Deniwelacja. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Deniwelacja - Remigiusz Mróz страница 15

Deniwelacja - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

podjął decyzję. Zaryzykuje.

      – Pełny pęcherz – odparł.

      – Co?

      – Fakt, że muszę się…

      Wiktor urwał, kiedy rozmówca zaśmiał się w głos. Odetchnął w duchu, uznając, że najwyraźniej robienie z siebie wybitnego intelektualisty nie wadzi w docenieniu prostego, męskiego żartu.

      Kamienna maska znikła. Wraz z nią z oczu Siergieja wyparowała srogość i podejrzliwość. Poklepał Forsta po plecach, jakby był starym dobrym znajomym.

      – Słusznie, Krieger – powiedział. – Z tym nie da się polemizować.

      Wiktor potwierdził ruchem głowy. Nie odpowiedział uśmiechem, nie miał zamiaru spoufalać się z człowiekiem, dla którego będzie pracować. Nie chciał uchodzić za jednego z lizusów, których w organizacji Bałajewa z pewnością było na pęczki.

      Planował zajmować się poważnymi rzeczami. A żeby to robić, musiał jawić się jako poważny człowiek.

      – Zadawałem to pytanie wielu osobom – dodał Siergiej. – Nikt nie udzielił mi tak rudymentarnej odpowiedzi.

      – Mhm.

      – Świadczy to o tym, że albo jesteś wyjątkowo głupi, albo wyjątkowo rozgarnięty.

      Forst milczał.

      – Jak sądzisz, która wersja jest słuszna?

      Znów pytanie sprawdzające? Czy może po prostu próba nawiązania rozmowy? Na dobrą sprawę Wiktor dopiero teraz uświadomił sobie, jak trudnego zadania się podjął. Będzie musiał uważać nie tylko na każdy swój krok, ale także każde słowo i gest.

      Owszem, ci ludzie nie trudnili się zabójstwami na zlecenie, nie porywali bogaczy i nie żądali okupów. W swojej działalności trzymali się z dala od niebezpiecznych sfer. Nie oznaczało to jednak, że nie mieli na sumieniu całego korowodu ofiar.

      Forstowi nie udało się nawet oszacować, ilu ludziom Siergiej kazał odebrać życie. Jedno było jednak pewne – nie miał żadnych zahamowań przed tym, by swoich przeciwników po cichu usuwać.

      Wiktor przypuszczał, że Rosjanin nieprzypadkowo zajął się inwestycjami na rynku nieruchomości. Wielkie place budowy i fundamenty monumentalnych osiedli były idealnymi lokalizacjami do ukrycia ciał.

      Otarł pot z czoła. Nie miał zamiaru pozwolić na to, by jedno z takich miejsc stało się dla niego cmentarzem.

      – Nie mnie to oceniać – odparł. – Ale jeśli miałbym wybierać, wolę być mądrym głupcem niż głupim mędrcem.

      Bałajew uniósł brwi.

      Potem znów poklepał Forsta po plecach i wskazał przed siebie. Ruszyli powoli w kierunku kępy krzewów w oddali, za którą w górę pięło się kilkanaście palm. Po chwili Wiktor dostrzegł zaparkowany tuż obok meleks.

      A przed nim leżącego na ziemi mężczyznę. Dwóch innych siedziało w pojeździe.

      Kiedy Wiktor i Siergiej do nich podeszli, jeden z nich sięgnął do torby, po czym podał Bałajewowi kij golfowy.

      – Wilson Staff FG Tour – powiedział Rosjanin. – Najlepszy wedge, jakim grałem. Idealny do wybijania z trudnych miejsc.

      Wiktor popatrzył na główkę, a potem przeniósł wzrok na mężczyznę leżącego przy pojeździe.

      – Ponadto świetnie podkręca – dodał Siergiej, obracając kij w dłoni. Następnie spojrzał w to samo miejsce co Forst. – Ale dla niego to nie ma znaczenia. Musi martwić się jedynie tym, kto i jaki zamach weźmie.

      Twarz nieznajomego była zalana krwią do tego stopnia, że Wiktor nie mógł dojrzeć bieli w jego oczach. Dyszał ciężko, chrapliwie, jakby miał za moment pożegnać się z tym światem. Być może rzeczywiście tak było.

      Bałajew jeszcze przez chwilę ważył wilsona w dłoni.

      – To Polak – oznajmił.

      Forst skinął głową z obojętnością. Był przygotowany na to, że spotka tutaj wielu rodaków. W szeregach organizacji Siergieja było ich może nawet więcej niż samych Rosjan.

      Początkowo obawiał się, że może zostać rozpoznany. Pojawiał się wszakże w telewizji, przez pewien czas nawet w głównych, wieczornych wydaniach wiadomości. Raz czy dwa drukowano jego zdjęcia także na pierwszych stronach dzienników.

      Gęsta broda i ogolona na łyso głowa powinny jednak zrobić swoje. Zresztą nie ludzka pamięć martwiła go najbardziej. Znacznie bardziej niebezpieczne było trafienie na celownik służb i porównanie w bazie gromadzącej dane biometryczne.

      Przynajmniej tak sądził do pewnego czasu. Potem zaczął rozeznawać się w temacie i odkrył, że algorytmy porównawcze sprowadzają się w dużej mierze do analizowania symetrii twarzy, nasady nosa oraz owalu głowy. Wszystkie te trzy elementy różniły jego nowe wcielenie, Roberta Kriegera, od Wiktora Forsta. Po raz pierwszy były komisarz był wdzięczny losowi za to, co go spotkało w przeszłości.

      Gdyby Siergiej lub ktokolwiek z jego świty dowiedział się, kim w rzeczywistości jest nowo zatrudniony członek organizacji, z pewnością Forst szybko skończyłby tak, jak nieznajomy mężczyzna leżący przy meleksie.

      – Nie masz nic przeciwko? – odezwał się Bałajew.

      – Przeciwko czemu?

      – Że moi ludzie skatowali twojego rodaka?

      – Nie.

      Rosjanin przyjrzał mu się uważnie.

      – Może to nazwisko jednak mówi o tobie więcej, niż sądziłem?

      Forst zmarszczył lekko czoło.

      – Może jednak płynie w tobie niemiecka krew?

      – Nic mi o tym nie wiadomo.

      Siergiej przez moment się zastanawiał, po czym skwitował swoje myśli wzruszeniem ramion.

      – Ślady przeszłych pokoleń się zacierają – oznajmił. – Krew się miesza, a im dalej w przeszłość, tym mikstura staje się bardziej jednolita. Rzekomo wszyscy pochodzimy od tego samego ludu indoeuropejskiego.

      – Rzekomo tak.

      – Rzekomo? Masz inne pojęcie o etnogenezie Słowian?

      – Nie.

      – Szkoda – odparł cicho Bałajew, wciąż obracając kij. – Lubię podyskutować na ten temat, szczególnie że co rusz pojawiają się nowe teorie.

      Rosjanin zbliżył się do ledwo zipiącego człowieka. Stanął nad nim, przekrzywił głowę, a potem przytknął końcówkę kija do skroni mężczyzny. Naparł na niego lekko.

      – Ty

Скачать книгу