Faraon wampirów. Bolesław Prus

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Faraon wampirów - Bolesław Prus страница 15

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Faraon wampirów - Bolesław Prus

Скачать книгу

zamknął wszelkie drogi spokoju, wyjąwszy tej, która do Ciebie prowadzi. A jak dziecię stąpać nieumiejące chwyta się szat matki, aby nie upaść, tak mizerny człowiek wyciąga ręce do Twego miłosierdzia i wydobywa się z niepewności.

      Sara umilkła, a książę zamyślił się i rzekł po chwili.

      – Miałaś mnie rozweselić, tymczasem mam ochotę się powiesić. Przekonałaś mnie, że życie ludzkie jest bez sensu i nie warto być człowiekiem. Wy, Żydzi, jesteście naród posępny. Gdyby w Egipcie tak wierzono, jak uczy wasza pieśń, nikt nie śmiałby się nad brzegami Nilu. Możni ukryliby się ze strachu w podziemiach świątyń, a lud, zamiast pracować, uciekłby do jaskiń i stamtąd wyglądał zmiłowania, które by zresztą nie nadeszło. Nasz świat jest inny, Saro. Wszystko w nim można mieć, ale wszystko trzeba zrobić samemu. I nasi bogowie nie pomagają mazgajom. Schodzą na ziemię dopiero wówczas, gdy bohater, który odważył się na czyn nadludzki, wyczerpie wszystkie siły. Dlatego, Saro, prędzej twoje wdzięki, nie twoja pieśń, rozproszą moją troskę. Gdybym tak poczynał sobie, jak uczą żydowscy mędrcy, i czekał na pomoc z nieba, wino uciekałoby od moich ust, a kobiety od moich domów. Nade wszystko zaś nie mógłbym być następcą faraona jak moi bracia, z których jeden nie przejdzie pokoju bez oparcia się na dwu niewolnikach, a drugi skacze po drzewach. Ja nie jestem jak oni i nie chcę być taki jak ty.

      – A kim chcesz być, mój panie? – zapytała Sara.

      – Tego jeszcze nie wiem.

      Nad wieczorem do folwarku Sary przybiła druga łódź, z której wysiadł naczelny rządca dóbr Ramzesa. Książę przyjął dostojnika w bramie ogrodowej.

      – Chciałem – rzekł następca – zobaczyć się z tobą i powiedzieć ci, iż doszło do mnie, że między moim chłopstwem krążą jakieś nieprzystojne gadaniny o zniżeniu podatków. Pragnę, ażeby wieśniacy dowiedzieli się, że ja im podatków nie zmniejszę. Jeżeli zaś który, mimo ostrzeżeń, uprze się w swej głupocie i będzie rozprawiał o podatkach, najpierw dostanie kije, a potem cała jego krew zostanie oddana wampirom.

      – Może już teraz dać kije pewnej liczbie niesforniejszych, ażeby lepiej pamiętali twój miłościwy rozkaz? – szepnął rządca.

      – Owszem, można dać niesforniejszym kije. Za buntownicze gawędy trzeba bić i ściągać krew. Jeżeli nie podoba im się takie życie, jakie wiodą, mogą też zostać nieumarłymi!

      Te słowa wkrótce obiegły Egipt. Po odjeździe urzędnika książę ziewnął i oglądając się dokoła znudzonym wzrokiem, rzekł do siebie:

      – Zrobiłem, com mógł!

      W tej chwili od strony budynków folwarcznych doleciały księcia cichy jęk i gęste uderzenia. Ramzes poszedł tam i zobaczył, że dozorca parobków, Ezechiel, syn Rubena, wali kijem jednego ze swoich podwładnych, uspokajając go przy tym.

      – A cicho…! A milcz, ty podłe bydlę!

      Bity zaś parobek, leżąc na ziemi, zatykał ręką usta, aby nie krzyczeć.

      Książę w pierwszej chwili rzucił się jak pantera w stronę budynków. Nagle stanął.

      – Cóż mu zrobię? – szepnął. – Przecież to folwark Sary, a ten Żyd jest jej krewnym.

      Przygryzł usta i skrył się między drzewami, tym bardziej, że egzekucja była już skończona.

