – zauważył Edmund. – Ewentualnie po prostu nie odbieram lub odrzucam. Ale…

      – Nie pan jeden.

      – Więc dlaczego ten człowiek zwyczajnie tego nie zrobił?

      – Nie wiem.

      Nie miała zamiaru snuć hipotez, gdy nie było na czym ich oprzeć. Wybrała kolejną kombinację, po czym wypróbowała pozostałe. Szybko przekonała się jednak, że jedynie numer z trójką był przypisany do abonenta.

      Wymienili się z Osicą bezsilnymi spojrzeniami.

      – Rozumiem, że to nie Forst odebrał? – spytał inspektor.

      – Nie.

      – Jest pani pewna?

      – Absolutnie – zapewniła. – I jestem też pewna, że nigdy wcześniej tego głosu nie słyszałam.

      Edmund wyciągnął paczkę viceroyów i otworzywszy ją, skierował w stronę Dominiki. Ta zbyła tę propozycję milczeniem.

      – I on też pani nie rozpoznał? – dodał Osica z papierosem w ustach.

      – Zamieniliśmy raptem dwa słowa.

      – Z samego tonu może pani to wywnioskować.

      – A więc wnioskuję, że nie. Nie wydawało się, że mnie zna.

      Przez kilka chwil trwali w milczeniu, a Wadryś-Hansen przyglądała się smugom dymu, które wypuszczał inspektor. Wokół życie biegło normalnie, turyści przechadzali się niespiesznie Krupówkami, wodząc wzrokiem po szyldach restauracji i szukając okazji, by za jak najmniej napełnić żołądek jak najbardziej. Gdzieś z oddali dobiegało nawoływanie pracownika jednej z knajp, który zapraszał na domowe obiady.

      Dominika miała wrażenie, że znajduje się w innym, surrealistycznym świecie.

      Co to wszystko miało znaczyć? Pusty pokój oklejony żółtymi kartkami, numer telefonu nieznanego mężczyzny, a w dodatku koszula Forsta na jednej z ofiar?

      Uznała, że najwyższa pora się z nim skontaktować. Problem stanowił jedynie Osica, którego musiała się pozbyć. Namyślała się przez moment.

      Nie, inspektor nie był jedynym problemem. Nie bez powodu skasowała wszystkie SMS-y od Forsta, łącznie z tym, który dostała stosunkowo niedawno. Wiedziała, że jeśli Wiktorowi zostaną postawione zarzuty, jego bilingi staną się przedmiotem zainteresowania służb. Każdy kontakt z nim mógł okazać się dla niej tragiczny w skutkach.

      Tak wyglądała jedna strona medalu. Druga sprowadzała się do tego, że w tej chwili Dominika nie miała wielkiego wyboru.

      Szybko napisała SMS. Osica o nic nie pytał, najwyraźniej uznał, że kontaktuje się z kuzynką lub inną osobą opiekującą się dziećmi w Krakowie.

      Wysłała wiadomość, a potem schowała telefon do torebki, jakby nigdy nic.

      – Chyba pozostaje nam przepychanka z operatorem – zauważył Edmund.

      – Chyba tak.

      Ruszyli niespiesznie w stronę Kościuszki, oboje zdając sobie sprawę z tego, że i tak przyjdzie im jeszcze trochę poczekać w salonie. Osica tęsknie popatrzył na mijaną Stek Chałupę i Wadryś-Hansen przez moment obawiała się, że za chwilę dostanie propozycję, by coś zjedli.

      Zamiast tego jednak usłyszała pytanie.

      – Co może pani o nim powiedzieć?

      – Słucham?

      – O właścicielu numeru.

      – Niewiele. Słyszał pan niemal całą rozmowę.

      – W jakim był wieku?

      – Trudno stwierdzić – odparła, a potem westchnęła. – Miał koło czterdziestki, może pięćdziesiątki. Raczej nie mniej.

      – Uprzejmy? Opryskliwy?

      – Neutralny, panie inspektorze – powiedziała z nadzieją, że skończą temat. Nie było sensu snuć teraz rozważań. Kiedy zbierze się grupa śledcza, Dominika i tak wszystko powtórzy. Choć „wszystko” w tym przypadku było niemalże synonimem słowa „nic”.

      Kiedy dotarli do salonu, oboje musieli przyznać, że najwyraźniej zagalopowali się w swoim czarnowidztwie. Pracownik zapewnił, że szef regionu przekaże im wszystkie informacje, jakich potrzebują.

      – To ma związek z tymi ciałami pod Giewontem, prawda? – zapytał. – I z tym przy Orkana?

      Żadne nie odpowiedziało, co właściwie było potwierdzeniem, że tak w istocie

Скачать книгу