Nieodgadniona. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nieodgadniona - Remigiusz Mróz страница 12

Nieodgadniona - Remigiusz Mróz Damian Werner

Скачать книгу

nie widziałem jej na żywo, ale swojego czasu przejrzałem w internecie wszystko, co udało mi się na jej temat znaleźć. Nie mogłem się mylić, to musiała być Jola Kliza.

      Kiedy zrobiłem krok w jej kierunku, w końcu podniosła wzrok. Na moment zamarła, trzymając w pałeczkach rolkę sushi, a ja pomyślałem, że jest tak samo zszokowana moim widokiem jak ja jej.

      Zaraz potem włożyła jednak hosomaka do ust i zaczęła przeżuwać.

      – Hej, Wern – wymamrotała.

      Przyglądałem jej się z niedowierzaniem, podczas gdy ona spokojnym ruchem wskazała mi krzesło naprzeciwko niej.

      – Usiądziesz?

      Potrząsnąłem głową, starając się uporać z wrażeniem całkowitego surrealizmu sytuacji.

      – Co ty tu robisz? – wydusiłem, zajmując miejsce.

      – Wcinam hosomaki z tamago i futomaki z łososiem. I właściwie czekam na ciebie.

      – Zaraz…

      – No dobra, raczej na okazję do rozmowy z tobą. Ale to nie brzmiałoby tak dobrze, prawda?

      Jedna z kelnerek podeszła i podała menu, ale szybko zapewniłem, że niczego mi nie potrzeba. I rzeczywiście tak było. Jedyne, czego chciałem, to odpowiedzi – tymczasem dostawałem wyłącznie kolejne znaki zapytania.

      Popatrzyłem na Klizę, uznając, że mogę odpuścić sobie wszystkie zwyczajowe formułki.

      – To ty zostawiłaś mi tę kasetę? – spytałem.

      – Jaką kasetę?

      – Podpisaną twoim nickiem z RIC.

      Jola nałożyła trochę wasabi na futomaka, a potem sprawnie złapała go między pałeczki.

      – Nie wiem, o czym mówisz.

      – A mnie się wydaje, że doskonale wiesz.

      Uniosła błagalnie spojrzenie i zaczęła przeżuwać. Sprawiała wrażenie, jakby egzystowała w jakiejś innej rzeczywistości, w której Kasandra i Glazur nie zostali właśnie ujęci przez policję.

      Nawet nie chciałem myśleć o tym, co to oznaczało dla Kas. Owszem, należała jej się kara za to, co zrobiła – ale nie za wszystko. Zabójstwo Roberta Reimanna sprawiło, że sprawiedliwości stało się zadość.

      Kasandra trafi za to za kratki, nie było innej możliwości. Śledczy zebrali aż nadto materiału dowodowego, co więcej, mieli moje zeznania. Złożyłem je zaraz po tym, jak Kas mnie okpiła. Byłem wściekły, nie myślałem racjonalnie. I przedstawiłem wszystko tak, by poniosła jak najdotkliwszą karę.

      Wtedy wydawało się to uzasadnione, bo manipulowała mną, jak jej się żywnie podobało. I odnosiłem wrażenie, że teraz to samo starała się robić Kliza.

      – Naprawdę masz zamiar się wypierać? – zapytałem, rozkładając ręce. – Zjawiasz się tutaj akurat w momencie, kiedy Kasandra i Glazur trafiają do aresztu, i chcesz powiedzieć, że…

      – Co takiego? – przerwała mi, odkładając pałeczki. – Jakiego aresztu?

      – Nie słyszałaś?

      Powiodła wzrokiem dookoła, a ja przekonałem się, że jej pewność siebie była jedynie pozorna. Pod tą twardą zewnętrzną skorupą była raczej nieśmiałą dziewczyną, która jakiś czas temu musiała nauczyć się to ukrywać.

      Zerknąłem na zegarek i przekonałem się, że od akcji na placu Wolności minęły dopiero dwa kwadranse.

      – Jak długo tu siedzisz? – zapytałem.

      – Trochę ponad pół godziny – odparła szybko dla porządku, a potem odrzuciła włosy na bok. – Może byś mi wyjaśnił, co się stało?

      – Mógłbym. Ale nie wiem, czy powinienem.

      Spojrzała na mnie z wyrzutem, ale szybko uciekła wzrokiem. Uświadomiłem sobie, że od kiedy wszedłem, za każdym razem patrzyła na mnie tylko przelotnie.

      Oprócz tego uzmysłowiłem sobie jeszcze coś. W gruncie rzeczy Kliza samodzielnie wyciągnęła mnie z kłopotów po zabójstwie Blitza. To ona wyprowadziła mnie za rękę z Opola i sprawiła, że policja nie trafiła na mój trop, w momencie gdy byłoby to dla mnie najbardziej kłopotliwe.

      Tyle że to nie wystarczało, bym jej zaufał. Szczególnie po tym, jak boleśnie utwierdziłem się w przekonaniu, że istnieją tylko dwa powody, dla których nie powinniśmy ufać ludziom. Pierwszy: bo ich nie znamy. Drugi, może ważniejszy: ponieważ ich znamy.

      – Jak do tego doszło? – spytała Kliza. – I kiedy?

      Nie odpowiadałem, wciąż nie potrafiąc podjąć decyzji.

      – Wern?

      Wstałem z krzesła i uniosłem otwarte dłonie.

      – Nie mam pojęcia, co tu się dzieje – powiedziałem. – Ale wiem, że to nie moja sprawa.

      – Poczekaj…

      Chciałem ruszyć w kierunku wyjścia, ale Kliza złapała mnie za rękę. Wyglądała na nieco zażenowaną, ale trzymała mocno. Odniosłem wrażenie, że to zachowanie w jakiś sposób oddaje cały jej charakter.

      – Mówiłeś, że dostałeś kasetę podpisaną moim nickiem?

      – Raczej znalazłem.

      – I myślisz, że to ja ci ją przysłałam?

      Skinąłem niepewnie głową.

      – A nie wpadłeś na to, że ktoś mógł po prostu dać ci wskazówkę, do kogo się zwrócić?

      – To znaczy? – spytałem, kręcąc głową. – Po jaką cholerę ktoś miałby to robić?

      – Nie wiem, bo na razie właściwie nic mi nie wyjaśniłeś. – W końcu puściła moją rękę. – Ale może nadawca podpisał ją moim nickiem, żebyś się ze mną skontaktował?

      Jeszcze przez chwilę zapewniała mnie, że nie wie nic o żadnej taśmie, a ja starałem się przesądzić, czy tak dobrze potrafi grać, czy może jednak mówi prawdę. Jeśli intuicja mnie nie myliła, aktorka z niej żadna. Uznałem, że na razie tyle wystarczy, bym chociaż jej wysłuchał.

      – Okej – odparłem, na powrót zajmując miejsce. – W takim razie wytłumacz mi, co tutaj robisz.

      – Przyjechałam na prośbę Glazura.

      – Co?

      Podniosła pałeczki, obróciła je w dłoni, a potem zmarszczyła czoło.

      – Ty naprawdę o niczym nie wiesz – zauważyła.

Скачать книгу