      Więc to tak gospodarują pokorni Żydzi? – myślał książę. – Ci, którzy szczycą się swoim doskonałym człowieczeństwem… Więc to tak? Na mnie patrzy jak wystraszony pies, a bije parobków…? Czy oni wszyscy są tacy?

      I pierwszy raz zbudziło się w duszy Ramzesa podejrzenie, że i Sara pod pozorami dobroci może ukrywać obłudę.

      W Sarze istotnie zachodziły pewne zmiany.

      Od pierwszej chwili, kiedy spotkała księcia w pustynnej dolince, Ramzes podobał się jej. Lecz uczucie to naraz umilkło pod wpływem ogłuszającej wiadomości, że ten piękny chłopiec jest synem faraona i następcą tronu. W parę dni została jego kochanką, zdziwiona, przerażona, niepojmująca, co się z nią dzieje. A potem jeszcze dowiedziała się, że miesza swoją czystą ludzką krew z istotą będącą tylko z wyglądu człowiekiem, w istocie zaś zmutowanym półzwierzęciem. Żyjąc z Ramzesem, popełniała najcięższy z możliwych grzechów, a jednak nie umiała się go wyrzec…

      W duszy Sary rozrosły się nieznane dotychczas uczucia. Poczęła być zazdrosną o Ramzesa i bać się, aby jej nie porzucił. I jeszcze jedna dręczyła ją troska, że ona czuje się wobec księcia sługą i niewolnicą. Przecież ona była jego, a on jej. Z jakiej więc racji on nie okazuje, że należy do niej choć trochę, lecz każdym słowem i ruchem daje poznać, że dzieli ich jakaś przepaść…

      Pewnego dnia książę przypłynął do niej z psem. Bawił tylko parę godzin, ale przez cały ten czas pies leżał u nóg księcia, na miejscu Sary, a gdy ona chciała tam usiąść, warknął na nią… A książę śmiał się i tak samo zatapiał palce w kudłach nieczystego zwierzęcia jak i w jej włosach. I pies tak samo patrzył księciu w oczy jak ona, z tą chyba różnicą, że patrzył śmielej niż ona.

      Sara nie mogła się uspokoić i znienawidziła mądre zwierzę, które jej zabierało część pieszczot, wcale nie dbając o nie i jeszcze zachowując się wobec pana z taką poufałością, na jaką ona zdobyć się nie śmiała.

      Była zazdrosna o psa!

      ROZDZIAŁ VIII

      Następca tronu większą część dnia przepędzał poza folwarkiem, zazwyczaj na czółnie. I płynąc po Nilu, albo chwytał siatką ryby, które tysiącami uwijały się w błogosławionej rzece, albo przemykał na moczary i ukryty między wysokimi łodygami lotosów i papirusów strzelał z łuku do dzikiego ptactwa, którego krzykliwe stada krążyły gęsto jak muchy. Lecz i wówczas nie opuszczały go myśli ambitne, więc z polowania zrobił sobie rodzaj kabały czy wróżby. Nieraz, widząc stado żółtych gęsi na wodzie, naciągał łuk i mówił:

      – Jeżeli trafię, będę kiedyś faraonem…

      Pocisk cicho świsnął i przeszyty ptak, trzepocząc skrzydłami, wydawał tak bolesne krzyki, że na całym moczarze robił się ruch. Chmury gęsi, kaczek i bocianów porywały się w górę i zatoczywszy wielkie koło nad umierającym towarzyszem, spadały w inne miejsca.

      Gdy ucichło, książę ostrożnie przesuwał łódkę dalej, kierując się chwianiem trzcin i urywanymi głosami ptaków. A gdy między zielonością spostrzegł płat czystej wody i nowe stado, znowu naciągał łuk i mówił:

      – Jeżeli trafię, będę faraonem potężnym jak Ramzes Wielki.

      Strzała tym razem uderzyła w wodę i odbiwszy się kilka razy od jej powierzchni, zniknęła między lotosami. Stamtąd zaś dobiegł przenikliwy krzyk jakiegoś ranionego ptaka, którego rodzaju nie dało się poznać. Książę trafił, lecz nie wiedział w co…

      Gdy nad wieczorem zmęczony wracał do willi, Sara już czekała w progu z miednicą wody, dzbanem lekkiego wina i wieńcami róż. Książę uśmiechał się do niej, głaskał po twarzy, lecz patrząc w jej pełne tkliwości

Скачать книгу