Faraon wampirów. Bolesław Prus

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Faraon wampirów - Bolesław Prus страница 16

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Faraon wampirów - Bolesław Prus

Скачать книгу

wzruszył ramionami.

      – Twój jest folwark – odparł – możesz przyjmować wszystkich, kogo zechcesz. Tylko jeżeli ci ludzie będą się tak mnożyli, niedługo opanują Memfis.

      – Nie cierpisz braci moich, panie? – szepnęła Sara, z trwogą patrząc na Ramzesa i obsuwając mu się do nóg.

      Książę zdziwiony spojrzał na nią.

      – Ja o nich nawet nie myślę – odparł dumnie.

      Drobne te zajścia, które ognistymi kroplami padały na duszę Sary, nie zmieniły dla niej Ramzesa. Zawsze był jednakowo życzliwy i pieścił ją jak zwykle, choć coraz częściej jego oczy biegły na drugą stronę Nilu i opierały się na potężnych pylonach zamku.

      Nadszedł miesiąc Tobi, koniec października i początek listopada. Nil opadł, co dzień odsłaniając nowe płaty czarnej, grząskiej ziemi. Zaczynała się dla Egiptu najpiękniejsza pora roku – zima. Ziemia szybko pokrywała się szmaragdową zielonością, spomiędzy której wytryskały narcyzy i fiołki.

      Już kilka razy statek niosący czcigodną nieumarłą Nikotris i namiestnika Herhora ukazywał się w pobliżu folwarku Sary.

      – Poczekajcie! – szepnął rozgniewany następca. Przekonam was, że i ja się nie nudzę!

      Kazał przygotować czółno na dwie osoby i powiedział Sarze, że z nią popłynie.

      – Jehowo! – zawołała, składając ręce. – Ależ tam jest wasza nieumarła matka i kapłan namiestnik.

      – A tu będzie następca tronu. Weź twoją arfę, Saro.

      – Jeszcze i arfę? – zapytała drżąc. – A jeżeli wasza czcigodna matka zechce mówić z tobą…? Jeżeli na mnie spojrzy, chyba rzucę się w wodę!

      – Nie bądź dzieckiem, Saro – odparł, śmiejąc się, książę. – Jego dostojność namiestnik i moja matka bardzo lubią śpiew. Możesz więc nawet zjednać ich, jeżeli zaśpiewasz jaką ładną pieśń żydowską. Ta o śmierci będzie w sam raz dla mojej matki. Na pewno pocieszy ją myśl, że żadne ludzkie cierpienia nie mogą jej już dotyczyć.

      Na dworskim statku spostrzeżono, że następca tronu siada z Sarą do prostej łodzi i nawet sam wiosłuje.

      – Czy widzisz to co ja, wasza dostojność – szepnęła królowa do ministra – że on wypływa naprzeciw nam z tą swoją Żydówką? O, gdyby nie on siedział w tej łupince, kazałabym ją rozbić! – rzekła z gniewem dostojna nieumarła.

      – Po co? – spytał minister. – Książę nie byłby potomkiem arcykapłanów i faraonów, gdyby nie szarpał wędzideł. W każdym razie dał dowód, że w ważnych wypadkach umie panować nad sobą. Nawet potrafi uznać własne uchybienia, co jest przymiotem rzadkim, a nieocenionym u następcy tronu. To samo zaś, że książę chce nas drażnić swoją ulubienicą, dowodzi, że boli go niełaska, w jakiej znalazł się, zresztą z najszlachetniejszych pobudek.

      – Ale ta Żydówka! – syknęła królowa, mnąc wachlarz z piór w szczelnie obandażowanych dłoniach.

      – Już dziś jestem o nią spokojny – odparł minister. – Jest to ładne, ale głupiutkie stworzenie, które nie myśli i nie potrafiłoby wykorzystać swego wpływu na księcia. Nie przyjmuje prezentów i nawet nie widuje nikogo, zamknięta w swojej niezbyt kosztownej klatce. Z czasem może nauczyłaby się korzystać ze stanowiska książęcej kochanki i zubożyć skarb następcy o kilkanaście talentów. Nim to jednak nastąpi, Ramzes znudzi się nią…

      – Bodajby przez twoje usta, Herhorze, przemawiał Amon wszystkowiedzący.

