Nieodnaleziona. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nieodnaleziona - Remigiusz Mróz страница 12

Nieodnaleziona - Remigiusz Mróz Damian Werner

Скачать книгу

zdjęciu z koncertu nie wygląda, jakby ktoś ją do czegokolwiek zmuszał.

      – Może to tylko pozory.

      – Może – przyznała Kliza. – Ten mężczyzna stojący tyłem z pewnością przyjaźnie nie wygląda.

      Możliwości było wiele. Poleciłam Joli jak najszybciej zawęzić ich krąg, po czym wstałam od stolika. Zauważyłam, że Robert podjechał pod Baltic Pipe swoim srebrnym bmw serii 4. Gran coupé wyróżniało się na drodze i trudno było go nie dostrzec – choć i z zamkniętymi oczami wiedziałabym, że to mąż podjechał. Wybiła umówiona pora, a on nigdy się nie spóźniał.

      Pożegnałam Klizę, rzucając jeszcze na odchodnym, by zdecydowała się na prosecco na koszt firmy. Potem wsiadłam do samochodu. Pachniało w nim nowością, mimo że auto miało już ponad rok.

      Popatrzyłam na Roberta, kiedy ten posłał długie spojrzenie stojącemu przy szybie kelnerowi. Pracownik skinął mu głową, po czym się oddalił.

      Mąż odchrząknął.

      – Posłuchaj, Kas…

      – Nie ma o czym mówić – zapewniłam go. – Co było wczoraj, minęło.

      – Jesteś pewna?

      Byłam pewna, ale czegoś zupełnie innego. To, co zrobił Robert, będzie miało przemożne konsekwencje. Zniszczy jego życie, a moje zupełnie zmieni, choć jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy.

      Uznawszy, że cisza z mojej strony jest wystarczającą odpowiedzią, zawrócił i ruszył w stronę naszej willi na nabrzeżu.

      – Jak spotkanie? – zapytał.

      – Kliza jest właściwą osobą.

      Pokiwał głową w milczeniu, wpatrując się w drogę przed nami. Potem zerknął na mnie w sposób, który znałam aż za dobrze.

      – Na Boga, Robert… – jęknęłam. – Nic jej nie powiedziałam. O co mnie podejrzewasz?

      Nie odezwał się.

      6

      Do mieszkania rodziców przy Grottgera wpadłem spocony, zmachany i kompletnie zdezorientowany. Na dobrą sprawę nie wiedziałem nawet, co robię – być może zadziałał jakiś biologiczny mechanizm, który w kryzysowej sytuacji kazał szukać pomocy u rodziców.

      Nie miałem wątpliwości, że zastanę ich w mieszkaniu. Był wprawdzie środek tygodnia, ale od kilku lat oboje byli na emeryturze. Większość czasu spędzali na ponownym czytaniu tych wszystkich książek, które już dobrze znali. Rzadko udawało mi się namówić ich na coś nowego.

      Drzwi otworzyła matka, ale nie zdążyła nawet się odezwać, bo od razu minąłem ją w progu i wpadłem do środka. Nie umknął mi wyraz przerażenia, który przebiegł przez jej twarz.

      – Damian? – zapytała trzęsącym się głosem. – Co się stało?

      Ciężko oddychając, zatrzasnąłem za sobą drzwi i oparłem się o nie plecami. Odgiąłem głowę i zamknąłem oczy.

      Dobre pytanie, pomyślałem.

      Co się stało?

      Zanim uciekłem z mieszkania Blitza, zauważyłem w sypialni zakrwawiony nóż. Ranę na ciele dostrzegłem tylko jedną, tuż pod żebrami. Krew, która pokrywała niemal całe łóżko, sugerowała, że Blitzer dogorywał jakiś czas, być może szukając ratunku. Lub szarpiąc się z napastnikiem i walcząc o swoje życie.

      Wzdrygnąłem się.

      To nie mógł być przypadek. Co do tego nie miałem żadnych wątpliwości.

      Wyglądało na to, że z mieszkania nic cennego nie znikło, w dodatku Blitz nie miał żadnych wrogów. Był powszechnie lubiany, nikomu nigdy nie podpadł, a kobiety, z którymi sypiał i które szybko porzucał, nie wiedziały nawet, gdzie mieszka.

      Zamordował go ten, kto stał za zaginięciem Ewy.

      – Co się stało? – powtórzyła matka.

      Otworzyłem oczy i spojrzałem na nią w momencie, w którym ojciec wyszedł z pokoju, marszcząc czoło.

      – Synu? – odezwał się swoim tubalnym, niskim głosem.

      Zawsze zwracał się do mnie w ten sposób, chyba nigdy nie użył mojego imienia. Początkowo był to jego osobisty protest przeciwko temu, że matka wybrała imię Damian, które bynajmniej mu nie odpowiadało. Potem weszło mu to w nawyk.

      Oboje byli dobrotliwymi, porządnymi ludźmi – i mówiłbym tak o nich, nawet gdyby mnie nie wychowali. Czasem zdawało mi się, że pojęcie czystego zła, tak dobrze rozumiane przez wielu, jest dla nich zupełną abstrakcją.

      Tym trudniej było mi opisać, co się wydarzyło.

      Potrzebowałem dobrej godziny, by to z siebie wydusić. Siedzieliśmy w niewielkim, wypełnionym gratami salonie – i teoretycznie rzecz biorąc, piliśmy herbatę. W praktyce kubki stały na stole, a napoje zdążyły zupełnie ostygnąć, zanim zrobiliśmy pierwszy łyk.

      Na początku rodzice nie dowierzali, potem weszli w fazę zaprzeczenia. Ostatecznie jednak przyjęli to, co się stało, szybciej, niż na ich miejscu zrobiłoby to wiele innych osób. Wiedziałem, z czego to wynika. Byliśmy oswojeni i obyci z tragedią. Po zaginięciu Ewy staliśmy się gotowi na wszystko.

      Była dla nich jak córka, a szczególnie zbliżyli się po tym, jak jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym niecały rok przed atakiem nad Młynówką. Wcześniej w ich relacjach wyczuwało się dystans, może dlatego, że matka i ojciec niespecjalnie dogadywali się z moimi niedoszłymi teściami. Pochodzili z różnych światów – moi rodzice wychowali się w prostych, robotniczych rodzinach, nigdy nie cieszyli się wielkim dostatkiem. Tamtym zaś właściwie się przelewało.

      Los wydarł matce i ojcu Ewę akurat wtedy, kiedy stała się im najbliższa. Byłem przekonany, że przez to zdarzenie wszyscy staliśmy się zahartowani, ale ledwo skończyłem wszystko relacjonować, przekonałem się, że w przypadku jednego z nas wcale tak nie jest. Zebrało mi się na wymioty.

      – Jesteś cały blady – odezwała się matka.

      Czy mogłem spodziewać się innego komentarza? Patrzyła na mnie z głębokim niepokojem, podczas gdy ojciec wbijał puste spojrzenie w ścianę. Przez kilka chwil trwaliśmy w milczeniu.

      – Jezus Maria… – jęknęła, potrząsnęła głową, a potem gwałtownie się podniosła. – Poczekaj, zrobię ci coś do jedzenia. Przecież… nic nie jadłeś, prawda?

      – Tak, ale…

      Poszła do kuchni, a ja wymieniłem się z ojcem krótkim, ale znaczącym spojrzeniem. Obaj powoli zdawaliśmy sobie sprawę z tego, w jak opłakanej sytuacji się znalazłem.

      – Zawiadomiłeś policję? – spytał.

      Pokręciłem

Скачать книгу