Deniwelacja. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Deniwelacja - Remigiusz Mróz страница 13

Deniwelacja - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

wiem, jakim jest człowiekiem. Dobrze go poznałam, ty zresztą też.

      – Tym bardziej należy uznać, że mógł…

      – Co, Aleks? – przerwała mu, podchodząc bliżej. – Naprawdę sądzisz, że byłby do czegoś takiego zdolny?

      – Tak.

      – W takim razie powinieneś się przebadać.

      Nie wyglądał na urażonego. Nic dziwnego, nigdy nie był specjalnie lubiany i zapewne na co dzień musiał nasłuchać się znacznie gorszych sugestii i inwektyw.

      – Nie, nie powinienem. Ale Forst jak najbardziej – odparł poważnym, rzadko spotykanym u niego tonem. – Po tym wszystkim, co przeszedł, jego psychika właściwie nadaje się do wymiany.

      Dominika nie odpowiedziała. Nie chciała myśleć o tym pod takim kątem.

      – Zastanów się – dodał Gerc. – Nie twierdzę przecież, że w pełni władz umysłowych zaplanował jakiekolwiek morderstwo.

      – Więc co twierdzisz?

      – Że zniszczyło go życie – odparł stanowczo Aleks. – Nigdy nie radził sobie dobrze, nie potrafił się ustatkować, był porywczy w życiu osobistym i zawodowym. W tym drugim nieustannie balansował na granicy dyscyplinarki i…

      – To nic nie znaczy.

      – To nie – przyznał. – Ale wszystko, co działo się potem? Sama powiedz, czy człowiek może zachować zdrowie psychiczne po odsiadce w najpodlejszym rosyjskim więzieniu? Po pobiciach? Po tym, jak cudem uniknął śmierci pod lawiną? Po tym, jak stracił jedyną osobę, na której mu zależało? Jak doprowadził do śmierci Bogu ducha winnej dziewczyny?

      Nie wspomniał przynajmniej o kilku rzeczach, które musiały odcisnąć się piętnem na psychice byłego komisarza. Prawda była jednak taka, że nie musiał.

      – Każdy ma jakąś granicę – dodał Aleksander. – I dobrze wiesz, że on w pewnym momencie dotarł do swojej.

      Powiedziałaby raczej, że ją przekroczył. Ale potem zawrócił.

      – Nie muszę chyba wspominać o alkoholizmie – dodał Aleksander.

      – Nie, nie musisz.

      – O tym, że dawał sobie w żyłę, tym bardziej nie?

      Przytrzymał jej spojrzenie jeszcze przez moment, a potem wycofał się do korytarza. Nie czekał na odpowiedź, zdawał sobie sprawę, że jego argumenty przynajmniej w pewnym stopniu do niej trafiły.

      Oddalił się bez słowa, wyciągając telefon. Dominika zamknęła za nim drzwi, a potem wróciła do pokoju oklejonego kartkami. Słowa Gerca rozbrzmiewały w jej głowie nieznośnym echem.

      Problem z takimi jak Aleks sprowadzał się do tego, że kiedy od wielkiego dzwonu używali spokojnego, rzeczowego tonu, trudno było przejść obojętnie obok tego, co starali się przekazać.

      – Chyba coś mam – odezwał się Osica, wyrywając ją z zamyślenia.

      Potrząsnęła głową i spojrzała na inspektora. Dopiero teraz dostrzegła, że zerwał kilka kartek i ułożywszy je na podłodze, przykucnął obok. To tyle, jeśli chodziło o odpowiednie zabezpieczenie ewentualnego materiału dowodowego.

      Wadryś-Hansen podeszła do Edmunda, ten obejrzał się przez ramię.

      – Co pan znalazł?

      Z zadowoleniem wskazał na kartki.

      – Trop.

      Kucnęła obok, a potem przyjrzała się temu, co dało się odczytać. Trudno było jednak nazwać to strzępkami informacji. Niezamazane fragmenty stanowiły raczej okruchy.

      – Niczego konkretnego tutaj nie widzę.

      – Bo źle pani patrzy.

      Skierowała na niego pytające spojrzenie.

      – Nie ściągnąłem tych kartek ze ścian – powiedział Edmund. – Leżały w rogu pokoju, pozrywane.

      Dominika odetchnęła z ulgą. W całej tej kłopotliwej sytuacji przynajmniej nie musiała martwić się o to, że Osica pościągał ze ścian rzeczy, które powinny na nich zostać. Rozejrzała się. Kawałek dalej leżała kolejna sterta samoprzylepnych kartek. Treść na wszystkich wydawała się jednakowo nieczytelna.

      – Niech pani na moment przymknie oko na to, co napisał – dodał Osica. – I skupi się na tym, co chciał zataić.

      Edmund wskazał na czarna smugę widoczną na kilku fragmentach, które wybrał.

      – Widać, że to jedno pociągnięcie – kontynuował, jednocześnie zaczynając układać kartki obok siebie, jakby starał się dopasować puzzle. – Wyobrażam sobie, że Forst chodził nerwowo po pokoju, mazał to wszystko niedbale, przekonany, że robi to tylko, jak to się mówi, „dla proformy”.

      Przypuszczalnie tak było, uznała w duchu Wadryś-Hansen. Na dobrą sprawę nie miał powodu, by zacierać ślady. Chyba że spodziewał się problemów.

      Ta myśl zaczęła szybko pęcznieć w jej głowie, jakby w ułamku sekundy miała rozsadzić jej umysł. Dominika skupiła się na układanych przez Osicę kartkach.

      – Nie był skrupulatny ani metodyczny – ciągnął inspektor. – Starał się raczej załatwić wszystko jak najprędzej i mieć święty spokój.

      W końcu ułożył fragmenty tak, że czarny zygzak stał się linią. Osica otrzepał dłonie, a potem wskazał na ciąg cyfr, który wyłonił się z tego obrazu. Wydawało się, że dwie lub trzy są zamazane.

      Pierwszą Dominika mogła odczytać bez problemu: 4.

      Pięć ostatnich także: 37821.

      Nie miała pojęcia, co oznaczają. Jeśli jednak szeroki uśmiech Osicy mógł o czymkolwiek świadczyć, musiała uznać, że on dostrzegł w nich coś więcej. Znacznie więcej.

      8

      Forst zostawił samochód na niewielkim placu, który przywodził na myśl raczej wystawę przed targami motoryzacyjnymi niż parking. Oprócz starego opla astry stały tutaj dwa najnowsze modele aston martinów, czerwone lamborghini murciélago, klasyczny jaguar XJ i kilka luksusowych wersji ze stajni BMW i Audi.

      Wiktor spojrzał na opla, a potem na swoje odbicie w szybie. Nie przypominał człowieka, którego przez całe życie widywał w lustrze. Zmienił wygląd najbardziej, jak to było możliwe. I efekt był zadowalający, przynajmniej jeśli chodziło o nierozpoznawanie samego siebie.

      Ściął włosy niemal na zero, jego głowę pokrywała jedynie czarna szczecina. Zarost miał za to długi i gęsty. Właściwie wyglądał nie jak broda, ale jak cień, który padał na połowę jego twarzy. Maskował kilka blizn i częściowo zniekształconą kość szczękową –

Скачать книгу