      – Jestem tego pewny. Książę ani przez chwilę nie szalał za nią, jak się to trafia naszym paniczom. Ramzes bawi się nią, jak dojrzały człowiek niewolnicą. Że zaś Sara jest brzemienna…

      – Czy tak?! – zawołała pani. – Skąd to wiesz…?

      – My wszystko musimy wiedzieć – uśmiechnął się Herhor.

      – A jeżeli będzie syn…? Mógłby narobić kłopotu – wtrąciła pani. – Nie wiadomo, jak krew mojego syna połączy się z krwią zwykłej ludzkiej kobiety. Płód może być nieudany.

      – Wszystko zostało przewidziane – mówił kapłan. – Jeżeli będzie córka, damy jej posag i wychowanie, jakie przystoi panience wysokiego rodu. A jeżeli syn, obarczony skazą krwi, która nie pozwoli mu stać się egipskim półbogiem, wówczas zostanie pisarzem w świątyni! Może też się zdarzyć, że krew Żydówki nasyci cały płód, nie dając dostępu żadnym domieszkom, a wtedy ów chłopiec będzie Żydem.

      – Ach, mój wnuk Żydem!

      – Nie trać pani do niego serca zbyt wcześnie. Krew dziecka można zmienić także po jego narodzinach. Posłowie nasi donoszą, że lud izraelski zaczyna pragnąć króla. Zanim więc dziecko urośnie, żądania ich dojrzeją, a wtedy my im damy władcę, który własnym przykładem przekona ich do praktykowania mutacji uszlachetniających ich rasę! Żydowska krew przestanie być trująca dla fenickich wampirów, a my znów będziemy mieć pożytek z tego krnąbrnego ludu.

      – Jesteś jak orzeł, który jednym spojrzeniem obejmuje wschód i zachód! – odparła królowa z podziwem. – Czuję, że mój wstręt do tej dziewczyny zaczyna słabnąć.

      Na czółenku odezwała się arfa i Sara drżącym głosem zaczęła pieśń:

      – Jakże wielkim jest Pan, jakże wielkim jest Pan, twój Bóg, Izraelu!

      – Prześliczny głos! – szepnęła królowa. – Tylko pięknymi głosami potrafię jeszcze się cieszyć…

      Arcykapłan słuchał z uwagą.

      – Dni Jego nie mają początku – śpiewała Sara – a dom Jego nie ma granic. Odwieczne niebiosa pod Jego okiem zmieniają się jak szaty, które człowiek wdziewa na siebie i odrzuca. Gwiazdy zapalają się i gasną jak iskry z twardego drzewa, a ziemia jest jak cegła, której przechodzień raz dotknął nogą, idąc wciąż dalej. Jakże wielkim jest twój Pan, Izraelu.

      On w pszenicznym ziarnie chowa sto innych ziaren i sprawia, że lęgną się ptaki. On z sennej poczwarki wydobywa złotego motyla, a ludzkim ciałom w grobach każe oczekiwać na zmartwychwstanie.

      On widzi ruch serca mszycy i ukryte ścieżki, po których chadza najsamotniejsza myśl ludzka. Lecz nie masz takiego, który by Jemu spojrzał w serce i odgadł Jego zamiary.

      Przed blaskiem Jego szat wielkie duchy zasłaniają swoje oblicza. Przed Jego spojrzeniem bogowie potężnych miast i narodów skręcają się i schną jako liść zwiędły. On jest mocą, On jest życiem, On jest mądrością, On twój Pan, twój Bóg, Izraelu!

      – Czy wiesz, pani, co to jest za pieśń? – zapytał Herhor w języku zrozumiałym tylko dla kapłanów. – Ta głupia dziewczyna na środku Nilu śpiewa modlitwę, którą wolno odmawiać tylko w najtajemniejszym przybytku naszych świątyń…

      – Więc to jest bluźnierstwo?

      – Szczęście, że na

Скачать книгу